Dokładnie w południe rozpocznie się dziś w Szczyrku pogrzeb 8 osób, które zginęły 4 grudnia w wybuchu gazu w Szczyrku. Dziadkowie, dzieci i wnuki, których dziś pożegnamy to wielopokoleniowa rodzina Kaimów, prowadząca na miejscu stok narciarski.
Uroczystościom pogrzebowym w kościele pw. Apostołów Piotra i Pawła będzie przewodniczył biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej Piotr Greger. Wcześniej urny z ciałami 8 członków rodziny Kaim będą wystawione w kaplicy, gdzie zgromadzi się całe miasteczko na wspólnej modlitwie. – Ta tragedia dotknęła nas wszystkich, wszyscy się tu znamy z ulicy, z kościoła i przeżywamy to, co się stało – mówili zaczepiani przez dziennikarzy mieszkańcy Szczyrku.
W tragedii, która wydarzyła się tu 4 grudnia wieczorem zginęła w jednym momencie cała wielopokoleniowa rodzina. Pod jednym dachem mieszkał tu bowiem 60-letni Józef Kaim, trener narciarski obecnie na emeryturze, jego żona Jolanta, jego syn Wojciech – również trener narciarstwa alpejskiego bardzo ceniony w środowisku polskich sportowców, synowa Anna oraz troje ich dzieci w wieku 3, 7 i 9 lat. Zginął również inny wnuk pana Józefa, 10-letni Szymon, który także w tym czasie przebywał u rodziny.
Ciężko żyć po tym wszystkim, przejść do porządku dziennego. Część mieszkańców nadal jest w szoku, na wielu budynkach nadal wiszą biało-czerwone flagi przyozdobione kirem
– mówił w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy.
Rodzina ofiar była bardzo ceniona w miasteczku. Mieszkańcy wspominają, że prowadzili jeden z pierwszych tutaj stoków narciarskich Kaimówka, wypożyczalnię nart, szkółkę narciarską, byli „zwariowani na punkcie sportu”, była to ich wielka pasja.
Przeczytaj również
Sympatyczni, przemili ludzie. Z dziada pradziada szczyrkowianie. Zawsze bardzo mi się podobało to, że zawsze na koniec sezonu narciarskiego organizowali bezpłatne zawody dla małych narciarzy
– opowiadał w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim ks. Jan Byrt, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej na Salmopolu.
FOT. Silesia24.pl
Wielu mieszkańców największym współczuciem otacza panią Katarzynę, mamę Szymonka, który zginął. Kobieta też mieszkała w tym domu, ale w momencie tragedii jeszcze nie wróciła z pracy.
To nas najbardziej przytłacza, poza całą tą tragedią. Ci ludzie zginęli, ale jak teraz ta kobieta ma dalej funkcjonować? Jak ma żyć? Stoję i płaczę bo nie mogę uwierzyć w ten koszmar
mówiła jedna z mieszkanek, zaczepiona przez dziennikarzy.
Natychmiast ruszyły też zbiórki finansowe mające wesprzeć panią Katarzynę W ciągu zaledwie kilku dni w zbiórce zorganizowanej przez przyjaciół jedynej ocalałej udało się zebrać na pomoc dla niej ponad 500 tys. zł. Kobieta mieszka obecnie u dalszej rodziny.
Dziś już wiadomo, że tragedia, która dotknęła tę rodzinę wydarzyła się w związku z pracami budowlanymi prowadzonymi pod jedną z pobliskich ulic. Ulatniający się gaz zgromadził się na dole domu Kaimów i w pewnym momencie wybuchł. Z domu w jednej chwili zostały tylko gruzy. W akcji ratunkowej wzięło udział ponad 100 strażaków, którzy pracowali niemal dobę bez przerwy wierząc, że znajdą kogoś żywego.
Władze Szczyrku spodziewają się dziś wielkich tłumów na pożegnaniu tej rodziny. Pamiętajmy o nich w modlitwie.
ad, KAI, Dziennik Zachodni/Stacja7