Dzięki Bogu, mam kryzys!
Nie lubimy tego słowa. Co chwilę słyszymy o kryzysie finansowym czy ekonomicznym, gospodarczym, rodzinnym, małżeńskim. Zastanawiamy się nad jego przyczynami. Wszelkie impasy, niezależnie od tego, czy mają charakter gospodarczy, czy rodzinny, wynikają z podobnych, niezmiennych przesłanek i mają stały przebieg. Gdy da się je ogarnąć, przez kryzys przechodzimy o wiele spokojniej, widząc cały proces jednocześnie.
Jednak jak dobrze, że jest w naszym życiu kryzys. Dzięki niemu nie stoimy w miejscu, nieustannie się rozwijamy, nawet za cenę straty, ale te są nieodłączne dla naszego człowieczeństwa.
Ten złowieszczo brzmiący termin pochodzi od starogreckiego greckiego słowa κρίσις (krisis) i oznacza wybór, decydowanie, zmaganie się, walkę, w której konieczne jest działanie. Kryzys oznacza znalezienie się w momencie decydującym, wymagającym starannego rozeznania sytuacji i podjęcia stosownych decyzji lub osądzenia sprawy.
Gdy zerkniemy do słownika chińskiego zobaczymy że słowo „kryzys” (weiji) składa się z dwóch znaków; pierwszy z nich odznacza niebezpieczeństwo lub zagrożenie, drugi natomiast to początek nowej drogi lub szansa. Chodzi zatem o okres przełomu, po którym następuje zmiana. Załamanie się dotychczasowego stanu rzeczy może prowadzić ku wyłonieniu się nowej jakości.
Dla mnie najtrafniejszym, biblijnym obrazem kryzysu są słowa Jezusa: „zburzcie tę Świątynię, a ja postawię ją na nowo” (J 2,19) To czas zburzenia, tego co stare, słabe i kiepskiej jakości. Bóg w kryzysie nie przychodzi jako konserwator zabytków, lecz ten który chce budować nowe, po swojemu, na gruzach starego. Pozwól wiec Bogu zburzyć, trzymaj się mocno i przygotuj na kryzys, ale także na powstanie czegoś kompletnie nowego. Lepszego.
Przeczytaj również
Czy da się tak wejść w kryzys, by nas oczyścił, uzdrowił a nie zabił? Parę podpowiedzi z mojej strony:
1. Przestań się oszukiwać
„Wszystko będzie dobrze”, „Zobaczysz, wszytko się dobrze ułoży” – sterta takich pocieszeń jest zawsze pod ręką. Dzięki nim czarujemy rzeczywistość, nie dopuszczamy do siebie świadomości, że wszystko wkoło jest bardzo kruche: relacje, majątek, status społeczny itp. Kiedy widzimy nadchodzący kryzys oszukujemy siebie, że zawsze w naszym życiu będzie się działo wszystko po naszej myśli. A kryzys nam to myślenie rozwala, często z hukiem i bólem. Panicznie boimy się zmian, straty, przemijalności. Cierpimy wtedy jeszcze bardziej. A przecież wszystko dokoła nas jest w procesie niszczenia i wzrostu, obumierania i ponownego wzrostu. Coraz rzadziej obcujemy z przyrodą i jej prawami, ale patrząc na jej cykle wiele możemy się nauczyć o naszym życiu.
2. Przestań już ściemniać
„Nic mi nie jest” – wyparcie, negacja problemu przed sobą oraz innymi sprawia, że kryzys boli jeszcze bardziej. Stawiamy mu tamę, tracąc do obrony bardzo dużo życiowej siły. Dopuść do głosu prawdę, czasem trudną, wstydliwą i okrutną.
Nazwij rzeczy po imieniu, zaryzykuj zaufanie i zacznij rozmawiać. Nie bądź jednak emocjonalnym ekshibicjonistą, nie mów wszystkiego wszystkim, szanuj swoją prywatność i intymność.
Myśl rozsądnie, a nie tylko pozytywnie – nazwij błąd, oceń na co masz wpływ i za co ponosisz odpowiedzialność.
3. Nie zamadlaj problemu
Niedojrzale przeżywana religijność, może być źródłem jeszcze większego cierpienia podczas trwającego kryzysu. Nie szukasz przyczyn stanu w jakim jesteś, lecz nabożnie i pokornie powtarzasz litanię: „Bóg tak chciał”. Po drugie nie podejmujesz żadnych decyzji, często przestraszony ryzykiem porażki, ale z dumą powtarzasz: „Jezu, Ty się tym zajmij”.
Kryzys ma ogromną siłę pokazywania nam prawdy, nie tylko tej negatywnej ale również tej, która nauczy nas odpowiedzialności za nasze życie. Bóg z nami współpracuje dla naszego dobra (por. Rz, 8, 28), ale nie odwala za nas roboty. Proś zatem w modlitwie, by Bóg uzdolnił cię swoją łaską do działania, by mądrze przejść przez czas kryzysu. Bezradność i zrzucanie odpowiedzialności na innych wydłuża trwający kryzys.
4. Pogoń „Zosię samosię”
„Muszę sobie z tym samemu poradzić” – jedynym z najtrudniejszych, ale też wydaje się, że bardzo strategicznym z momentów w przeżywanym kryzysie jest odkrycie, że potrzebuję pomocy innych. Moje siły, pomysły i ambitne samozaparcie przestały już dawno działać.
W kryzysie trzeba znaleźć miejsce by być samemu, ale nie wolno nam tego pomylić z osamotnieniem. Oczywiście, im bardziej graliśmy przed innymi tych silnych, zaradnych i niemających żadnych problemów, tym jest trudniej poprosić o pomoc.
Potrzebujemy w kryzysie innych, bo niezwykle ważne jest, by na stan w jakim jesteśmy spojrzał ktoś bardziej obiektywnie, z dystansu. Oczywiście musimy mieć zaufanie, że ktoś drugi da nam prawdę, której bardzo potrzebujemy, a nie tylko tanie recepty i głaskanie nas po głowie. Uważaj jednak, że taka rozmowa może się skończyć usłyszeniem czegoś, czego boisz się usłyszeć i przyjąć. Prawda ma ogromną moc przeprowadzenia cię przez kryzys, ku lepszej jakości życia.
5. Omijaj wyszukiwarki, fast foody i zamki błyskawiczne
Gdy już wiesz, że to, co dzieje się w życiu to stan kryzysu, otwierasz internet przeszukując multum historii z „życia wziętych” i poradników „kryzys w weekend” i sprawdzonych sposobów na kryzys – tak, by – jak to z przeziębieniem – trwało szybko, bezboleśnie i zbyt wiele nie kosztowało. Kultura natychmiastowości będzie naciskać, byś poradził sobie z kryzysem równie szybko jak zamówieniem jedzenia na mieście: tanio, szybko ale jednocześnie mega niezdrowo. Zaufaj ludowej mądrości „co nagle, to po diable” i daj sobie czasu i cierpliwości na bycie w kryzysie. Nie daj się poganiać, nie słuchaj „ludzi katalizatorów” popychających cię do szybkiego wyjścia z kryzysu. Wszak ciągnąc szczypiorek, nie przyspieszasz jego wzrostu, lecz tylko go wyrywasz. Kryzys jest procesem, nie jest mądrością. Myśl nie jak szybko z niego wyjść, lecz jak go mądrze i efektywnie przeżyć.
Pamiętaj także, że to co sprawdziło się u innych ludzi, niekoniecznie musi działać u ciebie. Może taki kryzys, to idealny moment na poznanie siebie, swojej życiowej dynamiki, ale też prawdy u innych. Czyż to nie wspaniałe, że tak się wszyscy różnimy?
Ta „piątka Szymczaka” to kilka intuicji, nie tyle jak szybko wyjść z kryzysu, lecz jak mądrze go przeżyć. Nie da się go uniknąć w naszym życiu. Jest konieczną falą umierania i wzrostu. Urealnia i pokazuje jak się rzeczy naprawdę mają. Dzięki niemu uczymy się podejmowania decyzji, które zmieniają nasze życie. Mądrze i spokojnie przeżyty kryzys – rodzinny, finansowy lub emocjonalny, pokaże nam naszą wartość i dojrzałość. Nie bój się kryzysów, dzięki nim wiesz, że prawdziwie żyjesz. I co najważniejsze – w każdej jego chwili jest z tobą obecny Bóg.