Powołana do służby pielgrzymom na Camino. Historia Kasi
Zmęczona pracą w korporacji, zamiast jechać w Bieszczady pojechała do Hiszpanii, aby służyć pielgrzymom wędrującym piechotą do Santiago de Compostela. Poznajcie niezwykłą historię Kasi - jedynej Polki prowadzącej schronisko dla pielgrzymów na Camino.
W służbie na Camino.”Przekonywali mnie, że dam radę!”
Czym są schroniska na Camino? Na pewno nie “hostelami”. To miejsca, gdzie idący przez cały dzień pielgrzym, nierzadko już u kresu sił może nie tylko znaleźć wytchnienie, ale przede wszystkim wyprać ubrania, umyć, zjeść porządny posiłek, wygadać się z trudów dnia, znaleźć wsparcie w kryzysie. Zamiast indywidualnego pokoju z łazienką dostanie tu łóżko lub materac na wieloosobowej sali, ale właśnie ta możliwość spotkania i rozmowy z innymi wędrowcami jest przez pielgrzymów najbardziej ceniona.
Moje własne Camino przeszłam szczęśliwie właśnie dzięki wsparciu innych pielgrzymów, których spotkałam w kolejnych albergach. Gdy chciałam rezygnować i zawracać, oni przekonywali, że dam radę – zaczyna swoją opowieść Kasia Gmyrek, pochodząca z Piekar Śląskich pierwsza Polka, która prowadzi schronisko dla pielgrzymów zmierzających do Santiago.
Kasia: „Po powrocie do Polski wiedziałam jedno: chcę tam wrócić”
Jej opowieść zaczyna się całkiem niedawno, bo w 2016 r. 33-letnia Kasia pracowała wówczas w banku w Katowicach. Nie przepadała za tą pracą; czuła, że to nie jej miejsce. Podczas warsztatów rozwoju osobistego, na które się zgłosiła wpadła na pomysł, żeby wziąć długi urlop i udać się w pieszą pielgrzymkę do Santiago de Compostela.
SPRAWDŹ >>> Top 7 pielgrzymkowych miejsc
Czułam się dobrze przygotowana, nie miałam wątpliwości, że dam radę iść 25 km dziennie. Kupiłam bilety, poleciałam. Ale bardzo szybko się okazało, że to większe wyzwanie, niż myślałam. Był marzec, zimno, trasy ciężkie, bo w górach. Po 3 dniach chciałam rezygnować – wspomina Polka. I właśnie wtedy przydali się idący tą samą drogą inni pielgrzymi, których spotykała właśnie w schroniskach znajdujących się na Camino.
Przeczytaj również
Najlepiej wspominała zwłaszcza wspólne rozmowy przy dużym stole zastawionym kolacją. Po powrocie do Polski wiedziałam jedno: chcę tam wrócić i poprowadzić takie schronisko, chcę służyć innym pielgrzymom – opowiada Kasia.
Bez znajomości hiszpańskiego, ani budynku na schronisko
Szybko przeszła do realizacji tego szalonego pomysłu. Szalonego, bo przecież nie mówiła nawet słowa po hiszpańsku, nie wspominając nawet o posiadaniu nieruchomości niezbędnej do założenia schroniska. Na początek więc zapisała się na kurs hiszpańskiego. Gdy po półtora roku nauki, zadzwonił do niej znajomy z informacją, że ktoś szuka osoby do prowadzenia albergi na Camino – podjęła wyzwanie.
Pojechała w ciemno, był styczeń 2018 r. Dom liczący ok. 300 mkw powierzchni był wówczas mocno zapuszczony, nieogrzewany, choć jako schronisko dla pielgrzymów działał od 2014 r. Znajdował się jednak w świetnym miejscu, bo w maleńkiej wiosce La Espinana na tzw. Camino Primitivo – najstarszej, najpiękniejszej lecz najtrudniejszej do przejścia trasie wiodącej do Santiago.
ZOBACZ >>> „Caminoholizm”. Drogi Jakubowe w Polsce [WYWIAD]
Wątpliwości, zrezygnowanie i dwójka przyjaciół
Kasia wróciła do Polski, niemal się poddając. Myślała że nie udźwignie prac remontowych, że to przekroczy jej siły. Ale po miesiącu, gdy złożyła już wypowiedzenie w firmie, w której tymczasowo pracowała, ponownie dostała ofertę od właściciela tamtego domu na Camino. Po krótkim przemyśleniu zdecydowała: jedzie.
Do swojej Toyoty Yaris zapakowała wszystkie niezbędne rzeczy oraz Anię i Janka – dwójkę przyjaciół. Gdy dojechali rozpoczęli remont domu pod schronisko. Pracowali po 10 godzin dziennie, ale na drugą połowę marca 2018 r. odświeżone albergue El Texu (czyt. El Teksiu) było gotowe.
„Mimo zmęczenia – nie żałuję!”
Nie wiedziałam, na co się piszę, bo to przecież praca przez kilkanaście godzin dziennie, codziennie, bez dni wolnych czy urlopów. Ale nie żałuję. Ludzi, których spotykam dzięki prowadzeniu tego domu są niezwykli. Gotując im, piorąc, słuchając ich opowieści czuję, że jestem wreszcie na swoim miejscu! – mówi Kasia Gmyrek.
Wstaje codziennie o 5:30 rano, aby pielgrzymi przed wyjściem o 6-7 rano na szlak zdążyli jeszcze zjeść porządne śniadanie. W ciągu dnia sprząta, zaś najwięcej pracy jest po południu, kiedy ze szlaku schodzą następni pielgrzymi. Wtedy trzeba podać im kolację, przyjąć rzeczy do prania, wysłuchać opowieści, podnieść na duchu. I tak od marca do końca października, codziennie. W ubiegłym roku, pierwszym roku prowadzenia schroniska robiła to wszystko sama. Przyznaje, że było bardzo ciężko. Dziś jest łatwiej, bo ma do pomocy wolontariuszki, którym też może się wygadać z bieżących kłopotów.
Nadal nie żałuję. Czuję, że to moje powołanie. Mimo zmęczenia budzę się codziennie rano z nową energią. Skrzydeł dodają też wszystkie dobre słowa zasłyszane od pielgrzymów, wszystkie wyrazy wdzięczności, często przysyłane po miesiącach na kartkach pocztowych – mówi Kasia.