Nasze projekty
fot. Andrzej Siarkiewicz / archiwum prywatne Piotra Pawlaka

Z muzyką w sercu i matematyką w głowie. Rozmawiamy z Piotrem Pawlakiem, uczestnikiem Konkursu Chopinowskiego

“To, co robimy jako muzycy, jest przeżyciem dość ekstremalnym i często czujemy, że sami możemy nie dać sobie rady. Ja w takiej sytuacji wiem, że mam wsparcie od Boga. Uspokaja mnie to. Powierzam Mu swój występ, żeby działo się to, co dla mnie zaplanował" - mówi Piotr Pawlak, uczestnik Konkursu Chopinowskiego.

Reklama

Utalentowany pianista, doceniany w Polsce i na scenie międzynarodowej oraz wielokrotny zdobywca nagród w olimpiadach i konkursach matematycznych. Kilkaset tysięcy osób obejrzało i wysłuchało jego występu w Konkursie Chopinowskim. Mogli też zobaczyć, jak modli się przed wyjściem na scenę. O tym, jak mając 14 lat przekonał swojego nauczyciela, że da radę wystąpić w Konkursie, jak matematyczne myślenie pomaga mu w muzyce i dlaczego powierza swoje koncerty Panu Bogu opowiada Piotr Pawlak.

Kiedy zacząłeś przygotowywać do konkursu? Czy pamiętasz ten moment, kiedy podjąłeś decyzję, że weźmiesz w nim udział? 

To jest już mój drugi udział w konkursie Chopinowskim. Kiedy tylko zacząłem grać na fortepianie, to było moje dziecięce marzenie. W Polsce konkurs Chopinowski urasta do jakiejś mitologicznej rangi, w zasadzie wszyscy pytają “o, jesteś pianistą, to będziesz brał lub brałeś już udział w Konkursie Chopinowskim?” W naszym kraju to niemal naturalna kolej rzeczy i ja też wyrosłem w przekonaniu, że kiedyś wezmę udział w tym właśnie konkursie. 

Reklama

Później, kiedy byłem starszy, w 2010 obserwowałem już przebieg tego konkursu. Miałem wtedy 12 lat. Wyliczyłem, że za 5 lat będę się już mieścił wiekowo do udziału w konkursie, choć nadal będę bardzo młody. Ale zacząłem o tym myśleć poważnie, czułem, że jest szansa, by to się udało.  

To dość śmiała decyzja. Jak wspominasz przygotowania? 

Najtrudniejsza chyba była sonata, której musiałem się nauczyć w wieku 14-15 lat, ale około 2 lata przed konkursem miałem ją już opanowaną tekstowo, zacząłem ją “ogrywać” i przekonałem profesora, że dam radę przygotować się do Konkursu Chopinowskiego. 

Reklama

Przygotowałem się, nagrałem płytę, przeszedłem eliminacje, wystąpiłem w pierwszym etapie Konkursu w 2015 roku. Tegoroczny udział był więc już całkowicie naturalną konsekwencją.

Pamiętasz, jak zareagował Twój nauczyciel na ten pomysł? 

Na początku był trochę sceptyczny. Mój profesor jest człowiekiem, który uważa, że w muzyce trzeba wychodzić na wielkie estrady, kiedy się jest do tego całkowicie przygotowanym i kiedy jest się dojrzałym muzykiem. Nie był przekonany, czy to jest na pewno dobry pomysł, żebym brał udział w tak młodym wieku w Konkursie Chopinowskim, czy nie lepiej byłoby dla mnie na spokojnie dopiero wystartować w tym, który się teraz odbywa. 

Reklama

Ja natomiast w zasadzie jestem taką osobą, która nie boi się wyzwań. Nawet jeśli nie jestem przekonany o tym, że mam jakąś szansę, że mam odpowiednie kompetencje – zawsze staram się próbować. Myślę wtedy, że nic nie może mi zaszkodzić. Z perspektywy czasu uważam, że to była bardzo dobra decyzja, bo choć nie odniosłem żadnego sukcesu, to mogłem zobaczyć, jak to wygląda i przetarłem sobie szlaki. W tym roku jestem już zupełnie spokojny. 

Chyba nie do końca bez sukcesu – jednak przejście przez eliminacje jest już sukcesem. 

Prawdę mówiąc – tak. Miałem przecież 17 lat, dla mnie to był rzeczywiście ogromny sukces. 

Dziś chyba trudno u młodych ludzi o taką śmiałość w podejmowaniu ryzyka – “spróbuję, zobaczymy”. Skąd u Ciebie ta odwaga? 

Myślę, że trochę to wynika z mojej osobowości. Odkąd pamiętam taki byłem, chwytałem się wielu rzeczy i próbowałem je robić. 

Skoro o tym mowa, muszę zapytać Cię o matematykę. Będąc pianistą na takim poziomie, że wygrywasz konkursy za granicą, a w Polsce drugi raz startujesz w Konkursie Chopinowskim, na pewno musisz codziennie pracować i ćwiczyć, włożyć w to ogrom wysiłku. Zgodzisz się z tym? 

Tak jest. 

A tymczasem znajdujesz jeszcze czas na matematykę. Nie wspominając o olimpiadach w Polsce, jesteś medalistą Międzynarodowych Olimpiad i zawodów matematycznych. Jak udało Ci się tego dokonać? Jak połączyłeś matematykę z muzyką? 

No czasami trzeba sobie zrobić przerwę od tego ćwiczenia (śmiech). Bardzo dużo zależy od dobrej organizacji czasu i przemyślenia, jak to poukładać. Kiedy wraca się z ważnego wydarzenia artystycznego, nie siada się od razu do fortepianu, żeby ćwiczyć, tylko trochę się odpoczywa. Zdarza się, że mija nawet tydzień, w którym fortepian stoi sobie smutno w pokoju i się go nie dotyka.  

Wtedy można zająć się innymi rzeczami. Mnie sprawiało dużo radości, kiedy zajmowałem się właśnie matematyką. Nie ukrywam, że teraz, gdy wspinam się na kolejne szczeble kariery artystycznej, to jednak to połączenie jest coraz trudniejsze. Utwory są coraz bardziej wymagające, pojawia się więcej zobowiązań koncertowych, zabiera to więcej czasu. Dlatego matematyce poświęcam się trochę mniej. 

A czy to matematyczne myślenie pomaga Ci trochę w byciu muzykiem? 

Zdecydowanie jest ono bardzo pomocne. Łatwiej mi zrozumieć strukturę utworu, a dzięki temu łatwiej się danego utworu nauczyć, znaleźć zależności, jakieś uproszczenia. Mózg lubi, jak się to odkrywa, bo woli przechowywać mniej informacji niż więcej, a znalezienie zależności jest do tego kluczowe. 

Poza tym matematyczne myślenie pomaga później w interpretacji, kiedy chcę logicznie ustawić jakiś fragment dzieła. Myślę, w jaki sposób chciałbym zagrać poszczególne fragmenty i jak je wszystkie połączyć. Do tego planowania używam podobnych metod, jak w matematyce. Szukam różnych rozwiązań, porównuję, które jest lepsze. Czasem widzę, że np. nie jestem w stanie zagrać tego fragmentu w ten sposób i jednocześnie drugiego w jakiś tam sposób, tylko muszę coś wykombinować innego. 

Na pewno taki sposób myślenia bardzo pomaga mi w graniu. 

I w którą stronę chciałbyś teraz pójść? Mówisz, że na matematykę masz coraz mniej czasu, czyli jednak muzyka będzie na wygranej pozycji? 

Tak, muzyka jest w tej chwili moim priorytetem i jej poświęcam się najbardziej. Nie szukam kompromisów. Jeśli jest konflikt, to stawiam na muzykę. Zobaczymy, jak się to potoczy, bo niestety to nie jest prosta praca. To jest zawód, w którym jesteśmy bardzo niepewni, dużo ryzykujemy. Wkładamy dużo pracy w coś, co nie do końca wiadomo, czy w ogóle zostanie odebrane. To, co wypracowaliśmy, materializuje się dopiero w momencie, kiedy jesteśmy zaproszeni na koncert. To jest ryzyko, które się podejmuje, ale na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Jest szansa, że rzeczywiście muzyka będzie główną dziedziną mojego życia. 

fot. Andrzej Siarkiewicz / archiwum prywatne Piotra Pawlaka

Co było dla Ciebie najtrudniejsze w bezpośrednim przygotowaniu do tego konkursu?  

Trudno powiedzieć… Chyba to, jak dobrze zaplanować pracę, aby utwory były w najlepszej formie właśnie na konkurs. Trzeba się przygotować tak, by być bardzo zaciekawionym w danym momencie konkretnym utworem i szukać w nim nowych rozwiązań. 

Czasami w muzyce bywa tak, że jeśli się za dużo czasu spędzi nad jakimś utworem, za dużo się nad nim pracuje, staje się on zbyt przewidywalny. I to niestety ma później wpływ na interpretacje, bo już nie gramy z takim entuzjazmem jak wcześniej. Zaczynamy poszukiwać nowych rejonów interpretacyjnych, bo nam nie wystarcza to, co zaplanowaliśmy sobie na początku, ale one już mogą stać się swego rodzaju karykaturą. I to chyba było najtrudniejsze – żeby w tych przygotowaniach nie przedobrzyć, żeby każdy utwór miał swój czas, żeby był dobrze ograny, ale również nie przećwiczony aż nadto. 

A największa satysfakcja tego czasu?  

Myślę, że poczucie, że wszystko szło do przodu, że pokonywałem swoje kolejne granice. Kiedy się nagrywałem, rzeczywiście coraz bardziej mi się podobało moje granie, widziałem progres i to nie tylko z korzyścią dla udziału w konkursie, ale dla całego mojego rozwoju artystycznego. 

Czy jest jakiś utwór, który najbardziej lubisz grać, jeśli chodzi o Chopina?  

Najbardziej chyba koncert e-moll. Myślę, że wynika to z formy, w jakiej się go prezentuje – czyli brzmienie orkiestry, które bardzo lubię, współpraca z muzykami. To coś, czego w interpretacji solowej nie ma: trzeba być uważnym i reagować na to, co się dzieje, na bieżąco. Często mamy jedną próbę z orkiestrą i później na koncercie czy na konkursie zawsze coś wyjdzie inaczej, niż było zaplanowane. Tu czymś orkiestra zaskoczy czasami negatywnie, a czasami właśnie zainspiruje do czegoś nowego, do wejścia w rejony, w których się nigdy nie było. Bardzo, bardzo to lubię, że wtedy każde granie jest inne i cały czas ekscytujące. 

Czyli dobrze byłoby dotrzeć do finału Konkursu… 

Bardzo bym chciał, to moje ogromne marzenie, na pewno byłbym bardzo spełniony, gdybym mógł wystąpić w tym finale. Starałem się zagrać jak najlepiej i robić swoje. Ale to już nie ode mnie zależy, czy dostąpię zaszczytu zagrania w kolejnych etapach. 

Kto najbardziej Cię wspiera w Twojej codziennej pracy w byciu artystą? Rodzina, przyjaciele? 

Na pewno moi rodzice są ogromnym wsparciem. Mama zawsze stara się pomóc mi w organizacji czasu, jest też dużym wsparciem psychicznym. Teraz przyjechała ze mną na pierwszy etap konkursu, pomogła mi jej obecność tutaj. Oczywiście ogromnym wsparciem jest dla mnie mój profesor, który nie traktuje swojej pracy jak pracy, a jak misję. Lekcje z uczniem to jakiś element relacji i on też dlatego zawsze stara się szukać tego, co będzie dla mnie dobre – nie tylko jako muzyka, ale w ogóle jako człowieka. Trudno powiedzieć, kto z nich jest większym wsparciem – jest ono zupełnie inne, dzięki temu się to jakoś uzupełnia. 

fot. Chopin Instytute / YouTube

Kiedy występowałeś w pierwszym etapie konkursu, realizatorzy pokazali, że przeżegnałeś się tuż przed wyjściem na scenę. Modliłeś się? 

Tak, modlę się praktycznie przed każdym występem. Nawet jak jest bardzo mało czasu do wyjścia na scenę, to zazwyczaj chociaż przeżegnam się i tym proszę Boga o wsparcie w tym graniu.

To, co robimy jako muzycy, jest przeżyciem dość ekstremalnym i często czujemy, że sami możemy nie dać sobie rady. Ja w takiej sytuacji wiem, że mam wsparcie od Boga. Uspokaja mnie to. Powierzam Mu swój występ, żeby działo się to, co dla mnie zaplanował. My tak naprawdę nie wiemy, co dla nas jest najlepsze. Czy potrzebujemy występu, który nam otworzy nowe drzwi artystyczne, czy też występu, który zmusi do pracy lub da nam jakąś lekcję pokory. 

Wierzę, że Pan Bóg przygotowuje dla mnie ścieżkę, którą będę powoli poznawał. 

Zapytałam Cię o tę sytuację, bo zdaje się, że Twój gest nie spotkał się tylko z pozytywnymi reakcjami.  

Faktycznie po konkursie słyszałem taki jeden, nie wprost negatywny, ale ukrycie nieprzychylny komentarz. Natomiast akurat spotkał mnie bardzo pozytywny odzew od moich katolickich znajomych, którzy podziękowali mi za to, że nie wstydzę się w takich momentach pokazać swojej wiary. 

Nie ukrywam też, że sposób, w jaki transmitowany jest ten konkurs, jest dla nas, pianistów, w jakiejś mierze trudny. Kiedy przygotowujemy się do wyjścia na scenę i zaprezentowania siebie, to to, co się dzieje za kulisami jest dla nas momentem dość osobistym. Realizatorzy uparcie chcą w jakiś sposób wejść w tę sferę, ciekawość jest silniejsza. Natomiast ja podjąłem od razu decyzję, że nie będę o tym myślał i zrobię tak, jak robię przed każdym swoim występem. I tyle. 

Dziękuję Ci za rozmowę i za Twoje świadectwo.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę