Nasze projekty

Tomaszowi Machale, bratu w wierze

Tomasz Machała, szef portalu Tomasza Lisa natemat.pl (nie wiem jakie są układy formalne, wiem, że gdy dziennikarze stamtąd dzwonią, mówią, że są „z portalu Tomasza Lisa”), opublikował w tygodniku redagowanym przez Tomasza Lisa („Newsweek Polska”), swoistą polemikę z moim tekstem o perypetiach z tygodnikami, w którym zaczepiłem Tomasza Lisa (tekst jest tutaj).

Reklama

Tomaszowi Machale, bratu w wierze

Sam Tomasz Lis już kilka dni temu napisał w związku z tym emocjonalny manifest, tradycyjnie dowodząc, że słynny tekst „Newsweeka” o kochankach księży, oparty na anonimach i nieistotnych statystycznie badaniach był „znakomicie udokumentowany”.

 

Reklama

Tradycyjnie też wytłumaczył mi, że jestem cynicznym idiotą – przecież on mnie nie wyrzucał, przecież nadal mogłem publikować w tygodniku, którego okładki w wulgarny sposób brukały dobre imię mojej rodziny.

 

Tak, Tomku, rodziny. Zrozum wreszcie, że mamy różne perspektywy. Że Kościół, który dla Ciebie jest bytem organizacyjnym takim jak Ruch Palikota, czy Instytut Reumatologii, dla mnie ma twarze bardzo bliskich mi ludzi. Jest moim domem, moją Matką, powietrzem którym oddycham. Jest żywym Ciałem Boga, w którego wierzę, Chrystusa.

Reklama

 

Nie oczekuję, że będziesz podzielał tę wiarę, jedyne o co proszę, to prawda i szacunek. Bo w tej dziedzinie dziennikarstwo ucieka ostatnio w stronę manifestu. Zamiast faktów i liczb kwitną słowne kalafiory: „Kościół zamiata pod dywan”, „Celibat to fikcja”. Frazy równie „treściodajne“, co: „wszyscy artyści to prostytutki”, albo: „Polacy to złodzieje niemieckich samochodów”.

Dość już o Tomku. W naszych bilateralnych relacjach w najbliższym czasie spodziewam się przełamania (albo wreszcie damy sobie po razie, albo haniebnie upijemy, albo pójdziemy na modlitwę o uwolnienie).

Reklama

 

Póki co, wrócę jednak do redaktora Machały.

Tekst polecam do lektury w „Newsweeku”, tu z grubsza streszczę: „Hołowni nikt nie prześladuje, bo mnie nikt nie prześladuje. Przeciwnie – odniosłem sukces i czuję się jak pączek w maśle, a też jestem katolikiem”.  

 

Co do tego, że Tomek Machała jest katolikiem, wątpliwości nie ma. Wystarczyłaby mi deklaracja, nie musiał pozować do zdjęcia z ołtarzykiem oraz wyliczać, że ma też krzyż na ścianie i co niedziela chodzi do dominikanów (bo jest „niechętny odpustowym zwyczajom kościołów parafialnych”).

 

Podpisuję się pod pointą jego tekstu: „Katolicyzm nie potrzebuje dziś obrażonych niby – męczenników, ale kreujących siebie mistrzów nowych mediów, którzy z amerykańskim zapałem będą codziennie szturmować media ciekawymi tematami i bożym entuzjazmem”.

Tomek, poszturmujmy razem! Napisz tekst, może być felieton, taki jak mój: o tym, co ma zrobić człowiek, który płaci podatki wydawane później przez państwo na przykład na in vitro (choć Ty akurat z in vitro nie masz kłopotu takiego jak ja).

 

Po napisaniu wyślij do „Wprostu“. Idź w poniedziałek do kiosku. Niespodzianka! Tekstu nie będzie, przeczytasz za to komentarz redakcji: „Machała skoro pisze takie teksty, musi być debilem”.

 

Jak tam? Masz jeszcze trochę „amerykańskiego” zapału?

 

Piszesz, że jesteś przeciwnikiem aborcji. Co ci szkodzi – machnij na ten temat pełen „bożego entuzjazmu” felieton u siebie na portalu. A później poczytaj sobie komentarze Twojej „najbardziej atrakcyjnej dla reklamodawców” publiczności.

 

Nikt cię do tej pory nie strzaskał za katolickie poglądy?

A jak miał strzaskać, skoro ich nie ujawniałeś?

 

Prawo do mówienia: „to bzdury, że strzelają”, będziesz miał dopiero jak odważysz się wyjechać na wojnę. Byłeś reporterem politycznym.

Dziennikarz sportowy, a przy okazji protestant, na tej samej zasadzie mógłby stwierdzić, że ewangelików w Polsce traktuje się świetnie, bo nikt mu nie ingeruje w teksty o Realu Madryt.

 

Sam piszesz, że nie będziesz się ciągle zajmował eutanazją i in vitro, bo nie chcesz być „katolikiem dyżurnym”. Ja nie nałożyłem sobie takich ograniczeń. Piszę, o czym chcę. I jedyne, o co mi chodzi, to żeby mój katolicyzm miał w mainstreamowych mediach dokładnie te same prawa, co katolicyzm Machały. A nie ma.

 

I nie mówimy o Twoim portalu. Mówimy o dwóch, konkretnych tygodnikach, bo przyznasz, że dwa to już jakieś zjawisko (jak jest dwóch księży, to zawsze już jest zjawisko, więc tu jadę per analogiam, nieprawdaż).  

 

Jestem chyba ostatnią osobą, której można zarzucić, że dąsa się na laicyzującą rzeczywistość. Piszesz: „Nikt nam już nie obieca lepszego stoiska. Chcemy na targu mieć więcej klientów naszych idei, musimy ich do siebie przekonać, musimy wyciągnąć ich z obojętności” – toż to są frazy z mojego felietonu w „Newsweeku“, w którym tłumaczyłem, dlaczego w nim uparcie jestem, mimo że ultrakatolickie środowiska przez lata pluły na mnie aż furczało.

Tomaszowi Machale, bratu w wierze

I byłbym w nim do dzisiaj.

Pisząc nadal nie tylko o in vitro, ale i o serialach, książkach, brytyjskich gazetach, globalnym ociepleniu, Afryce i miłości. Twoje refleksje to piękna teoria. Ja przerobiłem praktykę, gdy na galerii, w której prowadziłem wegetariański sklepik zaczęto wieszać bannery: „Wegetarianie kradną!” „Gwałcą!”, „Kantują na potęgę!”.

 

Cztery razy próbowałem na łamach „Newsweeka“ polemizować z  krzywdzącymi tezami z okładek. Za piątym nie wystarczyło mi „amerykańskiego zapału”. Usłyszałem, że jestem hipokrytą i że mogę teraz „kroić sobie swoje kazanka” gdzie indziej. A później Tomasz Lis „zawstydzał” mnie na okładkach jeżdżącym po mnie ks. Lemańskim, tak jak teraz „zawstydza” Machałą.

 

Chrzest przyjęliśmy ten sam, czasem pewnie mijamy się na Służewiu, ale parę istotnych rzeczy nas różni. Ty nie masz problemu z okładką sugerującą seks oralny ministranta z księdzem, twierdząc, że takie są reguły rynku, gdyby ludzie chcieli „Anioła Pańskiego”, redaktor Lis dałby „Anioł Pański”. Ja mam.

Ja – świadomie – zacząłem pisać o Kościele w pierwszej osobie („my w Kościele mamy problem z…”), Ty piszesz: „Kościół polski nie potrafi rozmawiać z wiernymi”, „Abp Michalik pcha Kościół w stronę ludyczną”, „otwartość Kościoła na dialog jest żadna”, „Kościół nie ma woli otwarcia szaf z trupami”, „Nie będę pudrował jego niezbyt ładnego oblicza”.

 

Nie rozumiem: jesteś katolikiem i nie ciągnie cię, żeby wstać od biurka, wyrwać się ze „schronienia u dominikanów” i zobaczyć, jak fascynującej różnorodności jesteś częścią? Przekonać się jak ciekawa jest prawda o twojej rodzinie, wyglądająca zza niemądrych generalizacji?

 

Że my w Kościele nie umiemy jej opowiedzieć? Jasne. Ale próbujemy się starać. Po to zawzięcie piszę książki. Po to założyliśmy stację7.pl, gdzie możesz przeczytać nie o in vitro a o fascynującym świętym Spirydonie, o tym co piszczy w Kościele w Argentynie, o chrześcijańskich kawiarniach w Korei i o kulinarnych zmaganiach szkockich mnichów z belgijskimi.

 

Że nie jesteśmy mainstreamem, jak natemat.pl? To świadomy wybór, że u nas nie ma polityki. Jest bardzo staranne pilnowanie klimatu. Postaramy się dowieść, że nisza nie jest przekleństwem. Ba, że – na rynku, gdzie dużo jest pustego hałasu – może być synonimem luksusu.

Trochę męczące staje się to, że i Ty i kolega Lis sięgacie po ten sam argument: Hołownia zrzędzi, a przecież pokazują go w „Mam Talent”. Edward Miszczak posyła mnie do gimnastyczek i żonglujących barmanów, by wesprzeć moje poglądy w sprawie Trójcy Świętej albo in vitro? Czy może po prostu liczy, że zabawnie się posprzeczam z Prokopem? Nie zamiatajcie pod dywan istoty sprawy. Tego, że po piętnastu latach w zawodzie w ciągu roku w dwóch dużych redakcjach zamiast o wolności słowa usłyszałem o „obowiązującej linii redakcyjnej”.

 

Przestańcie wyliczać mi programy, dochody z książek, wytykając, że jednocześnie lansuję się na męczennika.

 

Koledzy – ja nie dorosłem do męczeństwa. Naprawdę nie marzę o tym, by być znanym głównie z tego, że odchodzę z pracy. Do natemat.pl ciężko mi pisać, bo to jednak też portal. Ale „Newsweek”?

 

Mówiłem Lisowi: wracam od jutra, dajcie w numerze dwa sklepiki – naczelnego (albo innego lewicującego publicysty) i mój. Hardkor. Po bandzie. I ocena czytelników: kto lepiej dał radę. Jak mnie się brzydzą, nie obrażę się, jak tę robotę weźmie Terlikowski.

 

Naprawdę macie wolność słowa? Naprawdę nie macie tej „linii redakcyjnej“? To dlaczego nie dzwonicie? Jak z tym żyć?

 

Tomaszowi Machale, bratu w wierze

Podsumujmy.

 

Fajnie, że Tomkowi Machale super się powodzi, pije drogą kawę i ma czaderskiego kompa. Fajnie, że jest katolikiem. W Kościele się nie orientuje, ale nie musi.

 

Ja byłbym kretynem sądząc, że jestem w tym kraju prześladowany, fakt pozostaje faktem – z dwoma dużymi tygodnikami musiałem się pożegnać bo jeden obrażał moje poglądy, a moje poglądy obrażały drugi z nich.

 

Czy mam podstawy sądzić, że niektórzy nerwowo reagują na moje teksty, bo nadal chcieliby uchodzić za arbitrów obiektywizmu, a prawda jest taka, że stronniczo lewicują?

 

Mam.

 

Czy to szersze zjawisko?

 

Nie wiem. I mówiąc szczerze średnio mnie to obchodzi, jestem zmęczony tą publicystyczną ipsacją, zamiast Hołownią wolę zająć się Panem Jezusem.

Machała wyznaje, że jest ciekaw, jak ów Jezus rozstrzygnąłby dylematy: co jest ważniejsze – gubiony w walce o klikalność szacunek dla człowieka, czy pieniądze, które pozwalają wypłacić innym ludziom pensje?

 

Jak pogodzić naukę Jezusa z walką o owe klikanie? Oprócz ołtarzyka przyda się tu Ewangelia.

 

„Klikalność“ Jezusa pod krzyżem wynosiła pewnie około pięciu mimo, że mogła spokojnie wynosić kilkadziesiąt tysięcy. Tomek pisze, że „media dają ludziom, to co chcą usłyszeć”. Jezus ma odwrotną metodę – daje Prawdę, a ludzie mogą słuchać, albo nie.

 

W tym co piszę, będę się więc starał szukać Prawdy i pokazać ją najatrakcyjniej jak umiem. Pójdę z tym wszędzie, gdzie będą mnie chcieli. Gdy przy okazji będzie sprzedawalność i oglądalność – super. Jak nie będzie – przez sekundę nie będę się pytał jak połączyć ogień z wodą.

 

Bo Jezus po prostu jest fajniejszy niż klikalność. I tyle.


W tym temacie polecamy również:

 

Alina Petrowa-Wasilewicz: Hołownia za burtą, Wójciak na pokładzie

 

Paweł Kozacki OP: Bronię Ewy Wójciak (choć się z nią nie zgadzam)

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę