Odwaga biskupa. Mógł się nie wychylać, nie przyznawać, przeczekać
Być może z wszystkich słów, jakie biskup Edward Dajczak wypowiedział w swoim życiu, te właśnie były najważniejsze.
Można by powiedzieć – do emerytury został mu tylko rok! Po co się wychylać, po co opowiadać o tym w mediach? Po co się przyznawać? Przecież można przeczekać. Ta decyzja właśnie dlatego jest tak ważna i niezwykle poruszająca, bo pokazuje, jak wielkim cierpieniem jest depresja i uświadamia, że zwykłe „Będzie dobrze! Przeczekajmy!” to słowa, które w pobliżu chorych nigdy nie powinny padać.
Wczoraj, 2 lutego papież Franciszek przyjął rezygnację bpa Edwarda Dajczaka z pełnienia funkcji biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Wiadomość nie wywołałaby większego poruszenia w mediach, gdyby nie jej powód – bp Dajczak od 2021 roku zmaga się z nawracającą depresją i otwarcie się do tego przyznaje. Także wczoraj ukazał się wywiad z księdzem biskupem, w którym szczerze opowiada o powodach rezygnacji. Mówi w nim o przebytych zakażeniach koronawirusem i o depresji jako trwałym powikłaniu.
Już w pierwszym roku pandemii pojawiły się w środowisku naukowym prace przewidujące dalekosiężne skutki sytuacji pandemicznej dla zdrowia psychicznego społeczeństwa. Wskazywano, że lęk przed zachorowaniem swoim lub bliskich, restrykcje wprowadzane przez poszczególne rządy, niepewność ekonomiczna czy ta dotycząca osobistej przyszłości będą jednymi z najczęściej występujących czynników stresogennych. A stres, szczególnie ten przewlekły, jest dla naszego organizmu jak długi ciemny korytarz, na którego końcu są zazwyczaj tylko dwa wyjścia – pierwsze z napisem „Adaptacja”, a drugie z napisem – „Już nie mogę”.
CZYTAJ: Bp Dajczak rezygnuje z urzędu. Ujawnił powody: ślady po covidzie i depresja
„Już nie mogę”
Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że wybór, w którą stronę pójdziemy, jest całkowicie poza naszą kontrolą. Drzwi adaptacyjne oznaczają, że organizm, choć wycieńczony wysokim poziomem kortyzolu i przewlekle zmęczony epizodami bezsenności, zdołał wrócić do stanu równowagi – hormony stresu opadają, a człowiek, choć poobijany zaczyna normalnie funkcjonować. Te drugie drzwi oznaczają z kolei, że poziom stresu przekroczył próg wytrzymałości układu nerwowego. Zmiany chemiczne w mózgu doprowadzają do obniżenia poziomu serotoniny i dopaminy – dwóch neuroprzekaźników, których zbyt niski poziom wywołuje trwałe obniżenie nastroju. Pojawia się chroniczna bezsenność, niewytłumaczalna utrata zainteresowania czymkolwiek, spadek energii i lęk, który trzyma nas w okowach niczym wilk swoją ofiarę. I nie ma znaczenia, czy się szamoczemy, czy poddajemy – wilcze zęby nie zwalniają ucisku, a my z dnia na dzień, a potem z tygodnia na tydzień zapadamy się coraz bardziej w przepastne rejony ciemności.
Przeczytaj również
Drzwi z napisem „Już nie mogę” oznaczają początek choroby, która w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych oznaczona jest numerem ICD-10, i którą potocznie nazywamy depresją. Najgroźniejszym jej powikłaniem są próby samobójcze. Blisko 1 milion osób rocznie dokonuje zamachu na swoje życie z tego powodu. Wiele czynników stoi za depresją, a lęk uogólniony wywołany epidemią SARS-CoV-2 to tylko jeden z nich.
Nimb milczenia wokół chorób psychicznych w przestrzeni Kościoła został właśnie przerwany
Studiuję psychologię i jestem w środku sesji. Nie mam czasu na pisanie, dlatego na prośbę redakcji o kilka słów o decyzji bpa Dajczaka chciałam zareagować odmową. Ale kiedy z ciekawości zaczęłam słuchać wywiadu, którego udzielił, tłumacząc powody swojej rezygnacji, wiedziałam, że neurobiologia będzie musiała zaczekać, bo dawno w przestrzeni polskiego Kościoła nie słyszałam tak odważnego głosu.
Bp Dajczak nie okrasza swoich słów niepotrzebnym patosem, ale mówi bardzo prosto – o ile tak w ogóle godzi się napisać w kontekście depresji – o swoim zmaganiu z chorobą, o lęku, prokrastynacji utrudniającej wypełnianie codziennych obowiązków, a nawet o okrutnej mimowolnej myśli, żeby zasnąć i nie czuć rzeczywistości.
Już samo to wystarczyłoby, żeby uznać wczorajsze wystąpienie bp Dajczaka za przełomowe. Nimb milczenia wokół chorób psychicznych w przestrzeni Kościoła został właśnie przerwany. Ale w tym wystąpieniu jest coś znacznie ważniejszego – bp Dajczak, poza opisem samej choroby, opowiada także o lekach, o szukaniu pomocy i wreszcie o tym, że ta rezygnacja jest konieczna, żeby wyzdrowieć. Bo przecież można by powiedzieć – do emerytury został mu tylko rok! Po co się wychylać, po co opowiadać o tym w mediach? Po co się przyznawać? Przecież można przeczekać. Ta decyzja właśnie dlatego jest tak ważna i niezwykle poruszająca, bo pokazuje, jak wielkim cierpieniem jest depresja i uświadamia, że zwykłe „Będzie dobrze! Przeczekajmy!” to słowa, które w pobliżu chorych nigdy nie powinny padać.
ZOBACZ: „To nasza szansa w tym trudnym czasie”. Bp Dajczak do młodzieży
Słychać nadzieję
Jest jeszcze jeden aspekt wywiadu, o którym koniecznie muszę wspomnieć – w słowach Biskupa słychać nadzieję. Wielokrotnie mówi o planach na przyszłość, o miłości i odpowiedzialności za diecezję, której wciąż chce i może służyć. Tak, jakby chciał pokazać wszystkim chorym, że depresja nie musi oznaczać wykluczenia i izolacji. Że droga każdego człowieka bez wyjątku jest zawsze jednokierunkowa – wiedzie ku drugiemu.
Słuchałam tego wszystkiego ze łzami w oczach. Depresja jest niebezpieczną i bardzo bolesną chorobą. Paradoksalnie, kiedy cierpi ciało, zawsze można uciec w świat swojego umysłu. Ale dokąd uciec, kiedy choruje głowa? Z ogromną wdzięcznością myślę o specjalistach, którzy pomogli księdzu biskupowi osiągnąć tak duży stopień samoświadomości w chorobie, ale przede wszystkim myślę o tym, że być może z wszystkich słów, jakie biskup Dajczak wypowiedział w swoim życiu, te właśnie były najważniejsze. Miałam dojmujące poczucie, że uczestniczę w najpiękniejszych rekolekcjach, które głosi człowiek, stojący spokojnie obok swojego Mistrza ubranego w szkarłatny płaszcz i w koronę z cierni. Ecce Homo…
Będę często myśleć o tym odważnym polskim biskupie. Wyobrażam sobie, ilu zmagających się z chorobami psychicznymi odnalazło w jego słowach pocieszenie, ilu być może rozpocznie odwlekany proces leczenia, ilu wreszcie po raz pierwszy w życiu pomyśli o swojej chorobie bez poczucia winy. W spokojnym uśmiechu biskupa Dajczaka odnajdą nadzieję, której cierpiącym na depresję szczególnie brakuje.