Abp Ryś: Najważniejsze to odkryć, że Jezus żyje. Jest żywą osobą, która mnie kocha
„Najważniejsze to odkryć, że Pan Jezus żyje, nie jest przeszłością, nie jest historią, tylko jest żywą osobą, z którą mogę się spotkać i która mnie kocha” – mówi w Wielki Czwartek w Rozmowach Stacji7 abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki.
Arkadiusz Grochot, Stacja7.pl: Dzień dobry, Szczęść Boże, dzisiaj gościem Stacji7.pl jest arcybiskup Grzegorz Ryś, metropolita łódzki.
Abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki: Witam serdecznie, Szczęść Boże.
Spotykamy się w Wielki Czwartek, pierwszy dzień Triduum Paschalnego. Co ten dzień oznacza?
Ja zasadniczo rzadko ulegam pokusie dzielenia tych dni, dlatego, że specyfika Triduum polega na tym, że to jest jedna wielka liturgia, która się zaczyna w czwartek, a kończy się błogosławieństwem po Wigilii Paschalnej. Myślę, że uczestnicy liturgii dobrze kojarzą, że liturgia Wielkiego Czwartku nie kończy się błogosławieństwem, nie ma zamknięcia, nie ma odesłania ludzi do domu, tak samo jak w Wielki Piątek wcale nie rozpoczynamy znakiem krzyża i „Pan z Wami” – nic takiego nie ma, bo liturgia rozpoczęła się dzień wcześniej. Potem płynie cała Wielka Sobota i spotykamy się dopiero wieczorem i też nie ma przywitań, nie ma rozpoczynania liturgii, bo ciągle jest ta sama liturgia. To jest o tyle istotne, że wtedy widzimy, że to jest jeden obchód Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa.
Tym, co ostatecznie nadaje zasadniczy tenor przeżycia to jest fakt, że Jezus zmartwychwstał i dlatego, że zmartwychwstał, to ja mogę adorować krzyż – bo inaczej adoracja krzyża byłaby szaleństwem w Wielki Piątek. Dlatego też, że zmartwychwstał, to ja mogę też w Wielki Czwartek – w tym roku to będzie trudne, bo epidemia nie pozwala, więc zrobimy to niematerialne, ale duchowo – mogę komuś umyć nogi, tak jak Jezus to robi w Wielki Czwartek wobec swoich uczniów. Dlatego to robię, bo wiem, że to jest droga do życia, że na końcu jest Jezus Chrystus zmartwychwstały. Jak nie mam w głowie tego, że on zmartwychwstał, to wielu rzeczy, które są po drodze nie potrafię sensownie przeżyć.
Przeczytaj również
To będą kolejne święta, które będziemy przeżywać w warunkach pandemii. Jak dobrze przeżyć ten czas w tej nietypowej formie?
Zawsze mówię, że trzeba robić to, co jest możliwe, a nie to, co jest niemożliwe. Możliwe jest postaranie się, żeby chociaż raz gdzieś się zmieścić w limicie osób, które mogą być na liturgii fizycznie. Myślę, że tutaj wiele też zależy od tego, na ile wspólnota parafialna, czy inna, jest świadoma siebie, żeby rozdzielić swoją obecność. To jest oczywiste, że przy takich ograniczeniach jakie mamy, wszyscy nie mogą być codziennie. Tu trzeba dużej wrażliwości i uważności na siebie nawzajem.
Jeśli nie mogę być fizycznie na liturgii, to jest bardzo wiele możliwych udziałów w liturgii przez transmisje. Z tego co wiem, bardzo wiele parafii stara się o transmisję lokalną u siebie, wcale nie skazując parafian na to, żeby musieli się łączyć z własnym czy innym biskupem.
Jak dobrze przeżyć liturgię przed telewizorem?
Ja myślę, że w każdej liturgii najważniejszy jest początek. To znaczy, żeby w sposób świadomy wybrać ten moment: teraz chcę być przed Panem Bogiem, że chcę przyjąć od niego Słowo, chcę przyjąć jego obecność w znakach i to jest najważniejsze. Wydaje mi się, że to jest trudniejsze, bo łatwiej się rozproszyć przy monitorze, niż w całej atmosferze świątyni i w nawet najmniejszej wspólnocie. Tu człowiek jest sam z monitorem, albo w gronie najbliższej rodziny.
Tym bardziej najważniejszy jest początek – żeby to nie było tak, że wskakuję przed ten monitor w ostatniej chwili, a jeszcze coś podgryzam, jeszcze coś innego podglądam, tylko tak naprawdę w każdym przeżyciu wiary chodzi o spotkanie z żyjącym Jezusem Chrystusem. Teraz to spotkanie ma taką, a nie inną formę – taką, jaka jest możliwa. Na to spotkanie trzeba się nastawić, skupić, wziąć np. własną Biblię, mieć ją przy sobie obok na stole, może zapalić świecę. Człowiek to jest taka istota zmysłowa i duchowa, więc dobrze też pomagać sobie znakami – wzmocnić w sobie tę świadomość, że nie tyle jestem przed komputerem, co w obecności Pana Boga – to najistotniejsze.
Mówił ksiądz biskup o tym, że różnie będą wyglądać święta w poszczególnych parafiach. Jak to będzie w archidiecezji łódzkiej? Czy będą kilka razy odprawiane liturgie, czy będą transmisje przed kościołami, czy będzie święconka?
Z tego co się dowiaduję, będzie dość różnorodnie. Są proboszczowie, którzy dzwonili pytając o to, czy mogą odprawić dwie, czy trzy liturgie w ciągu jednego dnia – oczywiście dostali na to zgodę, ale nawet wtedy, jak będą to czynić trzykrotnie, to będą transmitować modlitwę, bo to są ci ludzie, którym zależy na tym, żeby liturgia dotarła do możliwie najszerszego kręgu odbiorców. Będą też transmisje. Muszę powiedzieć, że łódzkie parafie to dość dobrze przerobiły przez czas adwentowy i poprzednie Święta Wielkanocne, więc tych transmisji lokalnych było bardzo dużo. To jest też bardzo ładne i to wyszło przy tych ograniczeniach, że ludzie chcą mieć kontakt ze swoim własnym kościołem parafialnym, więc z tego się bardzo cieszę.
Co do święconki, to ja napisałem w swoich komunikatach skierowanych do parafii, to pierwszą preferowaną formą to pobłogosławienie pokarmów w domu. Natomiast byłoby źle, gdybyśmy zgubili taką tradycję… Święcenie pokarmów to jest jedno, ale drugie, to jest pójście do kościoła w dowolnym czasie, kiedy nie ma liturgii, nie ma zgromadzenia, a można być przy Jezusie, czy w ciemnicy, czy w grobie, żeby sobie dać czas na chwilę adoracji i katechezy, jakiej nam dostarczają tak zwane Groby Pańskie, czy Ciemnice. Jak nie możemy mieć zbiorowego i wspólnotowego przeżycia, to na tym może wygrać nasze osobiste, głębokie i indywidualne przeżycie i trzeba o to osobiste i indywidualne przeżycie zawalczyć.
Czy ten rok pandemii i rok zmiany choćby warunków celebracji liturgicznej, coś nam powiedział o wierze Polaków? Czy możemy przez to coś odkryć, czy jest za wcześnie na jednoznaczne oceny?
Na jednoznaczne oceny na pewno jest za wcześnie. Jestem w nieustannym dialogu z zaprzyjaźnionymi socjologami, rozmawiamy o tym, co się dzieje, co można jakoś opisać i zobaczyć, ale to są wszystko bardzo początkowe refleksje.
Zasadniczo pewnie większość się skłania w tym kierunku, że ten rok bardziej pokazał, niż był sprawczy. To nie jest tak, że pandemia jest czegoś zasadniczą przyczyną, tylko raczej ten rok pokazuje pewne wcześniejsze braki. Na pewno pandemia oczyszcza nas z takiego wyłącznie kulturowego przeżywania chrześcijaństwa. Jeśli coś było pewną kulturową kalką i kulturowym wzorcem: tak się wszyscy zachowujemy, to obecnie ten wzorzec kulturowy jest odwrotny – tak się w tej chwili wszyscy nie możemy zachować. Jeśli za naszymi zachowaniami kryło się wyłącznie dostosowanie, pewien model kultury, to to pewnie zostanie sprawdzone.
Natomiast myślę, że dlatego nie jest łatwo o oceny, bo mam na przykład teraz w sobie takie bardzo świeże doświadczenie ostatnich rekolekcji, które miałem przez ostatnie trzy wieczory – tzw. Rekolekcji dla Łodzi. Oczywiście, że w kościele mogło być 100 osób, bo kościół był duży, z wielkimi balkonami, więc tyle osób mogło się zmieścić. Ponieważ rekolekcje były transmitowane na stronie, to uczestniczyło na żywo w tych rekolekcjach około 10 tysięcy ludzi. A potem jeszcze ludzie do tego wracają, do tych samych tekstów wracają na stronie naszej diecezji, bo te rekolekcje były transmitowane przez Youtube’a jezuickiego – Mocni w Duchu. Gdybyśmy mieli normalny czas, to te rekolekcje też by się odbyły. One są tradycją, że w Adwencie głoszę rekolekcje dla Łodzi w katedrze, a w Wielkim Poście u łódzkich jezuitów, więc te rekolekcje by się odbyły i mielibyśmy na tych rekolekcjach daj Boże, 500, 600, 1000 osób. Natomiast tu w aktualnym momencie jest 10 tysięcy ludzi, a potem jeszcze ta liczba się mnoży i to też trzeba gdzieś w tych wszystkich refleksjach zobaczyć, bo nauczyliśmy się być ze sobą trochę inaczej i jeszcze nie wiemy do końca, co to znaczy, na jakie postawy to się przełoży.
Myślę też, że transmisje o których mówi ksiądz biskup spowodowały, że nie tylko ludzie z Łodzi uczestniczyli w tych rekolekcjach…
Zapewne, ale to też będzie pokazywało nam, jakie jest nasze w ogóle doświadczenie Kościoła w konkrecie, więc wiele rzeczy tu będzie trzeba przemyśleć, wiele będzie potrzebowało kontynuacji – to nie ma wątpliwości. Ważne, żebyśmy nie ostygli w tych zapałach, jak już będzie w cudzysłowie normalnie.
Wiele badań w ostatnim czasie pokazuje, że młode pokolenie dość szybko się laicyzuje. Czy ksiądz biskup też ma takie wrażenie i jak odbiera takie badania i co widzi w codziennym kontakcie w z młodymi?
Nie mam zwyczaju dyskutowania z badaniami, bo rozumiem, że robią je kompetentni ludzie – z faktami się nie dyskutuje. Natomiast nad badaniami też jest potrzebna pogłębiona refleksja – co takiego się dzieje. Mnie raczej te badania po prostu mobilizują do działania, ponieważ doświadczenie mam też takie, że nawet w takim zakresie, w jakim jest to dziś możliwe, dokonujemy jakiegoś zwołania młodych ludzi, to oni się pojawiają. Oni też chcą się spotkać, chcą być razem. Nie jest tak, że uciekają ze swoimi pytaniami od Kościoła.
Problem jest taki, że nie mieliśmy żadnej możliwości przez ponad rok zgromadzić młodych ludzi przy sobie. Tu akurat bardziej niż gdziekolwiek indziej, bardziej niż na jakimkolwiek innym obszarze naszego bycia Kościołem, czekam końca epidemii jak zbawienia. Bardzo chciałbym, żeby można było już z młodymi ludźmi zafunkcjonować w sposób normalny. Widziałem jak reagowali przez to, że w ograniczonej, hybrydowej formie mogliśmy się spotykać przez wszystkie niedziele Wielkiego Postu, bo to zaproponowaliśmy młodym i oni byli fizycznie – kilkadziesiąt osób i online kilkaset. Myślę, że wakacje mogą już coś przełamać. Daj Boże, będzie możliwa jakaś realna wspólnota z młodymi. Będziemy to próbowali odbudowywać.
Z faktami nie dyskutuję, natomiast w najsławniejszym przekazie tych badań jedna z pań profesor socjologii mówiła o tym, że to też pokazuje zerwanie przekazu międzypokoleniowego. Jeśli tak, to trzeba się pytać nie tylko o to, jaki my mamy kontakt z młodymi, tylko też jaki mamy kontakt z pokoleniem wcześniejszym i czy my przygotowaliśmy to wcześniejsze pokolenie do tego, żeby przekazywało swoim dzieciom swoje najważniejsze punkty odniesienia w życiu, więc tu jest więcej zagadnień, niż widać w pierwszej chwili.
Wróćmy na koniec rozmowy do Świąt Wielkanocnych. Co jest najważniejsze w ich przeżywaniu?
Odkryć, że Pan Jezus żyje – najważniejsze musi być w jednym zdaniu. Odkryć, że Pan Jezus żyje, nie jest przeszłością, nie jest historią, tylko jest żywą osobą, z którą mogę się spotkać i która mnie kocha.
Jak ksiądz biskup będzie spędzać te święta?
Dla mnie święta, to jest przede wszystkim liturgia – na nic innego się nie nastawiam. Ta trzydniowa liturgia jest dla mnie zawsze najważniejszym przeżyciem w ciągu roku, ogromnie się na nią cieszę, do niej się zawsze, tak jak tylko potrafię, najlepiej przygotowuję. W tej liturgii punktem centralnym jest odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych, chcę to uczynić, chcę potwierdzić swój chrzest, a potem zobaczymy. Potem są jeszcze rozmaite ludzkie historie.
Będzie czas w tych ludzkich historiach na odwiedziny w Krakowie?
Postaram się wybrać po sumie wielkanocnej, mam pociąg z Łodzi do Krakowa gdzieś po piątej, więc jakoś tak spróbuję go złapać i pojechać po to, żeby odwiedzić rodziców.
Czyli będzie można księdza biskupa spotkać na peronie w okolicach przedpołudniowych w niedzielę?
Raczej późnopopołudniowych. Jeszcze w południe jest suma w katedrze – nie wyobrażam sobie, żeby jej nie odprawić, a po tej sumie pierwszy pociąg jaki jest do Krakowa, to godzina 17 z minutami, więc tym pociągiem pojadę.
Proszę na koniec o złożenie życzeń świątecznych dla naszych czytelników.
W tym roku wszystkim życzę, żeby się nie przestraszyli Zmartwychwstania, żeby się nie przestraszyli perspektywy życia, a nie śmierci. Kiedy Pan Jezus wyszedł z grobu, a uczniowie stanęli przed tą perspektywą, że nic się nie skończyło, jest nowy początek, zacznie się wszystko od nowa – trzeba dużo odwagi, żeby w to wejść. Człowiek może w doświadczeniu zła, które go otacza, zostać tak przetrącony, że pogodzi się z tym jak jest: „a niech już będzie”. Właśnie nie – nie bój się Zmartwychwstać z Jezusem.
Wszystkim życzę męstwa takiego, które nie boi się życia. Pamiętam takie dość porażające zdanie z Norwida – że bardzo łatwo jest umrzeć, a najtrudniej jest żyć. Nie bójmy się życia, nie chciejmy godzić się z naszą śmiercią, rozumianą na wiele sposobów z jakąś naszą beznadziejnością. Odważmy się żyć.