Eutanazja – czy mamy prawo decydować o własnej śmierci? Ks. Tomasz Trzaska o moralnych dylematach
Czy eutanazja to to samo co samobójstwo? Chęć ulgi w cierpieniu jest moralnie dobra czy zła? Ks. Tomasz Trzaska w szczerej rozmowie z Weroniką Kostrzewą odpowiada na najważniejsze pytania moralne i duchowe związane z eutanazją.
Barbara Nawratowicz, współzałożycielka Piwnicy pod Baranami, korespondentka Radia Wolna Europa – jak pisze Gazeta Wyborcza, cytując przyjaciela artystki – w Szwajcarii poddała się eutanazji. Dlaczego ludzie decydują się na taką drogę? Czy jest to samobójstwo i dlaczego w Polsce odbieranie sobie życia jest prawnie zabronione? Na te pytania odpowiada suicydolog, ks. Tomasz Trzaska, ekspert Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym IPiN.
Czytaj także >>> Biskup to ojciec, pasterz, czy zarządca? Czyli o nowych nominacjach biskupich
Weronika Kostrzewa: Czy eutanazja to samobójstwo?
Ks. Tomasz Trzaska: I tak i nie. W obu sytuacjach celem jednostki jest jej własna śmierć i podejmuje ona działanie, aby ten cel osiągnąć. Różnica polega na tym, że przy eutanazji osoba sama nie dokonuje tego aktu, tylko prosi o to osobę trzecią, a przy samobójstwie osoba w kryzysie sama dokonuje aktu samozagłady. Oczywiście mówimy tutaj o eutanazji podejmowanej na żądanie samej osoby. Bywa niestety i tak, że podejmuje się ją na życzenie rodziny wobec osoby nieprzytomnej, która nie może wyrazić zgody lub sprzeciwu. Jednym słowem, w jakimś szerokim sensie, eutanazja ma wiele wspólnego z samobójstwem.
Wiele mówimy o osobach w kryzysie samobójczym. A czy eutanazja też może być poprzedzona takim kryzysem?
Przeczytaj również
To jest bardzo delikatna rzecz. Osoby, które chcą odejść z tego świata, często w sposób nieznośny cierpią. Chcą uwolnienia od bólu, a jego końca upatrują w zakończeniu swojego życia. Zarówno w przypadku osób cierpiących somatycznie, fizycznie, tak i w przypadku osób cierpiących psychicznie niemożliwość uśmierzenia bólu i perspektywa wieloletniego cierpienia może być dla człowieka potworna. I wtedy może pojawić się myśl „chciałbym umrzeć, żeby już nie cierpieć”. Ale to jest tak naprawdę „chciałbym już nie cierpieć, ale nie widzę innego wyjścia, więc chcę umrzeć”. Zatem myślę, że możemy powiedzieć, że obu tym tragicznym decyzjom towarzyszy wcześniejszy kryzys.
Czytaj także >>> Marcin Zieliński dla Stacji7: Pan Bóg mówi na różne sposoby, zwykle bardzo prosto
Czy z moralnego, chrześcijańskiego punktu widzenia, fakt że decyzja o eutanazji podyktowana jest przez cierpienie człowieka, ma znaczenie?
Oceniając moralnie ludzki czyn, patrzymy pod trzema względami. Po pierwsze jaka jest materia tego czynu, czyli co faktycznie, materialnie się stało. W tym wypadku będzie to przedwczesne zakończenie życia. Po drugie – jaki jest cel i po trzecie – jakie są okoliczności. To wszystko składa się na ocenę moralną samego czynu.
Natomiast winę człowieka, czyli konsekwencje w perspektywie sumienia i przykazań, warunkuje także skala świadomości osoby decydującej się na ten czyn. Tu pojawia się pytanie na ile było to czynione w sposób świadomy i dobrowolny. Jeżeli popełniamy jakikolwiek czyn, to bierzemy za niego odpowiedzialność. Na naszą zasługę lub winę składa się fakt, na ile byliśmy świadomi, czy stało się to dobrowolnie, jakie były okoliczności i cel, czyli nasze intencje. Jeden czyn – wydawałoby się taki sam – może mieć różne oceny ze względu na intencje.
Zobrazujemy to, odchodząc na chwilę od tej poważnej tematyki. Jeśli wybijemy komuś szybę i wyciągniemy z samochodu apteczkę, żeby ją po prostu mieć, bo nam się podoba, to będzie to moralnie złe i to będzie kradzież. Jeśli zrobimy dokładnie to samo, ale po to, żeby udzielić komuś pierwszej pomocy, kto na przykład umiera albo krwawi i nie możemy zatamować tego krwawienia, a jedyna apteczka jest właśnie w stojącym obok samochodzie, to ta ocena moralna będzie zupełnie inna.
My widzimy tylko te zewnętrzne elementy i mówimy: eutanazja jest złem, samobójstwo jest złem, ciężkim występkiem przeciwko życiu i trzeba robić wszystko, żeby do tego nie dochodziło. Z drugiej strony jest wewnętrzna kondycja człowieka, jego świadomość, ból lub obawa przed nim. Katechizm Kościoła Katolickiego to podkreśla, że właśnie te okoliczności mogą zmniejszać odpowiedzialność moralną samobójcy. O tym ostatecznie zdecyduje Bóg, bo on zna doskonale serce człowieka.
Dlaczego odbieranie sobie życia, czy jak nazywają je niektórzy „decydowanie o sobie” – jest przez polskie państwo zabronione?
Eutanazja, według prawa karnego jest formą zabójstwa. Natomiast warto pamiętać, że w Polsce samobójstwo nie jest penalizowane, chociaż w wielu krajach bywało tak, że podjęcie zamachu samobójczego podlegało karze. Jest oczywiście paragraf, który mówi o podżeganiu do samobójstwa, o doprowadzaniu osoby do targnięcia się na swoje życie czy pomaganiu w samobójstwie. Natomiast jeżeli mówimy o eutanazji, to w tym przypadku ktoś podejmuje materialne działanie, które ma zakończyć życie drugiej osoby. To jest zabójstwo. Polskie prawo nie dopuszcza eutanazji właśnie z tej przyczyny, że jest to zamach na czyjeś życie, niezależnie od motywacji, okoliczności, prośby. Tutaj moglibyśmy długo rozmawiać także o etyce lekarskiej.
Czytaj także >>> Eutanazja. Droga donikąd
Cytowany przez Gazetę Wyborczą przyjaciel artystki mówił, że na datę swojej śmierci wybrała 10 maja, dzień swoich urodzin. Uroczystość pożegnalna odbyła się w kościele Mariackim. Zaznaczył, że odeszła tak, jak chciała „na własnych zasadach”. Da się to pogodzić z wiarą katolicką?
Tak naprawdę niewiele wiemy o tej historii. Mamy kilka zdań komentarza przyjaciela tej pani. Pojawia się tam informacja, że zdecydowała się na zakończenie swojego życia, bo traciła już sprawność, traciła wzrok, możliwość rozpoznawania osób czy odpisywania na maile. Myślę, że jest wiele osób – odchodząc od tej konkretnej historii – które dałyby naprawdę wiele, żeby jeszcze pożyć, nawet niosąc ze sobą poważny ciężar choroby czy utraty sprawności.
Ale wracając do pytania, decyzja o eutanazji nie jest do pogodzenia z wiarą katolicką. Proszę zwrócić uwagę, że Pan Bóg tak to wymyślił, że my w naszym życiu mamy ogrom wolności. Możemy w ogromnym wymiarze decydować o jego kształcie, stylu życia, realizacji powołania. Podejmujemy dobre i złe decyzje, za wszystko ponosimy konsekwencje. Nawet Pan Bóg ponosi konsekwencje naszej wolności. Jednak dwa momenty w naszym życiu pozostawił szalenie niezależne od nas. Moment poczęcia i moment śmierci. Nie mamy wpływu na moment naszego poczęcia i na jego okoliczności. Nie mamy też, z natury, wpływu na moment zakończenia tego życia i nie wiemy, kiedy to będzie i jak to się stanie.
Myślę, że gdybyśmy mogli porównać dwie sytuację: pożyć jeden dzień ze świadomością kiedy umrę i drugi dzień ze świadomością, że nie wiem kiedy umrę, to byśmy jednak wybrali tę drugą wersję. Tak to też Pan Bóg wymyślił i to jest w zgodzie z ludzką naturą. Proszę zwrócić uwagę, że człowiek, który szanuje wolę Boga jest wolny od tej decyzji. Dodatkowo ma motywację do tego, żeby nad sobą pracować, żeby w pewnym sensie być zawsze gotowym.
Użyję porównania, które oczywiście przemawia tylko do wierzących w Boga. Pozwolić człowiekowi zdecydować, kiedy kończy swoje życie, to tak jakby kilkuletniemu dziecku, które nie ma wykształconego myślenia abstrakcyjnego, pozwolić decydować o szalenie istotnych sprawach dla swojego życia. Rozumiemy, że jest to nieracjonalne, że maluch nie może podejmować decyzji, czy np. chce przyjmować leki, czy chce się ciepło ubierać, gdy za oknem mróz albo czy chce bawić się na ruchliwej jezdni. Rodzice z miłości stawiają pewne ograniczenia i mówią, teraz nie rozumiesz, ale kiedyś przejrzysz, że mieliśmy rację zabraniając ci, czy nie mówiąc ci pewnych rzeczy.
Teraz to przenieśmy na skalę absolutną. Pan Bóg mówi człowiekowi – teraz tego nie rozumiesz, kiedyś zrozumiesz, że to jest dla ciebie lepsze. Człowiek ma możliwość, żeby zakończyć swoje życie, ale wtedy wkracza i zaburza ten porządek, który Pan Bóg wymyślił. Proszę nawet zwrócić uwagę na język. Mówimy o śmierci naturalnej, o pewnym porządku rzeczywistości. Przeciwstawianie się temu jest wyrazem pewnej pychy, nawet jeśli u jej podstaw leży cierpienie i ból.
Oczywiście, tak jak zaznaczyłem na początku, do osób stale i silnie cierpiących musimy podchodzić z pokorą i szacunkiem. Coraz częściej jednak dyskusja o eutanazji dotyczy też błahych powodów, czy – co najbardziej przerażające – osób, które są nieświadome i nie mogą wyrazić zgody, a np. rodzina decyduje, by zakończyć ich życie. Takie zabójstwo to przeciwstawienie się nie tylko woli Pana Boga, ale też człowieka, którego zabijamy.
Czytaj także >>> Dr Paweł Grabowski: Godnie umierać znaczy godnie żyć na ostatnim etapie
Pytam o tę optykę katolicką, dlatego że z wywiadu dowiadujemy się, że artystce towarzyszyli do końca znajoma lekarka i zaprzyjaźniony ksiądz, „starali się oni odwieźć ją od tej decyzji, ale była nieugięta i chciała umrzeć w swoje urodziny”. Rolą księdza jak najbardziej jest towarzyszenie w ostatnich chwilach życia. A zgodziłby się ksiądz towarzyszyć przy eutanazji, wiedząc, że ona i tak się odbędzie albo z księdzem albo bez?
Przyznam, że w tej chwili nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo z jednej strony chciałoby się powiedzieć, że nie, bo chciałbym wewnętrznie wyrazić sprzeciw przeciwko tej drodze. Tylko to jest łatwo powiedzieć w teorii. A z drugiej strony, gdyby to dotyczyło osoby mi bliskiej albo gdyby to dotyczyło osoby, którą znam i wiem, jak na przestrzeni ostatnich lat cierpiała… To jest bardzo trudne. Mógłbym podjąć decyzję w momencie, w którym stanąłbym realnie przed takim dylematem. Teoretycznie byłbym w stanie powiedzieć zarówno i tak, i nie. Natomiast w praktyce to nie wiem i przyznam, że wolałbym nie musieć wiedzieć.
Czy jest szansa na niebo dla osób, które w pełni świadomie poddały się eutanazji?
To jest taka sama szansa, jaką mają samobójcy. Chociaż tu ważne, żeby powiedzieć też o pewnych różnicach. W przypadku samobójstwa tą winą jest występek przeciwko Bogu, przeciwko miłości własnej i przeciwko wspólnocie, bo przecież decydujemy się na zerwanie więzi z otaczającymi nas ludźmi.
Decyzja o eutanazji wymaga zaangażowania osób trzecich w akt zakończenia życia. Niejako wciąga kolejną osobę w ten proces. Nawet jeśli lekarz lub osoba podająca substancję, która doprowadza do śmierci, jest przekonana do tego, co robi i bierze za to odpowiedzialność, to wcale niewykluczone, że po jakimś czasie przyjdzie świadomość czynu. Nie brakuje lekarzy, którzy dokonywali aborcji w przekonaniu, że pomagają kobiecie, a dziś żyją ze świadomością, że zabijali nienarodzone dzieci.
Osoba, która poddaje się eutanazji, oprócz tych czynników, o których mówimy w przypadku samobójstwa, ma jeszcze ten aspekt włączenia kogoś w cały proces. Ale odpowiadając na pytanie: tak, mają szansę na niebo. Kościół nie mówi, że samobójca czy osoba, która odeszła w wyniku eutanazji, są potępieni. Kościół modli się za te osoby, ale rozumiemy też, że mówimy o poważnej materii, więc tej modlitwy potrzeba z pewnością bardzo dużo.