To właśnie samoobrona jest kluczem do zrozumienia tej pokusy. Ma ona obronić nas nie tyle przed kimś z zewnątrz, ale przed nami samymi, a raczej przed naszym sumieniem. Grzech jest zawsze przeciwko człowiekowi, dlatego naturalnie się go boimy. Odkrycie własnego grzechu może być bardzo trudne, wręcz bolesne. Przeczuwając ten właśnie ból często bronimy i usprawiedliwiamy swoje grzechy. Wtedy to zdejmujemy z siebie odpowiedzialność za swoje wybory, szukamy ofiary lub ofiar i na nie przerzucamy winę.
Z miesiąca na miesiąc rozmawiając z ludźmi poznaje wciąż nowe formy usprawiedliwień. Z jednej strony mogą nas zaskoczyć swoją formą, z drugiej są chyba stare jak świat… a raczej świat po grzechu pierworodnym.
Usprawiedliwienie historyczne: takie czasy
To usprawiedliwienie połączone z pychą i poczuciem wyjątkowości. To kusząca mieszanka, że naprawdę żyjemy w wyjątkowym momencie historii, że nigdy tak trudno nie było. Grzeszymy wtedy też ignorancją historyczną i krótkowzrocznością. Takie usprawiedliwienie jest nie tylko przyzwoleniem dla grzesznego czynu, ale też dla mojej bezczynności.
Jak się wydostać z takiej pokusy? Najlepszym lekarstwem jest tu chyba edukacja i to ta historyczna. Wtedy odkryjemy, że nigdy tak dobrze nam się nie żyło.
Usprawiedliwienie meteorologiczne: taki klimat
Ten typ usprawiedliwienia nadaje pokusie posmak obiektywizmu nie do pokonania. Winne są niezależne ode mnie siły, które będą oddziaływać bez względu czy coś zrobię, czy nie. Taka postawa zakłada kapitulację już w pierwszym ruchu. Jednocześnie oszukuję latami sam siebie, że warunki się zmienią i zacznę działać inaczej. To złudna nadzieja. Tylko twoja zmiana, zmienia klimat wokół Ciebie i jeszcze dalej. Fantastycznie opisuje to „efekt motyla” – mówi on, że lokalne zmiany ciśnienia wywołane ruchem skrzydeł motyla w Brazylii mogą spowodować wystąpienie huraganu w Texasie.
Przeczytaj również
Usprawiedliwienie horoskopowo-dziedziczne: ja już tak mam
W tym typie usprawiedliwienia słychać też żal. Bierze się on z niemożności wydostania się z paraliżującego myślenia o swoim życiu jako rezultacie układu gwiezdno – rodzinnego.
Fatalizm staje się osią mojego działania i myślenia. Jednocześnie jest on przejawem mojej bezbożności. Bo to nie wola Boga, ale mój znak zodiaku lub historia rodzinna determinują każde moje działanie. Tak się usprawiedliwiając, z dnia na dzień popadam w coraz większą niewolę – bo w zasadzie nie mam nic do powiedzenia w moim życiu. Jednak jest nadzieja – stworzona przez Boga moja wolna wola jest mocniejsza, niż każdy mój determinizm.
Usprawiedliwienie zamkniętych drzwi: nie miałem wyjścia
Takie myślenie wydaje się na pierwszy rzut oka całkiem logiczne i słuszne. Rzeczywiście w naszym życiu, może nas spotkać sytuacja obiektywnie „bez wyjścia”. Problem pojawia się wtedy, gdy robię z tego racjonalnie opakowaną wymówkę. Przeważnie jest tak, że nie mam czasu i ochoty by obiektywne spojrzeć na sytuację, w której się znajduję. Mój egoizm nie pozwala mi szukać rady i wyjścia u innych osób, a próżna ambicja podpowiada, że sam wiem wszystko najlepiej. Lekarstwem na taką pokusę, jest porządna dawka obiektywizmu i umiejętność słuchania rad innych.