Przymus wolności. Kto nie skacze ten niewolnik…
Dziś rusza w Polskę furgonetka, a w social mediach zaczyna się szeroko zakrojona akcja "witaj szkoło - żegnaj religio", która rzecz jasna nie ma na celu tylko usunięcia religii ze szkoły, ale "wklejenie" w świadomość młodych ludzi, że rodzina to zło, a wulgarne hasła i obrazki takie jak ukrzyżowana kobieta w ciąży to normalność.
Nie jesteśmy najświatlejszymi ze światłych rodziców wtedy, kiedy mówimy dziecku: wybierz sam, zdecyduj, to twoje życie, ty MUSISZ o nim stanowić… Jesteśmy nimi wtedy, kiedy dla naszych dzieci jesteśmy punktem odniesienia, bezpieczeństwem, gdy dajemy pewność, że z nami nic im nie grozi, że to właśnie naszą rolą jest wzięcie odpowiedzialności za ich wychowanie, że mogą na nas polegać…
Tylko dlaczego w XXI wieku musimy sobie tłumaczyć sprawy, które były oczywiste dla pokoleń z mniejszym dostępem do kształcenia, książek, wiedzy i specjalistów?
Ano dlatego, że przesłanie Akademii Zamojskiej „takie będą rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” odkryły większe gremia niż rodzice i szkoła, i obowiązek „młodzieży chowania” w prosty sposób przejęły media społecznościowe, czyli KAŻDY.
Przymus wolności
I tak „chowają nam młodzież” poprzez memy, hasła, nakładki na profile i wlepy z różnymi obrazkami, które wlepiają się w chłonne umysły i serca i tak już obciążone trudnym wiekiem dojrzewania. Pod hasłami „musisz być wolny” wmawia się młodzieży PRZYMUS WOLNOŚCI. Wolności, która ma polegać na tym, żeby na nikim nie polegać… Bo przecież, jak głoszą hasła akcji: „pedofile najczęściej grasują w kościele i tradycyjnej rodzinie” (cytat z profilu akcji).
Pod pretekstem wolności w wyborze lekcji religii w szkole, wlepia się młodzieży do głowy, że „tradycyjna rodzina” jest najgorszym złem, jakie może je spotkać. Że „lekcje religii służą do szerzenia nienawiści do osób niewierzących, do feministek i do osób LGBT”, że „te lekcje wpajają uprzedzenia do wszelkiej inności” (hasła z FB akcji).
Przeczytaj również
Dlatego w sejmie został złożony projekt ustawy, wspierany na instagramie i przed szkołami apelem, by młodzież od 15. roku życia mogła samodzielnie decydować o uczestnictwie w religii.
Jak powszechnie bowiem wiadomo, jeśli młodzież od 15. roku życia, będzie miała prawo decydowania czy ma chodzić na religię czy nie, to już wtedy będzie miała zagwarantowaną wolność. Wolność, której rzecz jasna w tej chwili nie ma, ponieważ w „tradycyjnej rodzinie” z „tradycyjnymi rodzicami”, którzy całe życie robią wszystko, żeby dla przyszłości dziecka było jak najlepiej, wolność jest niemożliwa.
Po co jednak ograniczać się do lekcji religii. Może warto złożyć w takim razie szerszy projekt ustawy, mianowicie żeby młodzież od 15. roku życia lub wcześniej mogła decydować o tym, czy w ogóle chodzić do szkoły czy też nie. Argumentacja do projektu jest bowiem taka, że młodzież osiągająca pełnoletniość korzysta z prawa do decydowania o niechodzeniu na religię, stąd warto zaproponować to także 15. latkom, bo sobie też będą mogli z tego skorzystać. Myślę, że taka propozycja decydowania o niechodzeniu do szkoły w ogóle, mogłaby się spotkać z aprobatą młodzieży.
„Patoposłuszeństwo”
Posłuszeństwo wobec rodziców, czy wobec jakichkolwiek zasad, nazywane jest dziś patologią, o tej „patologii” są już nawet książki (celowo nie podaję tytułów, by nie reklamować). Krzyknięcie na dziecko, żeby nie dotykało żelazka, jest przemocą. Przekazywanie dzieciom przykazań, jako drogowskazów – indoktrynacją. „Tradycyjna rodzina” nie jest już dobrym miejscem dorastania i wychowywania dzieci. „Tradycyjni rodzice” ograniczają wolność dzieci do samostanowienia i ograniczają ich wybory. Dlatego bardziej świadome organizacje, akcje, profile w social mediach zastąpią „tradycyjnych rodziców”, by walczyć o „prawdziwą wolność” dla dzieci.
Nie mam ochoty analizować, kto wymyśla takie hasła, bo w oczywisty sposób są one nieprawdziwe i nie mają sensu. Ważne jednak jest to, jaki wpływ mają na nasze dzieci. No i jaki wpływ mają na myślenie rodziców. W świecie, gdzie zło ubiera się w szaty dobra (jak dobrze to znamy, to żadna nowość), gdzie pod hasłami wyższych wartości ukrywa się tak naprawdę zabieranie dzieciom tożsamości, zatroskany rodzic może zacząć czynić sobie wyrzuty, czy może naprawdę ogranicza wolność dziecka. Może ktoś być skłonny uwierzyć w to, że dziecko w wieku kilku lat powinno mieć świadomość swojej orientacji seksualnej. Może ktoś uwierzyć w to, że w kwestii światopoglądowej młodzież w wieku 15. lat (a może wcześniej) powinna sama o sobie stanowić. Na marginesie powiem, że nasi synowie będąc jeszcze w gimnazjum chcieli mieć fryzury jak inni koledzy wtedy. Dziś, kiedy oglądają zdjęcia, robią nam zarzut, dlaczego im na to pozwoliliśmy…
Dlaczego mi na to pozwoliliście?
Nasze dzieci kiedyś wyrastają z wieku dojrzewania i wtedy same dochodzą do wniosków, że możliwe, że pewnych złych dla siebie wyborów nie dokonaliby, gdybyśmy im na to nie pozwolili. Nasze dzieci, kiedy dorosną i przez swój dziecięcy „wolnościowy” wybór będą nieszczęśliwe, zapewne zapytają nas „gdzie byliście, kiedy was potrzebowaliśmy?”. Powiedzą: przecież ja byłem wtedy dzieckiem, a wy mi nie pomogliście. Wmawianie dziecku, że MUSI samo dokonywać wyborów, jest wkładaniem na niego ciężaru, a nie wolnością! Jednocześnie jest zdejmowaniem z rodzica odpowiedzialności za wychowanie. Czy naprawdę po latach poczujemy się lepiej, gdy odpowiemy: ale ty tak zdecydowałeś, więc masz co chciałeś?
CZYTAJ: Jak wychować dziewczynki? Krótki nieporadnik mamy 4 córek
Wolność jest piękna
Bardzo dobrze zdajemy sobie z tego sprawę. Wiemy jednak też dokładnie, że złe wybory prowadzą do zniewolenia. Wybory, które wydają się słuszne w wieku dojrzewania, często stanowią ciężką lekcję w przyszłości. My rodzice już to wiemy. My już przeszliśmy tę drogę. My chcemy w największej miłości do dziecka, pomóc, wspierać je w wyborach, nie odbierając w żaden sposób prawa do wolności. Wolność wyboru musi jednak być adekwatna do etapu rozwoju dziecka. Dobrze wiemy, że kilkuletnie dziecko może decydować o tym, jaką zabawkę dziś wybrać z tych, które mu zaproponujemy, a nie o tym, czy ma poprowadzić samochód, czy motocykl. Podobnie w wieku, kiedy dziecko nastoletnie poszukuje sensu istnienia, szuka swojej drogi, nie powiemy jesteś wolny, rób co chcesz… Powiemy mu raczej, że każdy wybór ma swoje konsekwencje. Powiemy, że czasem są takie wybory, z których nie ma już odwrotu. Powiemy wreszcie, że jesteśmy z nim zawsze.
Rodzice to nie ciołki
Pozwalam sobie sparafrazować słowa o. Adama Szustaka, który słusznie powiedział, że „chrześcijanie to nie ciołki”. Rodzice naprawdę najlepiej znają swoje dzieci i naprawdę najlepiej wiedzą w jakim zakresie, w jakim wieku dziecko może o sobie stanowić. Rodzice uczą dzieci tych wyborów, ale mądrych wyborów. Pokazują możliwości, prowadzą i z wielką troską wspierają dzieci w ich wyborach, ale w tych adekwatnych do wieku.
Mądry rodzic nigdy nie będzie stawiał dziecka w sytuacji je przerastającej. Nie będzie mu nakładał ciężarów, których ono nie da rady udźwignąć. Rodzic jako pierwszy i najważniejszy wychowawca najlepiej to wie, kiedy jego dziecko jest na co gotowe. A kiedy ma jakiekolwiek wątpliwości w tym względzie to radzi się innych osób, specjalistów, duchownych, swoich rodziców… Nikt tak nie kocha dziecka jak jego rodzic i nikt tak dobrze go nie zna.
Dla nas, rodziców, w tych nowych socialmedialnych czasach ważne jest to, byśmy nie przegapili momentu, kiedy „naszej młodzieży chowanie” przejmie ktoś inny. Warto ze swoim nastoletnim dzieckiem rozmawiać o różnych akcjach, w których bierze lub chce wziąć udział. Zapytać dlaczego chce to robić. Rozmawiać. Być.
Nikt lepiej nie wychowa nam dzieci, niż my sami.