Kłóćmy się, ale z szacunkiem. Rozmowa z mediatorem
Wszyscy kochamy “ludzkość”, tylko sąsiadów nie potrafimy znieść, a cała zabawa polega na tym, że żyjemy wśród sąsiadów, a nie wśród “ludzkości”. Ludzkość sama się naprawi, jeśli sąsiad z sąsiadem zacznie żyć dobrze.
Z Jerzym Książkiem – mediatorem, prezesem Polskiego Centrum Mediacji – rozmawia Anna Druś.
Gdy patrzymy na to, jak Polacy kłócą się w Internecie i nie tylko, nie sposób nie zapytać: jak się różnić i spierać, by się przy tym nie obrażać?
Zauważmy na początek jedną rzecz: wszyscy kochamy „ludzkość”, tylko sąsiadów nie potrafimy znieść, a cała zabawa polega na tym, że żyjemy wśród sąsiadów, a nie wśród „ludzkości”. Ludzkość sama się naprawi, jeśli sąsiad z sąsiadem zacznie żyć dobrze. I oczywiście naturalne jest to, że ludzie się różnią, że mają różne poglądy i różne zdania. Tylko jest taka prosta rzecz, że jeżeli ja od kogoś oczekuję, że mnie zrozumie – on tego samego oczekuje ode mnie. Niestety w większości działamy na poziomie takiej komunikacji, że „ja jestem OK, ty nie jesteś OK”. Nie ma komunikacji „ja jestem OK i ty jesteś OK, wolno nam się różnić”. A jeśli jest, to bardzo rzadko.
Da się tego nauczyć, jakoś wytrenować?
Oczywiście, że się da, przecież właśnie tę sztukę do perfekcji mają opanowaną mediatorzy. Nazywamy to komunikacją bez przemocy. Da się tego uczyć nawet dzieci. W Nowej Zelandii dzieci uczą się komunikacji interpersonalnej od pierwszej klasy szkoły podstawowej. To konieczne, bo tam jest taka mieszanka różnych narodów, kultur, języków, religii, że jest to ważna umiejętność. A w Polsce? Niestety żadna szkoła tego dzieci nie uczy. W Polsce, nawet – nie ubliżając nauczycielom – oni też często nie potrafią się komunikować, bo są uczeni przede wszystkim przekazu jednostronnego z ocenianiem wyników. Nie uczy się ich i oni potem też nie uczą rozmowy, ścierania się poglądów. Podstawowym jednak miejscem, gdzie powinniśmy się uczyć komunikacji, jest dom, rodzina. A wiemy, jak różnie jest w rodzinach.
Przeczytaj również
Wie pani, że my teraz w czasie koronawirusa mamy więcej mediacji rodzinnych niż wcześniej?
To ciekawe!
A co ciekawsze, problem dotyczy rodzin mieszkających w blokach, mieszkaniach – a nie tych w domach. Czemu? Bo niewielka powierzchnia mieszkania plus zamknięcie spowodowały, że ludzie nie mieli możliwości odpoczywać od siebie, dystansować się. Wcześniej dystansowali się w pracy czy w drodze do pracy, w tu nagle jeden wspólny living room, kilka osób na kupie, brak możliwości wyjścia choćby na dwór. No i zaczynają widzieć siebie inaczej…. Ale to wszystko daje się naprawić. Tylko trzeba zacząć wzajemnie się słuchać i uczyć się żyć razem, a nie obok siebie być.
Brzmi jak podstawowa i jednocześnie bardzo trudna umiejętność…
Rzeczywiście, wydaje mi się czasem, że mediacje np. małżeńskie są jedynym miejscem, gdzie ludzie wreszcie muszą się wzajemnie wysłuchać. I czasem właśnie to wystarczy, by się pogodzili. Przychodzi małżeństwo, które po 15 latach się rozwodzi, i do mediacji siadają jako ludzie, którzy się wzajemnie nie znają. Do tej pory nie wiedzieli, co ta druga strona myśli, nawet nie raczyli się zapytać. Po wysłuchaniu okazuje się, że są zupełnie inni niż do tej pory sobie siebie wyobrażali i widzieli.
W takim razie jak się słuchać?
Profesjonalnie. Wie pani, na czym polega profesjonalizm słuchania?
Na czym?
Na tym, żeby zadać sobie pytanie, dlaczego ta osoba w ogóle mnie to mówi. Dlaczego wybrała mnie na tego, któremu chce to powiedzieć? Czego oczekuje w zamian? Każda rozmowa, nawet najbanalniejsza, o niczym – to pewien komunikat, który nadawca wysyła do odbiorcy. Ważne, żeby odbiorca zrozumiał intencje nadawcy. Nie tylko co mówi i jak, ale też dlaczego on to do mnie mówi. Oczywiście jeśli sobie na te pytania odpowiemy i uświadomimy sobie, po co ktoś do nas mówi – nadal mamy prawo się z nim nie zgodzić. Zresztą czasami ludzie wcale nie chcą, żebyśmy się z nimi zgadzali, ale chcą żebyśmy ich wysłuchali. Najczęściej, gdy do kogoś idziemy po radę to po to, by potwierdzić, że dobrze myślimy, że chcemy podjąć dobrą decyzję. Dlatego często powtarzam, że “Wujek dobra rada” to jest taki, który – gdy przyjdę do niego po radę – powie raczej “ja Ci radzę: rób jak uważasz”.
Skoro nie zawsze chodzi nam o jednakowe poglądy, to może konflikt jest czasem dobry?
Oczywiście, że jest. Dyskutujemy, gdy bronimy swoich racji, a kłócimy się, gdy podchodzimy do nich bardzo emocjonalnie i gubimy poczucie racjonalności. Ponadto konflikt grupuje ludzi, pomaga im się z czymś identyfikować. Świetnie to widać choćby na różnego rodzaju rozgrywkach sportowych Mamy tam grupy ludzi występujących przeciw sobie, którzy po meczu już nie są w opozycji do siebie. Tak samo w życiu codziennym. Jesteśmy fanami tej albo innej grupy społecznej, grupujemy się wokół swoich idoli, przez co łatwiej się rozpoznajemy (swój – nie swój). To jednak już jest grupowanie się wokół wartości lub relacji, zaś konflikt wartości – jest nierozwiązywalny, a relacji bardzo trudny.
Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że nie ma dla “wartości” żadnego wzorca. Np. metr jest jasnym wzorcem długości, kilogram – wagi itd. (znajdziesz w Sevres) To jest materialne, więc mierzalne. A w jakim mieście znajdziemy wzorzec “miłości”, wzorzec “nienawiści”? Dumy, honoru, ambicji? Słowem – wartości. Nie ma, ponieważ każdy z nas ma inną miarkę. Moja “nienawiść” nie jest twoją “nienawiścią”, masz inną według swojej miarki. Miłość? Według swojej miarki.
Jest to nieporównywalne, więc też nienegocjowalne. Nie będzie pani negocjowała “wiary”, bo wiara to dogmat. Nie dyskutujemy o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, nie dyskutujemy nad wyższością Allaha nad Jezusem. Takie konflikty wartości zawsze będą istnieć i zawsze będą nierozwiązywalne. Musimy jednak tolerować ludzi o innych wartościach, co nie znaczy „akceptować”. Tolerować, żeby i nas tolerowali!
Jak w takim razie radzić sobie w takich konfliktach wartości? Jak wtedy się dojrzale różnić? Wyobraźmy sobie, że mamy przyjaciela, z którym wiele nas łączy, ale dzielą nas poglądy oparte o “wartości”, np. poglądy polityczne. Jak mu okazać szacunek, pomimo, że irytują nas jego poglądy?
Trzeba zacząć od uświadomienia sobie tego, że jeśli nas irytują jego poglądy, to jego pewnie też irytują nasze. Co więc zrobić, żeby się wzajemnie nie drażnić? Proste. Jeśli niemożliwe jest uwspólnienie tych poglądów, na przykład w spokojnej rozmowie, to lepiej w ogóle nie poruszać tych tematów. Znam rodziny, gdzie ludzie się różnią poglądami politycznymi – i tam w domu po prostu się na te tematy nie rozmawia. Zawsze musimy pamiętać, że mamy prawo do wielu rzeczy – tylko dajmy innym takie samo prawo. Tak jak powiedział też papież Jan Paweł II: tam się kończy nasza wolność, gdzie zaczyna się zniewolenie drugiego. Nasza wolność jest tą wolnością, w której jeszcze innych nie ranimy.
Czy są tu jakieś zasady, których można pilnować, aby w konfliktach nie ranić drugiego? Mówił pan o słuchaniu, to jest taka zasada?
Tak, i to podstawowa zasada. Słuchać, ale bez oceniania. A jeśli już oceniamy, to czyn, a nie człowieka. Nie mówmy “panie Kowalski, pan jest świnia”, tylko “panie Kowalski, to, co wczoraj pan zrobił o 15, to było świństwo”. Oceniam czyn a nie osobę.
Czyli nie: “jesteś głupi”, ale: “masz głupie poglądy”?
Też niedobrze, bo mówiąc “masz głupie poglądy” już go pani oceniła, już pani powiedziała “jesteś głupi”. Raczej więc powiedzmy “nie zgadzamy się w swoich poglądach”, “moje poglądy są diametralnie różne niż twoje”. Mówimy tzw. “komunikatem ja”, czyli “moim zdaniem”, z “mojego punktu widzenia”, a nie “jesteś głupi”. Wtedy jest minimalna możliwość pokłócenia się czy obrażenia.
Czyli słuchamy, nie oceniamy, mówimy komunikatem “ja”. Jest jeszcze jakaś zasada?
Tak. Brzmi ona: wysyłamy jasne komunikaty, bez niedomówień. Czyli komunikujemy nie swoje myśli czy wyobrażenia, ale potrzeby i oczekiwania.
Poda pan jakiś przykład?
Myśli i wyobrażenia komunikujemy, gdy mówimy na przykład: „Już ja dobrze wiem, co sobie myślisz”. Albo taka rozmowa małżonków zaczynająca się od pretensji: „Kupiłeś mi goździki, a wiesz, że ja nie lubię goździków”. „Nigdy mi nie mówiłaś, że nie lubisz goździków!”. „Jak byś mnie kochał, to byś wiedział”. I koniec dyskusji, awantura gotowa. A może ten człowiek kocha, ale kwiaty są dla niego nieistotne, chodziło mu o symbol? Druga strona założyła, że on się domyśli, mimo że jasno nie zakomunikowała mu swoich potrzeb. Żądamy od innych, żeby nas rozumieli, ale nie próbujemy zrozumieć, dlaczego oni nas nie rozumieją.
Mówiąc o większej liczbie konfliktów w rodzinach spowodowaną zamknięciem “koronawirusowym” powiedział pan o potrzebie dystansu. Czy to też można uznać za taką zasadę w mądrym różnieniu się?
Można. Każdy musi mieć jakąś swoją małą pustelnię, chwilę na oddech, odpoczynek od siebie wzajemnie. Choćbyśmy byli najwspanialsi na świecie. Jak ktoś to kiedyś powiedział: z ideałem nie da się wytrzymać, a co dopiero z normalnym?
Jerzy Książek – mediator, absolwent AWF, pedagogiki resocjalizacyjnej WSPS, Folkshochschule Gettingen, psycho-korekty i zarządzania. Jest współzałożycielem i prezesem Polskiego Centrum Mediacji, był przewodniczącym Społecznej Rady ds. ADR (Alternatywnych Metod Rozwiązywania Sporów) przy Ministrze Sprawiedliwości. Jest także wykładowcą i współautorem programów szkoleniowych z mediacji m.in. dla Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, KNF, UOKIK, ROPS, PCPR, wyższych uczelni, międzynarodowych organizacji społecznych i mediacyjnych.