Nasze projekty
Fot. Pixabay

“Doczekaliśmy się!” Jak Polacy przeżywali odzyskanie niepodległości w 1918 roku

“Co marzone – ziszczone, co kochane – otrzymane…” – pisała 82-letnia Maria z Łubieńskich Górska, której dane było dożyć odzyskania niepodległości.

Reklama

W Polsce nie żyje dzisiaj już nikt, kto pamiętałby historyczne chwile listopada 1918 roku. Słowo pisane utrwaliło jednak ducha dni, w których Polska odzyskiwała niepodległość. Pamiętniki i wspomnienia są zapisem nastrojów i emocji, jakie towarzyszyły Polakom w dniach odzyskiwania niepodległości i pozwalają odtworzyć atmosferę tych niezwykłych dni. Przewodnikami tej podróży w czasie mogą być niektórzy świadkowie listopadowych wydarzeń.

Powrót Polski na mapę Europy był procesem, który nie dokonał się jednego dnia, tygodnia, a nawet miesiąca.

Choć jesień 1918 roku okazała się być wiosną odradzającego się Państwa polskiego, należy pamiętać, że powrót Polski na mapę Europy był procesem, który nie dokonał się jednego dnia, tygodnia, a nawet miesiąca. Przekazanie w ręce Józefa Piłsudskiego władzy wojskowej przez Radę Regencyjną 11 listopada 1918 roku wybrane zostało w późniejszych latach jako wydarzenie, które symbolicznie zaznaczyło odzyskanie przez Polskę niepodległości. W skład Rady, obok arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego i Józefa Ostrowskiego, wchodził także książę Zdzisław Lubomirski. Księżna Maria z Branickich, żona księcia, prowadziła dziennik, w którym skrupulatnie spisywała swoje przeżycia. Pod datą 11 listopada Lubomirska zapisała: „Dzień dzisiejszy należy do historycznych, do niezapomnianych, do weselszych, do triumfalnych! Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie. Stało się i to w tak nieoczekiwanych warunkach”. Zaskoczenie i niedowierzanie udzielało się powszechnie.

„I doczekaliśmy się rzeczy, przekraczającej już granice dociekań ludzkich, doczekaliśmy się, że te właśnie moce, które Polskę rozdarły, padły upokorzone i same rozdarte, choć walczyły w przeciwnych obozach. A Polska zjednoczona zmartwychwstaje” – pisał 12 listopada 1918, nazajutrz po objęciu władzy wojskowej przez Piłsudskiego, Kurier Warszawski. Dziennik był poczytnym organem prasowym ówczesnej stolicy Królestwa Polskiego i jego doniesienia dobrze oddają bieg wydarzeń widziany oczami warszawiaków.

Reklama

“Mamy Polskę. Swoją własną!”

Euforia wybuchła na ulicach Warszawy. „Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma „ich”. Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze” – pisał Jędrzej Moraczewski, który w kilka dni później miał stanąć na czele nowego rządu. Entuzjazm udzielał się wszystkim, i na ulicach czuć było, że nadchodzi niepodległość: „Gdy dziś wyszłam na miasto, ulica wydała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem wolności” – pisała księżna Lubomirska.

„Radość ogólna, dzień to piękny, cudowny, o którym tylko w snach się marzyło”.

Pochodząca z ziemiańskiej rodziny Maria z Łubieńskich Górska urodziła się niemal pół wieku po trzecim rozbiorze. Miała 27 lat, gdy wybuchło tragiczne powstanie styczniowe, które pogrzebało wszelkie nadzieje na odzyskanie niepodległości. W 1918 roku była ponad osiemdziesięcioletnią staruszką. I oto u kresu swojego życia doczekała tego, o czym marzyli jej rodzice i dziadkowie: „Ulice przepełnione, ludzie płaczą z radości, ściskają się nieznajomi „Mamy Polskę! – mówią głośno – swoją własną”. Śmieją się, odchodzą prawie od zmysłów, nikt nie boi się przyszłości. Radość ogólna, dzień to piękny, cudowny, o którym tylko w snach się marzyło”.

Reklama

“Pan Bóg zrobił to dla nas wszystkich. Obyśmy dzieła jego nie psuli.”

Górska znała cenę, jaką zapłaciły poprzednie pokolenia Polaków za walki o niepodległość. W kolejnych zapiskach przez słowa radości i szczęścia przebija jednak także życiowy realizm i świadomość wyzwania, przed jakim stawała Ojczyzna: „Pierwszy to dzień prawdziwie niepodległej Polski, oczyszczonej od Moskala i Niemca, jesteśmy nareszcie sami, co marzone – ziszczone, co kochane – otrzymane… Pan Bóg zrobił [to] dla nas wszystkich. Obyśmy dzieła jego nie psuli.”

Historia pokazała, że tą wolnością przyszło się cieszyć Polakom tylko przez dwie dekady, by utracić ją na pół wieku.

Eugeniusz Kłoczowski, ojciec znanego historyka Jerzego oraz popularnego kaznodziei, dominikanina Jana Andrzeja, w 1918 roku studiował w Warszawie. Wkrótce po przybyciu Piłsudskiego do Warszawy zgłosił się jako ochotnik do pełnienia wart przy obiektach wojskowych. Pierwsza służba wypadła mu 12 listopada. W swoich wspomnieniach z tego dnia pisał: „Na wieczór wyprowadzają nas na posterunki. Żarcie kiepskie – nic, tylko gorzka kawa i twardy stary chleb – no, ale my już Polski żołnierze! Niezbyt to miło stać dwie godziny w nocy, w ciemnościach tarasu, wicher przepędza masę niskich chmur, z których co i raz popaduje lodowaty deszczyk. Ale serce jakoś wesołe i ufne. Przez dwie godziny stania czujnie w ciemności modlę się pierwszy raz za Polskę wolną, stawiającą pierwsze niezdarne kroki”.

„Jesteśmy wolni! Słyszycie, najmilsi? Jesteśmy wolni!” – wołał podczas mszy dziękczynnej w listopadzie 1918 roku lwowski arcybiskup obrządku ormiańskiego Józef Teodorowicz. Historia pokazała, że tą wolnością przyszło się cieszyć Polakom tylko przez dwie dekady, by utracić ją na pół wieku. Ostatnie trzydzieści lat od 1989 roku to najdłuższy okres niepodległości w historii Polski od czasu rozbiorów. Czy umiemy się nim cieszyć?

Reklama

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę