Nasze projekty
Reklama

Kamerun: skrzyżowanie, na którym można zawrócić swoje życie

Jest w Minkame (Kamerun, Afryka) takie skrzyżowanie, na którym może odmienić się życie młodych: albo zostaną w bezczynności, popadając w narkotyki, albo zachęceni przez obecnych tu księży marianów pójdą na “Wakacje z Bogiem”, zdobędą nowe znajomości i umiejętności i być może poukładają swoje życie.

Minkame to typowe afrykańskie przedmieścia. Nie znajdziemy tu uporządkowanych ulic, bloków ani kamienic, galerii handlowych ani kolorowych neonów. Krajobraz jest typowo afrykański: sklecone byle jak z gliny lub cegieł domki, kryte nagrzewającą się w słońcu blachą albo liśćmi palmy lub gdzieniegdzie murowane budynki, których stan w Polsce określilibyśmy jako surowy; czerwona gleba ulic, z rzadka tylko utwardzanych asfaltem. 

W takim krajobrazie działa od kilku lat parafia prowadzona przez księży marianów z Polski. Kiedy tylko tu przybyli niemal od razu zaczęli od duszpasterstwa dzieci i młodzieży, których na prowincji afrykańskiej nie brakuje. 

– Najpierw był dzień dziecka zorganizowany dla dzieci i młodzieży z kilku okolicznych wiosek – wspomina ks. Krzysztof Pazio, marianin, proboszcz parafii misyjnej w Minkame. Gry, zabawy, poczęstunek, zorganizowany ciekawie czas nie tylko przyciągnęły młodych do organizowanej tu właśnie misji, ale pokazały księżom, jak wielki jest tu głód takich działań. 

Reklama

Jak dotrzeć do młodych?

Marianie od razu poszli za ciosem. Najpierw bardziej regularnym programem spotkań objęli dzieci przygotowujące się do I Komunii św. czy bierzmowania. Grupy były różnej wielkości, od 80 do 300 osób. Do prowadzenia spotkań służył początkowo jedynie tymczasowy barak. Nie było tam nawet wtedy kościoła, nie było plebanii, sami księża mieszkali u ludzi na wiosce. Na szczęście z pomocą przyszedł zaprzyjaźniony proboszcz z Polski, który ufundował salę do spotkań z młodzieżą i dziećmi, nazywaną tu dziś Oratorium. To tu odbywają się wszystkie aktywności, których nie da się przeprowadzić na świeżym powietrzu. Także Wakacje z Bogiem, organizowane w tym miejscu od 2014 r. 

Pomysł zaangażowania ich właśnie w wakacje narodził się z obserwacji, że to wtedy najwięcej młodych wraca do swoich domów w wioskach. Cały rok spędzają daleko od rodziny, w szkołach z internatem, z dala od domu, kończąc kolejno szkołę podstawową, college i liceum. Na wakacje wracają, by ponudzić się w domu, czasem pomagając też rodzicom w pracach polowych. 

Reklama

Zapach lokalnego kakao

Dzień tylko częściowo wygląda tak, jak na typowych półkoloniach w Polsce. Dzieciaki zgłaszają się do świetlicy o 9 rano, gdzie dostają śniadanie. W powietrzu rozchodzi się wtedy zapach kakao, gotowanego na ogniu do śniadania. Kakaowiec jest jedną z podstawowych tutejszych upraw. 

– Na początku nie planowaliśmy dla uczestników śniadania, zakładaliśmy, że jedzą je w domu. Ale gdy na pierwszych zajęciach zapytaliśmy, kto jeszcze dziś nic nie jadł – w górę poszła zdecydowana większość rąk

– mówi ks. Krzysztof Pazio. 

Reklama

Kształtowanie postaw

Po śniadaniu wszyscy idą na katechezę w grupach uzależnionych od wieku czy etapu przygotowania do sakramentów. Po lekcji następuje najczęściej czas pracy, zwykle są to drobne zajęcia przy misji. To właśnie wtedy kameruńska młodzież ma szansę spróbować swoich sił w różnych praktycznych i przydatnych na rynku pracy zawodach, jak ślusarz, murarz, stolarz czy hydraulik, ale też przejść na dostępnym tu sprzęcie szkolenie komputerowe. Ważna jest też w tym wszystkim integracja międzyludzka i nauka umiejętności współpracy, które bardzo przydają się w ich późniejszym życiu. 

– Widzimy, że naszymi działaniami pomagamy im odnaleźć się potem w dorosłości, nawet jeśli nie robią wielkich karier. Owszem, mamy wśród naszych byłych wychowanków obecnych lekarzy czy kleryków, ale też nie brakuje takich zwykłych powołań – mówi ks. Krzysztof. I dodaje – Pamiętam świadectwo pewnego 18-latka, który przychodził do nas na zajęcia. Jego dwóch starszych braci wcześniej zmarło, więc zgodnie z miejscowym zwyczajem wszyscy wokół zaczęli się bać, że ktoś na rodzinę rzucił zły czar. Tak, takie wierzenia są tu niestety ciągle obecne nawet wśród katolików. Ojciec tego chłopaka zaprowadził go więc do miejscowego marabuta. To taki rodzaj “odczyniacza złych uroków”, który odprawia ryty zdejmowania klątw. W drodze ten chłopak się jednak ojcu sprzeciwił. “Moją ochroną, moim blendażem jest Jezus Chrystus” – powiedział. To dla mnie duże świadectwo tego, że nasza misja ma sens. Dziś Depin, bo tak miał na imię ów chłopak, skończył studia, ma pracę, jest samodzielny życiowo

kończy opowieść ks. Krzysztof. 

Dotrzeć do dzieci ulicy

Czary czy wiara w zabobony to jednak niejedyny czy nawet nie najważniejszy problem, z którym spotykają się tutejsi misjonarze. Młodzież narażona jest na prostytucję, kontakt z narkotykami ale też na… niechciane ciąże. 

Jest tu u nas takie skrzyżowanie, na którym widać wszystkie te problemy. Najbardziej jednak bolą nas dzieci ulicy, które najczęściej są dziećmi nastolatek i żołnierzy ze znajdującej się w Minkama jednostki wojskowej. Żołnierze oczywiście umywają ręce, natomiast na wieść o takiej ciąży swojej niepełnoletniej córki rodzice też zwykle wyrzucają ją z domu, nie uznając tego dziecka za należące do rodziny. I te dziewczyny potem starają się jakoś radzić sobie same. Najczęściej to ich dzieci chodzą bez opieki po ulicach, nierzadko kradnąc, aby zdobyć coś do jedzenia. Nimi też staramy się opiekować – mówi polski marianin.

Zarówno te dzieci jak i ich nastoletnie mamy trafiają na Wakacje z Bogiem. Marianie bowiem nie unikają chodzenia na owo Skrzyżowanie. Rozmawiają, zachęcają, ale na siłę nikogo nie ciągną. I czasem się udaje zachęcić ich do przyjścia. – Liczymy, że przyjdą zachęceni przez znajomych – mówi ks. Krzysztof. Dzięki temu zarówno te młode mamy jak i ich dzieci mają zapewnione nie tylko jedzenie, ale i opiekę, spędzenie czasu na ciekawych zajęciach.  

Kształtować całego człowieka

Praca czy nauka to niejedyne zajęcia, jakie młodzieży i dzieciom na wakacjach oferują tu misjonarze mariańscy. Dwa dni w tygodniu zamiast bloku z pracą jest blok rozrywkowy, gdzie rozgrywane są mecze piłkarskie, dziewczęta robią popisy swoich umiejętności kulinarnych, odgrywane są sztuki biblijne czy odbywają się zajęcia kulturalne. Około 15 mogą iść do domu.

Pytam ks. Krzysztofa, co by oni wszyscy robili, gdyby nie mieli możliwości przyjść na te zajęcia?

Pewnie siedzieliby bezczynnie. Może poszliby pomóc rodzicom w polu ale tak siedzieliby w swojej chałupie lub przed nią i przede wszystkim by się nudzili. A wiadomo, co z nudy u młodego człowieka może się zrodzić. 

Młodzi Kameruńczycy w większości nie mają smartfonów, tabletów i czy laptopów, na których graliby w gry, oglądali seriale na Netfixie czy wrzucali pozowane zdjęcia na Instagrama. Te oczywiste dla polskich nastolatków gadżety mają tylko niektórzy ich rówieśnicy w Kamerunie. Wprawdzie oferta internetu mobilnego już bardziej osiągalna niż jeszcze kilka lat temu, jednak ceny telefonów w większości przypadków są zbyt wysokie dla przeciętnej rodziny utrzymującej się z pracy na roli. To było duże utrudnienie w czasie epidemii, kiedy szkoły prowadziły zajęcia za pomocą grup na WhatssAppie albo Zooma. Ci bez smartfonów brali udział w zajęciach przez radio i telewizję. 

Właśnie dlatego, o ile już dowiedzą się o Wakacjach z Bogiem u misjonarzy, tak chętnie do nich przychodzą. Najwięcej jest dzieci, tych z przedszkola czy podstawówki. W dwóch grupach jest ich łącznie 340 osób (w jednej 160 w drugiej 180). Najmniej – starszych nastolatków. Powyżej 14 roku życia na zajęcia przychodzą 92 osoby. 

Regularne wsparcie

W swojej pracy marianie są właściwie sami, nie przyjeżdżają do nich świeccy wolontariusze, choć ręce do pracy oferują miejscowi klerycy w seminarium. Do seminarium trafiło też już kilkoro byłych wychowanków polskich misjonarzy. Rodacy z Polski regularnie wspierają natomiast misję finansowo, bo potrzeby – co oczywiste – są ogromne. Polscy misjonarze nie tylko karmią i edukują tu młodzież, ale też często wyposażają co biedniejszych w niezbędne rzeczy, na przykład materiały szkolne. Stale też można ich wspomóc finansowo za pośrednictwem Stowarzyszenia Pomocników Mariańskich>>

Zajęcia, które tak licznie gromadzą młodych Kameruńczyków w wakacje odbywają się również w ciągu roku szkolnego, choć z powodu wyjazdów do szkół z internatem chodzi na nie już znacznie mniejsza grupa. Regularnie chodzi ok. 70-80 osób. Spotkania odbywają się raz w tygodniu w piątki wieczorem. Zawsze jest Msza św., adoracja i potem zależnie od tygodnia albo lekcja katechizmu, albo lectio divina, albo szkoła biblijna.

To zaangażowanie pomaga im stale wzrastać w wierze

– zauważa polski misjonarz. 

Posłuchaj audycji o Kamerunie w Poranku Rozgłośni Katolickich Siódma9

Fot: Stowarzyszenie Pomocników Mariańskich

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja