W drugiej części rozmowy Szymon Hołownia komentuje z Siostrą Judytą Pudełko kroki, które należy podjąć wobec osoby, która odsunęła się od Boga lub wspólnoty, a „to wszystko rodzi się z ogromnej troski o człowieka – mojego brata, któremu chcę pomóc”.
Biblijny tekst o napominaniu zaczyna się od określenia o kim jest mowa: „Jeżeli Twój brat…”, a zatem nie mamy tutaj do czynienia z jakimś anonimowym „Iksińskim”, który robi coś niewłaściwego, a inna osoba chce zainterweniować. Jest to rzeczywistość, która dokonuje się pomiędzy osobami, które są ze sobą związane – pomiędzy braćmi.
W samej instytucji donosu ukrywa się realna przemoc. Wchodzę na zastrzeżony przez Boga obszar wolności drugiego człowieka. Czy do końca moich dni nie będę miał dość pracy z samym sobą, za którego ponoszę odpowiedzialność w pierwszym rzędzie?
Co to w ogóle znaczy – święto? Bo to jednak coś więcej niż totalny chillout po masakrycznym tygodniu. Nie będzie dobrego święta bez odpoczynku, ale święto to jednak też wyjście ze swojego barłogu, to otwarcie się na innych, na coś więcej, to włączenie się w tajemnicę, wystawienie się na nie nasze Światło.
Trzech Króli to święto jeszcze nienawróconych, ale już „ukąszonych” Bożą oczywistością. Czyli de facto nas wszystkich. Jezus objawia się nie na scenie, a na widowni – pośrodku życia. A człowiek… gdy człowiek zobaczy sedno, kolana zginają się same.
Okazuje się, że dla wariatów takich jak ja istnieje szeroka oferta również w dziedzinie stylizacji.
Bóg jak zwykle z tego co człowiek schrzanił, wyprowadza dobro. Ze znaku hańby i oddzielenia robi fantastyczne narzędzie przeżywania świata i komunikacji. Biblia to nie „Vogue”, ale o stroju mówi się tam bardzo często. Pełno tam zachwytów nad pięknem tkanin, kolorów, biżuterii. Służą budowaniu kontaktu między ludźmi, ale też rozpoznawaniu w pięknie śladów Boga.
Przyzwyczaiłem się już do mych bezskutecznych corocznych apeli do rodaków, by z czci dla Dzieciątka nie mordować w perwersyjny sposób karpi i do tego stopniowanego aż do dwudziestego czwartego grudnia do punkt siedemnastej napięcia, świętego zgęstnienia czasu, po którym to zgęstnieniu już około trzynastej dnia następnego człowiek z przejedzenia przestaje już widzieć nie tylko żłóbek, ale i zarys nie tylko półmisków, ale i bliźniego.
Na ulicy od wczesnego ranka ramiona bolą od obijania się o ludzi, w sklepach – pandemonium i najczarniejsze koszmary demografa. Chronisz się do kościoła, i nagle – po raz pierwszy w życiu – masz ochotę dziękować Bogu za obniżające się w Polsce wskaźniki mszalnej frekwencji.
Znam je na pamięć! Fascynujące kobiety, heroiny wiary, które dopięły celu.
Od jakiegoś czasu nie mogę przestać się zastanawiać, czy moje racjonalne wątpliwości nie blokują czegoś, co może przecież rozumowi się wymykać. Mój rozum ma święte prawo wątpić. Ale przecież on jednak nie obejmuje wszystkiego.