Nasze projekty
fot. Episkopat Polski/Flickr

Abp Gądecki: proces synodalny dopuszcza do głosu tych, którzy nie uczestniczyli w dawnych synodach i soborach

"Proces synodalny jest bardzo pożądany, gdyż jest pierwszą historyczną próbą dopuszczenia do głosu w Kościele katolickim ludzi, którzy w dawnych synodach ani w dawnych soborach nigdy nie uczestniczyli" – powiedział w rozmowie z KAI abp Stanisław Gądecki, uczestniczący w kontynentalnym zgromadzeniu synodalnym w Pradze.

Reklama

Paweł Bieliński (KAI): Przez kilka dni uczestnicy kontynentalnego zgromadzenia synodalnego z całej Europy mówili o tym, co leży im na sercu, a teraz przewodniczący episkopatów dokonują rozeznania. Jakie jest rozeznanie Księdza Arcybiskupa?

Abp Stanisław Gądecki: Najpierw trzeba zaakceptować to, co zostało powiedziane przez tak liczne grono. Nie jest to głos prostego człowieka, zwykłego wierzącego, ale jest to głos elity z różnych krajów. Te wypowiedzi zostały podsumowane w bardzo długim dokumencie końcowym, z zastrzeżeniem, że jego tekst jeszcze będzie uzupełniany i poprawiany. Chodzi o to, żeby żaden głos, który został wypowiedziany, nie został pominięty. Na razie więc dokument nie jest jeszcze gotowy do publikacji.

Biskupi odnieśli się do braków, które zauważyli w dokumencie, na przykład do braku podejścia teologicznego do poruszanych w nim zagadnień. Trzeba będzie na to zwrócić uwagę w dokumencie przewodniczących episkopatów, który ma teraz powstać. Była też mowa o szukaniu znaczenia pojęcia synodalności czy tworzeniu instytucji synodalnej, ale także o zaznaczeniu specyfiki Europy w stosunku do wszystkich innych kontynentów. Bo dobrze jest myśleć uniwersalnie, ale najpierw musimy wiedzieć, co charakteryzuje Europę w obecnym czasie i jakie jest spojrzenie europejskie. W Europie bardzo mocno jest obecna kwestia sekularyzacji (czyli sprawiedliwego rozdziału między tym, co należy się Panu Bogu, a co cezarowi – i niemieszania tych spraw) oraz sekularyzmu (który jest agresywną formą sekularyzacji, gdzie Panu Bogu nie zostawia się żadnego miejsca). Myślę, że jedne instytucje europejskie są bardzo bliskie sekularyzmu, inne myślą jeszcze o sekularyzacji.

Reklama

Zwróciliśmy uwagę, że uważamy sam proces synodalny za bardzo pożądany, dlatego że jest to pierwsza historyczna próba dopuszczenia do głosu w Kościele katolickim ludzi, którzy w dawnych synodach ani w dawnych soborach nigdy nie uczestniczyli. Sobory były otwarte tylko dla biskupów i dla dyskursu teologicznego. Tym razem proces synodalny otworzył się bardzo szeroko. A ponieważ dzieje się to po raz pierwszy, pewnie ta próba nie od razu będzie zrozumiana do końca, zanim nie otrzyma właściwych konturów. Ale sam proces jest bardzo ciekawy i bardzo pożądany, bo jest wyrazem odwagi postawienia pytań i problemów przed wszystkimi kontynentami na raz. Czegoś takiego nigdy nie było.

Potrzebę określenia konturów procesu synodalnego dostrzegli także uczestnicy zgromadzenia. Wielokrotnie proponowali, by uściślić, czym konkretnie jest synodalność, czym synodalne rozeznawanie i do czego ma prowadzić…

To, do czego ma prowadzić, wszyscy wiedzą: do misyjności. Natomiast na czym polega – tego do tej pory nikt nie wie. W tym problem! Wszyscy mówią, że synodalność jest pożądana i dobra, że rozeznanie opinii ludzi jest ważne, ale co to konkretnie znaczy? Wydaje mi się, że wyjaśnienia wymaga również wiele innych pojęć, na przykład słynna „inkluzja”, powtarzająca się w czasie zgromadzenia tysiąc razy. Jest to bardzo ładnie brzmiące hasło, ale w sumie nie wiadomo, czy chodzi w nim o przygarnianie wszystkich (co jest rzeczą dobrą i szlachetną, żeby każdy czuł się blisko Kościoła), czy chodzi o przygarnianie ideologii, która domaga się przyjęcia w Kościele ludzi takich, jakimi są, a także traktowania każdej opinii jako równoprawnej. A tego w odniesieniu do wierności Ewangelii i niewierności Ewangelii w żaden sposób nie można zaakceptować. Z jednej strony jest więc potrzeba inkluzji, z drugiej – co inkluzja ma znaczyć? Czy ma znaczyć przyklepanie wszelkiego grzechu i powiedzenie: „Cieszymy się, że jesteście”?

Reklama

Może ta inkluzja jest wstępem do tego, o czym mówi papież Franciszek: do towarzyszenia, czyli prowadzenia człowieka, krok po kroku, do nawrócenia?

Tak jak w neokatechumenacie. To wszystko ma sens, jeżeli zmierza do przyjęcia człowieka, jakimkolwiek on jest, w jakiejkolwiek sytuacji się znajduje, i postawienia go w lustrze słowa Bożego i jego odpowiedzi na słowo Boże. Bo samo przyjęcie każdego ze swą ideologią niewiele wnosi i nie zapełni kościołów wierzącymi.

Na zgromadzeniu bardzo mocno wybrzmiało napięcie między Kościołem na wschodzie i na zachodzie Europy. Widać je było w wypowiedziach delegatów obu części kontynentu. Jedni proponują „reformy”, na które absolutnie nie godzą się drudzy, ci z kolei podkreślają kwestie doktrynalne, które nie są aż tak ważne dla tych pierwszych.

Reklama

Dlatego właśnie sekretarz generalny Synodu Biskupów kard. Mario Grech mówił wczoraj o napięciu między doktryną a relacjami, między przyimkami „od” i „do”, między wieloznacznością i jednoznacznością, między różnorodnością i jednością Kościoła. On uważa, że to dynamiczne napięcie wskazuje na zdrowy byt Kościoła.

A czy uczestnicząc w tym zgromadzeniu Ksiądz Arcybiskup przekonał się do synodalności?

Nie potrzebowałem być przekonywany do synodalności. Najwięcej uczestników procesu synodalnego w Polsce było właśnie w Poznaniu. Ks. Mirosław Tykfer prowadził to z dużą znajomością metody synodalnej. Dlatego do synodalności nie miałem żadnych zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie, uważam, że wychodzenie w coraz to szersze obszary jest zawsze ubogacające. To jest jedna strona medalu. A druga jest taka, że przy tej okazji rzuca się szereg haseł i tematów, które kryją w sobie różnorodne treści i które domagają się ciągle pogłębienia.

Synodalność jest odpowiedzią na to, co stary św. Wincenty z Lerynu mówił o tradycji. Tradycja oznacza niezmienność istoty i zmienność przypadłości, czyli niezmienność tego, co jest esencjalne dla Kościoła, a jednocześnie ciągły rozwój. Niezmienność i rozwój to sprzeczne ze sobą pojęcia, które kryją się w problemie tradycji. Dla niektórych tradycja jest skamieliną, która została sformułowana już dawno i niczego nie można w niej zmieniać, a dla innych jest Baumanowską „płynnością”, która praktycznie nie ma w sobie nic stabilnego. Między tymi dwoma ekstremami trzeba znaleźć wyjście. I temu służy proces synodalny w Kościele.

Rozmawiał Paweł Bieliński/KAI

KAI/Stacja7

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę