Popfiction S01E011: Harry Potter w ogniu. Popkultury się nie pali, bo można w niej znaleźć dobro. Wystarczy odrobina dojrzałości
Czy grupa dzieciaków machających różdżkami jest w stanie zachwiać fundamentem naszej wiary? Jeżeli tak, to nie jest dobrze z naszym chrześcijaństwem
Polub nas na Facebooku!
Rozróżnianie zła i dobra oraz zachowanie własnej tożsamości w obliczu tego, co nam proponuje świat i kultura popularna to jeden z fundamentalnych wymiarów dorosłości i dojrzałości. Jeżeli odnosimy przyjmowanie takich treści do dzieci, to rolą rodziców i wychowawców jest pomóc im w określeniu białego i czarnego.
Wydaje się, że powyższe twierdzenia zakrawają o truizm. Jednak porekolekcyjne ognisko, w którym niedawno w jednej z polskich parafii spłonęły książki o Harrym Potterze, skłoniło nas do skomentowania tego zdarzenia w szerszym kontekście obcowania z popkulturą – oglądania seriali, filmów, grania w gry komputerowe czy właśnie czytania popularnych książek ze świata fantasy i science-fiction.
Słodkie rodzynki i przypalone brzegi
Paląc Harry’ego Pottera, palimy książkę opowiadającą o przyjaźni, pięknie wielodzietnej rodziny (Weasleyowie z siódemką swoich dzieci), poświęcaniu życia za swoich przyjaciół czy miłości jako najpotężniejszej „magii”. Idąc tym tropem, moglibyśmy „palić” i zakazywać oglądania Netfliksa i innych popkulturowych treści w ramach profilaktyki przed potencjalnymi zagrożeniami duchowymi.

Harry Potter w domu Weasley’ów. Kadr z filmu
I nie chodzi tutaj o rozstrzygnięcie, czy książki J.K. Rowling są dobre, czy złe. Co więcej, właśnie o nierozstrzyganie tutaj chodzi – wszak od tego mamy rozum i wiarę, rozeznanie oparte na racji oraz osobistą dojrzałość, aby rozróżnić w tym popkulturowym cieście słodkie rodzynki od przypalonych brzegów.
Więcej w najnowszym odcinku podcastu “Popfiction”:
Słuchaj na Spotify:
Słuchaj na YouTube: