Nasze projekty
fot. Martyna Wojciechowska/YouTube

Róża Kozakowska: Moim największym bogactwem są: Bóg, wiara i przyjaciele

Róża Kozakowska niegdyś była ofiarą niewyobrażalnej przemocy, dziś jest mistrzynią olimpijską. Choroba często daje się we znaki, a ona wciąż znajduje siłę, by walczyć o siebie i o swoje marzenia. "Nie poddam się, bo wiem, że dam radę. Poprosiłam Boga, by dał mi trochę czasu i swoje błogosławieństwo. A ja zrobię wszystko by udowodnić, że niemożliwe jest możliwe dopóki walczę i wierzę" - mówiła.

Reklama

Róża Kozakowska marzyła o wystąpieniu w paraolimpiadzie w Tokio. Całym swoim sercem wierzyła, że uda jej się przywieźć stamtąd złoty krążek. Tak się stało, ale droga na szczyt podium wcale nie była łatwa, bowiem olimpijka spotykała wiele trudności. Jedną z nich było to, że tuż przed igrzyskami, musiała zmienić dyscyplinę – ze skoku w dal, na rzut piłką palantową, a ostatecznie na rzut maczugą. Trener wierzył, że Róży się uda. Tak się stało, wywrotowa koncepcja stała się rzeczywistością.

„Nic nie dzieje się bez przyczyny”

Początki nie były łatwe, prowizoryczna maczuga z półlitrowej butelki, nauka trzymania. Dopiero dwa miesiące przed Igrzyskami, Róża trzymała w ręku profesjonalny sprzęt, a było to podczas Mistrzostw Polski. Szło coraz lepiej, aż do momentu, gdy lekkoatletka sięgnęła po olimpijskie złoto.

To jest to, na co tak długo czekała, o co tak długo walczyłam, by się tam znaleźć, by spełnić swoje marzenia. Kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń i wysiłku. Była to chwila cudna, piękna, która mnie wyniosła ponad kosmos i gwiazdy. To byla radość, jakbym się na nowo narodziła i zbudowała nową historię, ale o wiele piękniejszą niż tę co miałam. Uważam jednak, że nic nie dzieje się bez przyczyny, więc myślę, że to wszystko, co za mną było bardzo potrzebne, bym mogła potem spełnić swoje marzenie – mówiła Róża w rozmowie z Martyną Wojciechowską.

Reklama

„Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”

Róża zawsze uwielbiała sport, kiedy go uprawiała, czuła się po prostu szczęśliwa. Mówiła, że jej marzeniem właściwie od zawsze było zdobyć złoto olimpijskie. Miała nadzieje, że gdy uda jej się dojść na szczyt, udowodni wszystkim, że jest kimś wartościowym pomimo tego, gdzie się wychowywała, ponieważ za nią naprawdę trudna przeszłość…

Dopóki walczymy, jesteśmy zwycięzcami. Wiadomo, że będzie nas to kosztowało wiele łez, wiele potu i bólu. Cierpliwość ogromna i wiara w to, co robimy, że jesteśmy w stanie dokonać czegoś, co w oczach ludzi mogłaby być nierealne. Jak można być mistrzynią olimpijską, gdy jest się słabym, schorowanym, z patologicznej rodziny, gdzie życie to było nie tylko piekło, ale wyzwanie, aby przetrwać to wszystko, by móc dotknąć złota, by serce rozkwitło z radości na nowo. Chciałam zawsze tego dokonać dla mojej siostry, dla mojej mamy, dla przyjaciół, którzy we mnie wierzyli – byli ze mną w tych trudnych momentach.

Powstaniesz jeszcze silniejsza

Kiedy tego wszystkiego było w jej życiu za dużo, kiedy przemoc domowa była codziennością, Róża prosiła Boga, aby zabrał ją do siebie. Nie miała już sił, by walczyć ze złem, chciała po prostu odpocząć… W rozmowie wspominała, że pewnego razu odwiedziła miejscowość, w której działy się wszystkie jej przykrości. Była tam ze swoim przyjacielem, któremu opowiedziała swoją historię z tamtych dni.

Reklama

Widzisz tę drogę? – mówiła do niego. Ja na tej drodze, gdy miałam 8 lat, byłam już tak słaba i miałam tak dość, że upadłam na kolana i prosiłam Boga, by mnie stąd zabrał, że chyba nie jestem godna, ani nie mam w sobie tyle siły, by dokonać tego, o czym marzyłam. Że nie dam rady, bo ten świat jest tak okrutny. Dostawałam tyle kłód pod nogi, że nie wierzyłam, że moje ciało jest w stanie to znieść. Patrzyłam w niebo i usłyszałam w głębi siebie głos: „Dasz radę, bo kto jak nie Ty. Przeżyłaś tak wiele. To tylko chwila, która jest wielkim smutkiem, ale powstaniesz z niej jeszcze silniejsza”.

„Życie jest podróżą”

Róża podkreśla, że nie było jej łatwo, że droga na szczyt wcale nie była łatwa, że musiała pokonać wiele swoich barier, słabości, by być tu, gdzie obecnie się znajduje. Bywały wzloty i upadki – w końcu jest tylko człowiekiem. Ale mimo to, nie traciła nadziei.

Życie jest podróżą. A ja w tej podróży, pomimo wszelkich, ciężkich chwil, jestem szczęśliwym podróżnikiem. Mogłam dzięki tej podróży poznać wiele wspaniałych serc ludzi, których bym pewnie nie poznała, gdyby nie moja choroba.

Reklama

„Uciekałam wszędzie, gdzie się da”

Róża miała bardzo trudne relacje z ojcem do tego stopnia, że niejednokrotnie bił ją do nieprzytomności. Nazywał ją niepotrzebnym bublem, nie wypowiadał jej imienia, bo w końcu bubel nie zasługuje nawet na to. Róża nie mogła nawet usiąść na łóżku, na wersalce, siedziała na podłodze, bo tam było jej miejsce. Nie wolno było jej się nawet śmiać.

Było ciężko, uczyłam się w miarę dobrze, jak na takie warunki. Uczyłam się na dworze, uciekałam z domu. To była jedyna możliwość, by przetrwać. Kiedyś nie zdążyłam, a ojciec mnie dźgnął. Przeżyłam pomimo jego niechęci. Uciekałam wszędzie, gdzie się da. Nawet czasami nie mogłam oddychać, gdy tylko nie słyszał. Próby dzwonienia na policję nic nie dawały, on i tak wracał, a w dodatku jeszcze gorszy.

To tylko jedna z niezwykle drastycznych historii, o których wspomina Róża w wywiadzie z Martyną Wojciechowską.

„Zacznę życie na nowo”

Róża po tych wszystkich trudnych, życiowych doświadczeniach, nigdy nie była na terapii. Jak mówi – sama jest dla siebie terapią. Jest tak silna, że nic jej nie powstrzyma, nic jej nie złamie. Czasami miewa dni, gdy ma dość. Wtedy zamyka się w pokoju i daje sobie czas, by wyrzucić te emocje. Wie jednak, że jej przyjaciele lubią ją uśmiechniętą i dla nich zawsze potrafi wydobyć swój uśmiech.

Staram się coraz więcej czerpać radości z życia. Po zdobyciu medali olimpijskich postanowiłam, że zacznę życie na nowo. Ta historia sprzed laty umrze, a ja zacznę budować od nowa. Będę się więcej śmiać, uśmiechać. Każdy z nas miewa takie dni, że uśmiecha się dla siebie, dla innych, bo trzeba mieć uśmiech na twarzy. Mam takie trudniejsze dni, gdzie walczę sama ze sobą, jak każdy. Mimo to cieszę się z drobiazgów, śmieję się i wygłupiam. Taka jestem trochę postrzelona.

Róża pomimo wszelkich przeciwności wie, komu zawdzięcza dobro, które spotkało ją w życiu. Wie, skąd ma siłę, by pokonywać wszystkie trudności. Jak niejednokrotnie mówiła to w Bogu ma największe oparcie. Moim największym bogactwem był Bóg, wiara, przyjaciele – mówiła.

kw, Proelio, Martyna Wojciechowska (YouTube.pl)/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę