Programistka, fotograf, reformatorka. (Nie)zwykłe siostry zakonne
Innowatorka w dziedzinie informatyki, fotograf za klauzurą, reformatorka zakonu. Siostry zakonne zapisały się w historii podejmując się czasem niecodziennych czy wręcz rewolucyjnych zadań.
„Czyż wszyscy nie boimy się w jakiś sposób, że jeśli pozwolimy całkowicie Chrystusowi wejść do naszego wnętrza, jeśli całkowicie otworzymy się na Niego, to może On nam zabrać coś z naszego życia?” – pytał papież Benedykt XVI i zapewniał: – „Kto wpuszcza Chrystusa, nie traci nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim. (…) On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej”. Co otrzymały kobiety, które poszły za Nim? Poznajmy historie kilku sióstr zakonnych.
Fotograf za klauzurą
Wyobraźnia Celiny nie znała granic. Mawiała, że Chrystus jest jej rycerzem, który stoczył dla niej zwycięski bój ze śmiercią. Kiedy zdecydowała się wstąpić do karmelu w Lisieux, niektóre siostry kręciły nosem: „Po co w zakonie artystka, i to w dodatku fotograf?”. Teraz wiele sióstr karmelitanek zajmuje się ikonopisaniem, ale w XIX w. rzeczywiście takie talenty mogły uchodzić za fanaberie. Siostra Małej Tereski posłusznie zostawiła sztalugi, ale postanowiła nie rozstawać się z aparatem. I tak oto dzięki Celinie Martin – s. Genowefie od Najświętszego Oblicza – mamy zdjęcia przedstawiające życie karmelu w Lisieux, a przede wszystkim jej siostry – św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
Siostra programistka
Mary Kenneth Keller rozpoczęła edukację akademicką dopiero po wstąpieniu do Sióstr Miłosierdzia Najświętszej Maryi Panny w Dubuque w stanie Iowa, ale za to ruszyła jak burza. Już w 1953 roku uzyskała dyplom z matematyki i z fizyki, a w 1965 r. jako pierwsza kobieta w Stanach Zjednoczonych otrzymała doktorat, w dodatku z informatyki. Pracując w centrum informatycznym w Dartmouth w placówce, która przyjmowała wyłącznie mężczyzn, wraz z Johnem G. Kemenym i Thomasem E. Kurtzem opracowała język programowania BASIC. Załozyła potem wydział informatyczny i sama nim kierowała, zachęcając szczególnie kobiety do pracy z komputerami. Uważała, że informatyka będzie miała wielką przyszłość w edukacji, a każda mama powinna sama umieć programować.
Od początku
Doprowadziła do skandalu na całą Hiszpanię – a wszystko przez to, że postanowiła żyć według pierwotnych reguł założycieli własnego zakonu. Mowa o św. Teresie z Avila, mistyczce i reformatorce zakonu karmelitańskiego. Rzeczywiście, życie zakonne w XVI w. dopiero wychodziło z poważnego kryzysu, więc klasztor, w którym mieszkałoby zaledwie kilkanaście sióstr (a nie 190), zachowujących posty, modlitwy, kryjących się za klauzurą (zamiast nieustannie przyjmować gości), a w dodatku żyjących z Opatrzności Bożej, wyglądał co najmniej podejrzanie. Jednak mimo poważnych przeszkód za pomysłem Teresy poszło wiele odważnych kobiet, a ich prześladowcy musieli ustąpić. Matce Karmelu zawdzięczamy zaś nie tylko niezwykłe dzieła poezji mistycznej, traktaty duchowe czy wartko napisane „Księgę życia” i „Księgę fundacji”, ale przede wszystkim zachętę do podjęcia osobistej relacji z Bogiem. „Na różne więc sposoby Boski Król nasz ofiaruje duszom pokój i swoją przyjaźń, jak o tym na każdy dzień przekonać się możemy, (…) najniższy, jakiego by wam użyczył, stopień Jego przyjaźni, nad wszelki wyraz bogatymi was czyni, jeśli jeno z waszej strony nie zbywa na należnym współdziałaniu”.
Tańcząca z garnkami
O życiu karmelitanki, św. Marii od Jezusa Ukrzyżowanego – Małej Arabki – można opowiadać długie historie. Towarzyszyło mu wiele niezwykłych znaków, jednak Miriam – nieodrodna córka duchowa św. Teresy z Avila i św. Jana od Krzyża – nie ufała nadzwyczajnościom. Ekstazy, które często jej się zdarzały, nazywała snem, a stygmaty oznakami trądu. Choć zakochana w Bogu do szaleństwa, stąpała także po ziemi. Kiedy wraz z innymi karmelitankami płynęła do Indii, aby założyć nową fundację, byłą jedyną osobą na statku, która potrafiła okiełznać dwóch nieznośnych synków pasażerów. Choć, jak wspomniał jeden z podróżnych, nikt nigdy tyle od nich nie wymagał, okazało się, że chłopcy pokochali siostry i kiedy miały wysiadać, uderzyli w płacz. Co więcej, wystraszyła kiedyś złodziei, udając rozmowę między dwiema Arabkami. Aby nie wpadać w lewitacje, s. Maria poprosiła przełożoną, aby mogła pracować w klasztornej kuchni. Liczyła po cichu, że ciężkie garnki utrzymają ją przy ziemi – nic z tego! Współsiostry widziały, jak rozpalona miłością Bożą przygrywała na garnkach, patelniach, wpadła w ekstazę przy praniu, a pewnego razu wylądowała nawet na czubku drzewa.
Przeczytaj również
Milion dolarów to za mało
Wszystko zaczęło się w pociągu. Jadąca w stronę Darjeeling loretanka usłyszała wyraźne wołanie: „Chodź, chodź, zabierz Mnie do mrocznych dziur, w których mieszkają ubodzy. Chodź, bądź Moim światłem”. Choć przez bez mała 50 lat odczuwała wewnętrzne ciemności, przynosiła światło Chrystusa najuboższym z ubogich. Niestraszne jej były slumsy, brud, błoto, dotykanie ran czy owrzodzeń. Mowa oczywiście o Matce Teresie z Kalkuty. Jej radykalne działania były różnie przyjmowane. „Żyłem jak zwierzę, a teraz umieram otoczony troską i miłością jak anioł” – mówili ubodzy. Jeden z nich umierał z uśmiechem na twarzy, ponieważ siostry kalkutki na jego prośbę znalały… cukierek. Z kolei pewien dziennikarz, widząc, jak Matka pielęgnuje trędowatego, skomentował: „Nie zrobiłbym tego nawet za milion dolarów”. „Ja też nie zrobiłabym tego za milion dolarów” – odparła. – „Ale dla Chrystusa…”
Matka Teresa doskonale zdawała sobie sprawę, że istnieją różne rodzaje ubóstwa. Trudno jest funkcjonować, kiedy doskwiera ubóstwo materialne, kiedy przez wiele dni nie wzięło się pożywienia do ust. Jednakże w krajach bogatych wiele osób cierpi na inną biedę: głód samotności.
Nic niemożliwego
„Czego siostra potrzebuje?” „Grabie by mi się przydały… i szpadel… i jeszcze parę rzeczy… Ale nie mam pieniędzy!”. „To nie problem, ja to wszystko siostrze dam!” – tak oto Boża Opatrzność zatroszczyła się o dom w Saluzzo we Włoszech, pierwszą siedzibę wspólnoty Cenacolo, założoną przez s. Elwirę Petrozzi. S. Elwira ze zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Joanny Antidy Thouret, podobnie jak Matka Teresa, czuła w sercu wezwanie do nowego zadania. Czy jednak siostra, która skończyła zaledwie trzy klasy podstawówki, poradzi sobie z narkomanami, uzależnionymi, młodymi o zwichrowanej psychice? Rozeznawanie trwało 10 długich lat, jednak z perspektywy widać, że Bóg się nie mylił. „Powołanie, które pochodzi od Boga, pozwala ci wierzyć i czynić rzeczy, których ty sama nigdy nie potrafiłabyś sobie wyobrazić” – mówi s. Elwira. Dziś Wspólnota Cenacolo jest miejscem, w którym poprzez pracę i modlitwę odzyskują zdrowie nie tylko narkomani, ale i ci, w których rodzinach, choć bogatych materialnie, zabrakło zwykłego czasu dla siebie nawzajem. Ucząc się na nowo budowania relacji, młodzi odkrywają swoje powołanie – czy to do życia rodzinnego, czy konsekrowanego, czy też do kapłaństwa. A zaufanie w działanie Bożej Opatrzności pozostaje im na długie lata.