Jutro bp Michał Janocha udzieli święceń diakonatu szóstemu już diakonowi w Archidiecezji Warszawskiej.
Zacznijmy od pytań nieodmiennie towarzyszących diakonom stałym od 2008 roku: po co diakonat stały? Co to za nowości wprowadzane w Kościele?
Prosta odpowiedź brzmi: nic nowego, żadne nowinki. Diakonat jako stały stopień hierarchii istniał od początku Kościoła. Pamiętamy przecież pierwszego męczennika wspominanego w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Chodzi oczywiście o św. Szczepana, jednego z siedmiu wybranych przez Apostołów do „obsługi stołów” (Dz 6, 3-7). Mało kto pamięta, że znany wszystkim św. Franciszek z Asyżu nigdy nie przyjął święceń kapłańskich – był diakonem. Takich znanych w historii Kościoła świętych diakonów jest bardzo wielu i choć często znamy ich imiona i dzieje, to czasami brak nam wiedzy, że byli diakonami. Ponad stu świętych i błogosławionych diakonów wymienia znakomity portal diakonat.pl1 od początku towarzyszący diakonatowi w Polsce.
Z historii Kościoła wiemy, że w pewnym momencie diakonat stały zaniknął, choć pozostał w formie diakonatu przejściowego przed święceniami prezbiteriatu. Takim był w chwili „chrztu Polski”, czyli w naszym Kościele w Polsce diakonat stały „nie zdążył” zaistnieć. Wiadomo, że próby odnowienia diakonatu stałego podjął już Sobór Trydencki (1545–1563), choć nie zostało to zrealizowane. W życie ten postulat wprowadził dopiero Sobór Watykański II (1962-1965) w swojej Konstytucji dogmatycznej o Kościele („Lumen Gentium”) z 1964 r. Jego wprowadzenie w polskim Kościele zapowiedział zakończony w 1999 r. II Synod Plenarny. Faktem stało się to na mocy decyzji biskupów podczas 313. zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski w Łowiczu (2001 r.). Pierwsi diakoni zostali wyświęceni w 2008 roku (diecezja toruńska i diecezja pelplińska). Dziś w Polsce posługuje około stu diakonów stałych i ich liczba wciąż rośnie. Wiemy ponadto o wielu mężczyznach formalnie, czyli za zgodą własnego ordynariusza, przygotowujących się do przyjęcia święceń.
Wyjaśniliśmy chyba w sposób klarowny, że nie jest to żadna „nowość”. Teraz drugie pytanie: „po co”?
Pisma Ojców Kościoła potwierdzają od początku hierarchiczną strukturę Kościoła, łącznie z urzędem diakonatu. Dla św. Ireneusza z Antiochii Kościół bez biskupów, prezbiterów i diakonów był nie do pomyślenia. W pismach swych podkreślał on, że służba ta jest niczym innym jak „służbą Jezusa Chrystusa, który od początku wszystkich czasów był u Ojca i objawi się na końcu czasów”. Stąd – jego zdaniem – „diakoni nie są powołani do służby przy stole, lecz są sługami Kościoła Bożego”. W Liście do Filipian (Flp 1,1) Paweł Apostoł wymienia diakona obok biskupa. Diakon pełnił funkcje liturgiczne, nauczycielskie i charytatywne w Kościele i w związku z tym musiał posiadać określone kwalifikacje moralne, które św. Paweł wymienia w Pierwszym Liście do Tymoteusza (1 Tym 3,1-13).
Przeczytaj również
Równie co powyższe często pytanie zadawane diakonom brzmi: „a co diakon może?”
Według dokumentów dotyczących diakonatu stałego (wszystkie dokumenty związane z diakonatem znajdziemy na portalu diakonatstaly.opole.pl2), w skrócie do zadań diakona należy m.in.:
– udzielanie sakramentu chrztu (jest zwykłym szafarzem tego sakramentu);
– asystowanie i pomaganie biskupowi i prezbiterowi podczas celebrowania Eucharystii i innych obrzędów liturgicznych: przygotowuje kielich oraz księgi, proklamuje Ewangelię, podaje intencje modlitwy powszechnej, wzywa do przekazania znaku pokoju, rozdziela w czasie lub poza celebracją Komunię św., jest zwyczajnym szafarzem wystawienia Najświętszego Sakramentu i błogosławieństwa eucharystycznego;
– sprawowanie sakramentu małżeństwa, a także pomoc w przygotowaniu nowożeńców do tego sakramentu ‒ zgodnie z przepisami prawa kanonicznego ;
– przewodniczenie nabożeństwom i innym zatwierdzonym przez Kościół praktykom pobożności ludowej;
– przewodniczenie nabożeństwom żałobnym i obrzędom pogrzebowym;
– sprawowanie błogosławieństw osób i rzeczy ‒ zgodnie z przepisami ksiąg liturgicznych;
– na prośbę proboszcza błogosławienie mieszkań podczas odwiedzin duszpasterskich, zwanych kolędą;
– proklamację Ewangelii i głoszenie słowa Bożego zarówno podczas sprawowanej liturgii, jak i przy różnych okazjach poza nią;
– diakoni stali z urzędu należą do parafialnej rady duszpasterskiej, o ile w danej parafii pełnią swoją posługę.
Z całą pewnością trudno diakonowi podejmować wszystkie obowiązki. W każdym przypadku należy roztropnie podejmować decyzję o zaangażowaniu, tym bardziej, że mając własne rodziny ich dobro powinno zajmować pierwsze miejsce. Są diakoni mający jeszcze małe dzieci, a takich jak ja – emerytów jest niewielu.
W ten sposób przechodzę płynnie do refleksji o swojej posłudze.
Święcenia przyjąłem w 2009 roku. Byłem trzecim w Polsce diakonem stałym. Po pewnym czasie przeprowadziłem się z Magdalenki do Piaseczna i tam podjąłem posługę. Oczywiście za zgodą Orynariusza diecezji. Poprzez różnego rodzaju wydarzenia i komplikacje rodzinne dziś posługuję w piątej już parafii. Przez kilka lat miałem zaszczyt być też jedynym (wówczas) diakonem stałym w Łodzi. Miałem zatem okazję doświadczać pracy duszpasterskiej w kilku parafiach. Chodzi też o współpracę z kilkoma Proboszczami. Być może miałem „szczęście”, a być może jest to wcale nie takie rzadkie, ale w każdej z nich miałem wrażenie szczerego i dobrego przyjęcia. Każdy z Proboszczów wniósł do mojej posługi coś nowego.
Bardzo miło wspominam czas skierowania mnie do parafii Opatrzności Bożej w Warszawie w Wilanowie. Czas przed pandemią charakteryzował się tam (tak jak w wielu innych parafiach) wizytą duszpasterską trwającą cały rok (z wakacyjną przerwą). Zapukałem do ok. 6 tys. mieszkań. Przyjęto mnie mniej więcej w 1/3, odbyłem więc ok. 2 tys. rozmów. Specyfika tej dzielnicy polega na tym, że przeważają tam młode rodziny. Zdecydowana większość pracuje dość intensywnie, a więc wizyty mogły odbywać się tylko wieczorami. Przeważają ludzie młodzi, często przyjezdni. Zachowują pewną obrzędowość katolicką wyniesioną z domu rodzinnego, mają w domu święte obrazy, ale żyją bardzo często bez sakramentów, bez ślubu i to im w większym stopniu nie przeszkadza. Ta wiara nie bardzo przekłada się na relację osobową z Bogiem, na życiowe wybory. Wizyta jest okazją do rozpoczęcia głębszej rozmowy i o dziwo – taka rozmowa była chętnie podejmowana. Ma to ogromny sens, bo w bardzo wielu przypadkach ludzie zupełnie nie wiedzą, że mogą dążyć do uregulowania swojej sytuacji, np. stwierdzenia nieważności poprzedniego, zawartego w Kościele małżeństwa, nawet w okolicznościach, gdy małżeństwo to wydaje się ewidentnie nieważnie zawarte.
Czasem potrzebna jest też pewna zachęta, gdy ludzie żyją bez ślubu, nie mając żadnych przeszkód do przyjęcia sakramentu. Wielką radością były dla mnie sytuacje – wiem o dwóch takich przypadkach – gdy rozmowa ze mną stała się taką pozytywną inspiracją. Byłem na jednym z tych ślubów.
Ciekawe, że w momencie kiedy parafianie dowiadywali się, że odwiedził ich diakon stały to nie budziło to jakiegoś nadzwyczajnego zdziwienia. Choć często zaczynało się to od zagadkowych spojrzeń na moją obrączkę. Wyjaśniałem wtedy, że mam żonę i święcenia diakonatu i że jest taka możliwość w Kościele katolickim. To zwykle spotykało się z bardzo pozytywnym przyjęciem, czasem wręcz z entuzjazmem. No i zaczynały się narzekania na celibat. A ja – to nawet trochę zabawne – występowałem jako obrońca celibatu. Mówiłem, że to jest wybór. Nikt nikogo do tego nie zmusza. Ale taka droga ma ogromną wartość, ogromny sens. Natomiast mój przykład pokazuje, że Kościół stwarza przestrzeń dla głębszego duchowego zaangażowania także żonatych mężczyzn.
Jak wspomniałem jestem już emerytem, a więc obowiązków domowych jest dużo mniej niż kiedyś, ale zdarzało się (bardzo rzadko!), że moja żona narzekała na jakieś zadania związane z diakonatem, ale wtedy mówiłem: „ale sama na to wyraziłaś zgodę, mam to na piśmie”. A poważnie – to nigdy nie był między nami problem. Ja „zawsze” byłem ministrantem, lektorem, potem nadzwyczajnym szfarzem Komunii Świętej. Od czasów narzeczeńskich rzadko kiedy na Mszy św. siedzieliśmy razem w ławce. Nie zostałbym zresztą dopuszczony do święceń, gdyby żona nie wyraziła na nie pisemnej zgody, ze świadomością wszystkich tego konsekwencji.
Diakonat to radość nie tylko dla mnie, ale i dla całej rodziny. Przewodniczę wielu uroczystościom religijnym w rodzinie. Sam ochrzciłem wszystkich pięciu moich wnuków, przewodniczyłem wielu uroczystościom pogrzebowym (także w mojej rodzinie). Trudno mi zliczyć ile razy udzieliłem Chrztu Świętego. Szczególnie w Piasecznie i w Wilanowie bywały niedziele z kilkunastoma Chrztami na jednej Mszy Świętej. Prowadziłem wielokrotnie rekolekcje, także parafialne, kursy dla chrzestnych i rodziców przed Chrztem ich dziecka, a także przygotowania do Sakramentu Małżeństwa dla narzeczonych. Pomagałem przez pewien czas kapelanowi jednego z warszawskich szpitali, chodziłem do chorych, jeden z Proboszczów powierzył mi odpowiedzialność za parafialną Caritas.
Przyznam szczerze, że wciąż szukam własnej drogi dla mojego diakonatu. Z całą pewnością każdy, nie tylko diakon, jest zobowiązany wciąż na nowo odkrywać powołanie otrzymane od Boga, który jak wiemy „buduje na naturze”. W mojej pracy zawodowej przez zdecydowaną większość czasu pracowałem w mediach katolickich. Przez cały ten czas intrygowało mnie „iskrzenie” na styku media-Kościół. Dziś jest to jeszcze ważniejsze. Wspomnę w tym miejscu o pewnym spotkaniu w Atenach (w 2015 r.) odpowiedzialnych za komunikację społeczną w poszczególnych episkopatach Europy. Padło w tym ważnym i reprezentatywnym gremium stwierdzenie, które powinno „zwalić nas z nóg”. Ni mniej ni więcej stwierdzono, że „internet doprowadził do zmiany antropologicznej, co wymaga nowego podejścia ze strony Kościoła”. Kolejny cytat (ostatni już na ten temat) równie niezwykły: „Kościół musi interpretować życie ludzi w podwójnym wymiarze: fizycznym i cyfrowym. Możliwe to będzie tylko wtedy, gdy uzna internet za „środowisko życia”, a nie tylko narzędzie” (cytaty za KAI). Jaka ma być nasza odpowiedź? Jak się ma do tego Nowa Ewangelizacja w obecnej czasie? Niezwykłe pytania i niezwykłe problemy. Czy nie może to być posługa diakona, posługa wobec ubogich, wobec potrzebujących, zniewolonych i zagubionych w coraz głębszym oceanie świata wirtualnego?
Dla zainteresowanych podaje jeszcze kilka podstawowych wymagań. Prawo kanoniczne nie wyznacza górnej granicy święceń. Zazwyczaj konferencje biskupie ustalają ten wiek na 50 lat dla mężczyzny, który całkowicie poświęca się posłudze diakonackiej oraz 55 lat dla tego, który oprócz diakonatu pracuje zawodowo. Dolna granica to dla kandydata nieżonatego to ukończone 25 lat, natomiast kandydat żonaty może zostać diakonem po ukończeniu 35 lat i po 5 latach małżeństwa. Oczywiście obowiązuje pisemna zgoda żony na przyjęcie święceń. I najważniejsze – osobiste powołanie rozeznane w kontakcie ze swoim Proboszczem. Wszystkie szczegółówe wymagania znajdziemy na wspomnianej już stronie: diakonatstaly.opole.pl3
Na koniec ciekawostka dotycząca stroju i tytulatury diakona. Najpełniej określił to nieżyjący już ś.p. ks. prof. Helmut Sobeczko, jeden z prekursorów wprowadzenia diakonatu stałego w Polsce. Jego artykuł na ten temat możemy znaleźć na wspomnianej już stronie w Opolu4. Warto przeczytać. Dodam tylko, że najwięcej kłopotów jest z tytułem „ksiądz”. Ks. Prof. Sobeczko wypowiada się na ten temat jednoznacznie (patrz artykuł). Według mnie problem tkwi w niejednoznacznym rozumieniu słowa „ksiądz”. Spróbuj Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku odpowiedzieć sobie samemu na pytanie do kogo się zwracasz per „ksiądz” i dlaczego?
1- https://www.diakonat.pl/index.php/swieci-i-blogoslawieni/
2 – https://diakonatstaly.opole.pl/dokumenty-dotyczace-diakonatu-stalego/
3 – https://diakonatstaly.opole.pl/ogolne-informacje-o-formacji-i-posluzde-diakonow-stalych/
4 – https://diakonatstaly.opole.pl/wp-content/uploads/2019/09/Sobeczko_01.pdf