Spręcowo – maleńka miejscowość, ukryta w malowniczym krajobrazie, w sercu Warmii. Przed blisko trzydziestu laty wzniesiony tam został klasztor: Karmel Trójcy Przenajświętszej i Bożej Rodzicielki Maryi. W nim siedemnaście sióstr karmelitanek bosych, wiernych swej misji, ogarnia modlitwą cały Kościół – duchowieństwo, osoby konsekrowane, wiernych świeckich i cały świat „z jego radościami i smutkami, problemami i niepokojami”.
Niewątpliwie za dar Opatrzności uznaję fakt, że już dwukrotnie mogłam przebywać przez kilka dni w gościnnym domu sióstr. Mogłam też rozmawiać z siostrą Miriam od Jezusa, obecną przeoryszą we wspólnocie, o charyzmacie zakonu, podejmowanych przez siostry zadaniach, ale i o jej własnej drodze do Karmelu.
STACJA7 POLECA
Pamiętam tamto popołudnie
Światło wpadające przez uchylone na ogród okno w klasztornej rozmównicy rozjaśnia niewielkie wnętrze, podzielone na dwie przestrzenie dość masywną kratą. Widzę, jak spoza niej uśmiecha się do mnie życzliwie siostra Miriam, wskazując na stojące przed kratą krzesło. Po słowach powitania zasiadam na nim wygodnie, zastanawiając się przez chwilę, jak też siostra Miriam zareaguje na moje, może tylko pozornie naiwne pytanie, skoro pewnie wiele osób chciałoby znać na nie odpowiedź.
– Widzę was, drogie siostry, spoza kraty, ale zawsze uśmiechnięte, emanujące energią, pogodą ducha. Czy rzeczywiście możecie czuć się szczęśliwe, żyjąc w odcięciu od świata, wiodąc pobożne, ale sądzić można, monotonne życie?
Wzrok siostry Miriam nie staje się karcący. Karmelitanka uśmiecha się coraz szerzej i czuję, że z zadowoleniem chce zaprotestować wobec tak wyrażonego niedowierzania. Słucham, jak mówi, nie ukrywając emocji.
Przeczytaj również
– Zapewniam panią, że my naprawdę czujemy się szczęśliwe. Wybrałyśmy tę drogę z pełnym przekonaniem, że właśnie na nią zostałyśmy powołane, a może, lepiej to ujmując, zaproszone przez naszego Mistrza, Jezusa.
Zgodnie z naszym charyzmatem, tak jak św. Tereska od Dzieciątka Jezus, pragniemy być miłością w sercu Kościoła, żyć na chwałę i uwielbienie Trójcy Przenajświętszej, oddawać życie sprawie zbawienia dusz. Nie czujemy się odcięte od świata. Wszystkie jego problemy staramy się nieść w modlitwie przed Boży tron, wierząc, że właśnie
stamtąd przybywa najskuteczniejsza pomoc. A naszą misją jest – o tę pomoc zabiegać.
A skoro istotną treścią naszego życia jest modlitwa, kontemplacja, słowem – relacja z Tym, który jest naszą miłością, a także bliskość z Najświętszą Maryją Panną, to żyjąc w tym nurcie spełniamy nasze najgorętsze pragnienia. Czy mogłybyśmy więc nie być szczęśliwe? Oczywiście, aby ta relacja z Bogiem była żywa, musimy nieustannie zabiegać o jej pogłębianie, ale czyż nie jest to zadanie dla każdego z nas?
Na krótką chwilę zapada milczenie, być może utrwalając w nas dawaną sobie po wielokroć twierdzącą odpowiedź na to pytanie. Jeszcze wówczas tego nie wiem, ale szersze rozwinięcie modlitewnego wątku znajdę znacznie później, któregoś z domowych wieczorów, czytając ofiarowaną mi książkę siostry Miriam By stanąć twarzą w Twarz. Już pierwsze zdania wstępu przyniosą istotne wskazanie. „Jesteśmy uczestnikami wciąż zmieniającej się wokół nas rzeczywistości, i jest to doświadczenie przynaglające do odnalezienia stabilnego portu naszej egzystencji. Poszukujemy twierdzy, która pozwoliłaby nam poczuć się bezpiecznie. Twierdzą taką jest modlitwa, czyli – relacja z Bogiem”. A kilka stron dalej przeczytam cytowane słowa reformatorki Karmelu, duchowej przewodniczki sióstr karmelitanek – św. Teresy z Avili, która uważała, że największym darem, który otrzymała wraz z modlitwą, było „poczucie bycia otuloną w miłość”.
– A jeśli chodzi o monotonię życia, o której pani wspominała – siostra Miriam podejmuje wątek przerwanej na moment rozmowy – to nasze życie tylko pozornie może się takie wydawać. Tworzymy wspólnotę, którą łączy ten sam cel, można by więc powiedzieć – wspólnotę rodzinną. Główną treścią naszego życia jest modlitwa, ale także służymy sobie nawzajem, podejmujemy domowe obowiązki, opiekujemy się dużym ogrodem, z którego płody, a z nich przetwory, wzbogacają posiłki nasze i naszych gości, troszczymy się o teren wokół klasztoru, z którego korzystają przybywające tu osoby.
Z pasją poświęcamy się też – proszę nie wątpić, że z pasją – wielu pracom twórczym. Zajmujemy się np. pisaniem ikon. W naszej kaplicy znajduje się ta najważniejsza, ikona Trójcy Świętej, której pierwowzorem jest dzieło Andrieja Rublowa. Mamy również pracownię haftu, szyjemy szaty liturgiczne, procesyjne chorągwie i sztandary, które wędrują często i za granicę, wykonujemy różańce, ozdobne świece i kartki… Obok tych plastycznych zadań, dających radość wielu obdarowanym, staramy się też utrzymywać kontakty z osobami, które zwracają się do nas po radę czy z prośbą o modlitwę. Ostatnio listy do nich trafiły od nas, wysłane do 1100 osób.
– I gościcie, jak wiem, bo sama z waszej gościny korzystałam, osoby pragnące w klimacie tego klasztoru odbyć prywatne rekolekcje.
– Tak, a choć służymy tylko kilkoma pokojami dla naszych gości, to dzięki pomocy zaprzyjaźnionych karmelitów bosych w naszej kaplicy i na terenie otaczającym nasz klasztor mogą odbywać się również wieloosobowe spotkania. Wiosną i jesienią są to Dni Duchowości Karmelitańskiej, a także Dni Skupienia dla Młodych, jak i spotkania ze Wspólnotą Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych.
I rozmowa toczy się dalej
Wsłuchana w słowa siostry Miriam, myślę z podziwem, jak bogate w różnorodne treści, w możliwości oddziaływania na otoczenie, jest ich życie, toczące się, jak widać pozornie, w niewielkiej, zamkniętej przestrzeni.
W przyjaznym klimacie rozmowy odważam się postawić mojej rozmówczyni także dość osobiste pytanie:
– Czy powołanie na tę piękną, ale niełatwą drogę, to dar otrzymany, dar przeczuwany już we wczesnej młodości?
– Świadomość tego obdarowania przyszła znacznie później – wyjaśnia siostra Miriam – i zaraz się pani uśmiechnie, słysząc, jak to próbowałam odsuwać od siebie nazbyt religijne na mnie zakusy. Oczywiście moja rodzina to ludzie głęboko religijni, i w takim duchu byłam wychowywana. Szczególnie moja starsza siostra, rozmodlona, uczestnicząca w różnych grupach modlitewnych, mogła mi być przykładem, ale w latach szkolnych w głowie młodziutkiej Tereni – bo takie imię dano mi na chrzcie świętym – były głównie dyskoteki i chłopaki. A chcąc dokuczyć pobożnej siostrze, sięgałam w kłótniach z nią po „ciężkiego” kalibru wyzwisko pod jej adresem: „Ty zakonnico!”.
Słucham opowieści siostry Miriam… O tym, jak po cichu energiczna Terenia szperała czasem w szufladzie siostry, przeglądając religijne obrazki, ulotki o zakonach, o religijnych wydarzeniach… Wtedy wiedziała jednak: „Nie! To wszystko nie dla mnie, nie mam z tym nic wspólnego!”. A jednak to, co w późniejszych latach licealnych głębiej zaczęło ją interesować, to właśnie – Pan Bóg. Miało tu też pewne znaczenie oddziaływanie poezji religijnej. Matka przynosiła do domu stale nowe tomiki poezji. I dzięki niej trafiły do rąk przyszłej siostry Miriam i przyszłej poetki Wiersze wybrane ks. Janusza Pasierba, który od tej pory stał się jej ukochanym poetą.
Wrażenie, że Pan Jezus ją woła, pogłębiło się w Tereni jeszcze bardziej po pobycie w Taizé. Po maturze zaczęła więc studiować teologię, potem także pedagogikę. Na obu kierunkach uzyskała dyplom, ale już wcześniej otwarte pozostawało pytanie: „Co dalej?”.
A poprzedzało je, dręczące ją od dawna, to najważniejsze pytanie, które podczas pewnej bezsennej nocy postawiła w modlitwie Panu Jezusowi: „Czy jest miłość na świecie?”. Odpowiedź przyszła natychmiast, odebrana w głębi serca, wypełniając je jasnością: „To Ja jestem tą Miłością”. Na drugim roku studiów znów mocne doświadczenie siły zawartego w Biblii słowa „Małżonkiem ci jest twój Stworzyciel…” (Iz 54,5-10).
Uzyskała pewność, że jej drogą jest oddanie życia Jezusowi: „On mnie wybiera”. Właśnie wtedy w Spręcowie pełną parą ruszyła budowa klasztoru. I tam dotarła Terenia Brzozowska pragnąca wstąpić do zakonu karmelitanek bosych.
Zachwyciło ją piękno tego miejsca, tu poczuła się zaproszona przez Pana Jezusa. Nie przeraził jej widok ogromnego placu budowy, perspektywa pracy, która pochłaniała całe dnie także siostrzyczek, mieszkających w spartańskich warunkach. Chciała wstąpić do klasztoru natychmiast! Włączyć się we wspólną pracę, ale i wspólną, tak potrzebną światu, modlitwę, w której – czuła to – siła, w której potęga. Chciała mieć miejsce w tym płynącym nieustannie modlitewnym nurcie.
Odpowiedź ówczesnej przeoryszy na prośbę o przyjęcie do nowicjatu przyszłej siostry Miriam była pełna życzliwości, ale odmowna: najpierw ma skończyć studia, potem dopiero zacząć nowy etap drogi. Czas studiów ma być jeszcze czasem dojrzewania powołania. I tak się też stało. Ale fakt zjawienia się pierwszej kandydatki do zakonu, kiedy dopiero wznoszono fundamenty budynku, był dla ówczesnej siostry przeoryszy znakiem, że klasztor jest tam niezbędny.
Tu jest jej miejsce
Minęło już 26 lat od chwili, kiedy siostra Miriam przekroczyła bramy spręcowskiego klasztoru. Zdziwiona jest, że tak szybko te lata minęły. I wie, że tu, w tym klasztorze, było i jest jej miejsce.
Patrzę na jej nadal młodą, uśmiechniętą twarz, kiedy stawia to niewymagające odpowiedzi pytanie:
– Gdzie byłoby mi lepiej niż tu, dokąd mnie Pan Jezus przed laty zaprosił?
Tu przez lata budowała swoją z Nim i z Jego Matką bliskość, tu trwała włączona w nieustannie płynący nurt modlitwy. Tutaj wrastała w siostrzaną wspólnotę. Tu odbyła swoje miejscowe „studia muzyczne” – od gry na gitarze do gry na organach podczas wszystkich nabożeństw. I tu w klasztorze odkryła swoje literackie pasje. Jest autorką tomików poezji W Twoim spojrzeniu i Wysyłam listy, a także opracowania 100 modlitw do św. Teresy od Jezusa i Myśli na każdy dzień.
Drugi już raz wybrana przeoryszą, otacza opieką grono sióstr, z którymi wspólnie wędruje ku Temu, Któremu wszyscy winniśmy służyć i Który nas wszystkich oczekuje.
Tekst pochodzi z miesięcznika dla kobiet „List do Pani”. Tytuł oraz śródtytuły zostały nadane przez redakcję.