„Nie ma już nadziei, ale mają ją czekający na przeszczep. Nie możemy już nic zrobić, ale możemy dać komuś szansę”
Szans, że Tomek przeżyje już nie było. Wiedzieliśmy, że wkrótce zadadzą nam to pytanie, ale chyba do końca nie chcieliśmy go usłyszeć. To było zbyt trudne. Odpychałem od siebie tę myśl, wciąż mając nadzieję… W końcu umiera ostatnia, ale Tomek naprawdę umierał. Kiedy przyszedł chirurg, zadał nam pytanie: “Czy zgadzacie się na oddanie narządów Tomka do transplantacji?”.
Tego dnia byłem w pracy, jestem lekarzem. Jak każdego dnia, chodziłem po oddziale intensywnej terapii i doglądałem, czy wszystko w porządku u moich pacjentów. OIOM był zapełniony, a wszystkie łóżka zajęte, więc nic nie wskazywało, że cokolwiek może się wydarzyć. Raczej wszystkie znaki na ziemi mówiły mi “to będzie spokojny dyżur”. Myliłem się.
Na anestezjologii sprawa wygląda tak, że o ile na oddziale są pacjenci stabilni, raczej bywa spokojnie. Pielęgniarki wołają mnie, gdy chorzy wymagają farmakologicznej stabilizacji, reanimacji, czy jest jakaś wątpliwość, gdy należy przyjąć na oddział kolejnego pacjenta. Zdarza się też, że do szpitala trafiają osoby wymagające natychmiastowej operacji lub zabiegu. Wtedy muszę pojawić się na bloku operacyjnym, aby wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej. Tego dnia wydarzyła się właśnie taka sytuacja.
“Ciężki przypadek”
Wszystko działo się po północy. Było późno, więc zamknąłem się w dyżurce licząc na spokojną noc. Tymczasem na mój oddział wtargnęła zasapana pielęgniarka. Nie mówiąc nic wskazała dłonią, że powinienem iść za nią. Wiedziałem już wtedy, że moja wizja lekkiego dyżuru nie jest już realna. “Ciężki przypadek” – tyle wydusiła z siebie i biegłą dalej, by zdążyć do windy.
Kiedy weszliśmy, pielęgniarka opierała się o ścianę, próbując złapać oddech. Unikała mojego wzroku, nie chciała patrzeć w moją stronę, ale nie dało mi to wtedy do zrozumienia. Zdyszała się – myślałem. Kiedy wyszliśmy z windy, rozbłysły kolorowe lampy karetki i policji. Kiedy otworzyły się drzwi ambulansu, a ratownicy medyczni zaczęli wyciągać pacjenta, musiałem usiąść, zdumiałem…
Dlaczego to nas spotkało?!
Biegałem boso po podwórku i jedyną myślą, jaką miałem w głowie, to karmelowe lody, które zjem z bratem na podwieczorek, jeśli będziemy grzeczni. Ta beztroska towarzyszyła mi w tej chwili. Widziałem mamę wołającą na obiad. Czułem, jak brat podkłada mi nogę, a ja poetycko upadłem na ziemię rozbijając sobie kolano. Pamiętam ten moment dokładnie, kiedy spadałem, nagle otworzyły mi się oczy, a sielanka odeszła. Znów był oddział, znów były blaski świateł karetki i znów pielęgniarka próbowała coś do mnie powiedzieć, ale nie byłem w stanie jej zrozumieć, a tym bardziej jej odpowiedzieć.
Przeczytaj również
Kiedy dotarło do mnie, co właściwie się wydarzyło i kto zaraz znajdzie się na stole operacyjnym, nie mogłem uwierzyć. “Dlaczego to spotkało właśnie mojego brata?!” – pytałem, a przede wszystkim wciąż nikt nie był mi w stanie odpowiedzieć, co właściwie się stało i dlaczego mój młodszy brat już za chwilę będzie operowany. Nie mogliśmy wymienić się nawet spojrzeniem, bo miał zamknięte oczy. Zadrżałem i właściwie nic już nie wypowiedziałem, siedziałem w swoim kitlu na korytarzu i czekałem, na co? Dowiedziałem się tylko, że jest bardzo źle, a szanse na przeżycie Tomka są niewielkie…
“Do zobaczenia”
Tego dnia zadzwonił do mnie mój brat. Chciałbym powiedzieć, że była to rozmowa z tych podsumowujących, z tych wzniosłych o życiu. Była to właściwie krótka pogawędka, która zakończyła się drobną sprzeczką. Nie wiedziałem, że będzie to nasza ostatnia rozmowa, więc mówiąc coś trzy po trzy, pożegnałem się i powiedziałem “Do zobaczenia”. Tomek uwielbiał motocykle, więc i tego dnia w wolnej chwili wsiadł, założył kask i była to jego ostatnia podróż.
Kiedy ocknąłem się po największym szoku, dowiedziałem się, że to był wypadek. Tomek jechał na motorze, zboczył z trasy i upadł. Nie zderzył się z nikim, nie potrącił go samochód, po prostu stracił przytomność prowadząc. Niestety nie był widoczny z głównej trasy, więc dopiero po dłuższym czasie ktoś przejeżdżając zwrócił na niego uwagę i wezwał pogotowie. Kiedy policjant mi o tym wszystkim opowiadał, wiedziałem, że było już za późno, przecież jestem lekarzem.
“Nie ma już nadziei”
Ostatnią nadzieją dla Tomka była operacja. W jej trakcie okazało się, że przyczyną jego zasłabnięcia podczas jazdy był pęknięty tętniak. Wtedy wiadomo już było, że nie ma zbyt wielu nadziei, by z tego wyszedł. Tym bardziej, że w grę wchodził czas, który nieubłaganie mijał i działał na jego niekorzyść. A ponadto poprzez upadek z motocykla, był poturbowany. Stwierdzono “śmierć mózgu”. Mój kolega, chirurg, który operował Tomka wyszedł i powiedział: “Rafał, nie ma już nadziei”.
Kolana się pode mną ugięły tym bardziej, że zrozumiałem, że czeka mnie telefon do mamy. Pewnie do ostatnich chwil trzymała w rękach swój ulubiony różaniec i modliła się o cud. Nie miałem dla niej dobrych wiadomości. Kiedy lekarz do mnie wyszedł ponownie powiedział: “Mówiłem, że nie ma nadziei, ale mają ją czekający na przeszczep. Wiesz, że nie możemy już nic zrobić, ale możemy dać komuś szansę”. Zamarłem.
Dawca nowego życia
Zadzwoniłem do mamy i powiedziałem jej prawdę. Szans, że Tomek przeżyje właściwie nie było. Mama wpadła w totalną rozpacz i szybko przyjechała do szpitala. Wiedziała już, że wkrótce zadadzą jej to pytanie, ale chyba do końca nie chciała go usłyszeć, to było zbyt trudne. Ja sam odpychałem od siebie te myśli wciąż mając nadzieję… W końcu umiera ostatnia, ale Tomek naprawdę umierał…
Po operacji wszedłem do sali zabiegowej i sprawdziłem wyniki, upewniałem się o wszelkich rokowaniach, czy aby na pewno nie ma już dla niego szansy. Wszystkie metody zawiodły i przyszła pora, aby podjąć tę najtrudniejszą decyzję. Wtedy przypomniałem sobie, że mój brat w portfelu nosił oświadczenie woli, że w razie wypadku, gdzie nie będzie nadziei, chce podarować komuś drugie życie. Kiedy ponownie przyszedł chirurg, zadał nam pytanie: “Czy zgadzacie się na oddanie narządów Tomka do transplantacji?”. Postanowiliśmy z mamą spełnić jego wolę.
Transplantacja
Nie mamy informacji, kto nosi w sobie serce Tomka, nie wiemy, czy jego narządy przyjęły się w organizmach biorców. Żyjemy jednak w poczuciu, że spełniliśmy jego wolę, że daliśmy komuś drugą szansę, że on dał komuś szansę na drugie życie.
Warto uświadomić sobie, że każdy z nas jest w stanie kiedyś stanąć w obliczu choroby, gdzie jedynym ratunkiem będzie przeszczep organu… Każdy z nas może także znaleźć się w sytuacji, gdzie będzie musiał decydować o ciele bliskiej osoby, a może także się zdarzyć, że to twoja rodzina będzie decydować o tobie. Oświadczenie woli może pomóc usprawnić cały proces. Decyzja jednak należy do ciebie.