Nasze projekty
Reklama
fot. Konferencja Etyki Mediów

Do każdego zwracał się po imieniu

Ks. prof. Michała Drożdża wspominają studenci i absolwenci UPJP2

Dzień przed śmiercią podpisał wszystkie dokumenty, jakby spodziewał się, co ma się stać i nie chciał, by ktokolwiek pozostał na lodzie… Taki właśnie był – w całości i bezwarunkowo oddany swoim studentom i przyjaciołom. Pozostanie on w ich pamięci jako niezwykle ciepły, radosny, który mówił wszystkim po imieniu.

Ksiądz Prof. Michał Drożdż był sercem Wydziału Nauk Społecznych, a szczególnie Instytutu Mediów Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Co więcej, to jego serce do ostatnich chwil biło właśnie dla tego miejsca, a przede wszystkim dla ukochanych pracowników, studentów i doktorantów. To właśnie oni wypełniali każdą chwilę Dziekana, który mimo tak wielu obowiązków, zawsze znajdował chwilę na rozmowę, czy na pomoc w załatwieniu studenckich spraw.

Ksiądz Dziekan zawsze miał dużo pracy, żył w biegu i zawsze miał coś do załatwienia. Mimo to zawsze miał czas dla studentów… Zawsze miał czas na krótką rozmowę, ciepły uśmiech, czy żart rzucony w biegu –  wspomina absolwentka Sylwia Lelito.

Reklama

Niesamowite było dla mnie to, że w natłoku wszystkich obowiązków, ksiądz Michał tak dobrze z imienia pamiętał swoich studentów i zwracał się do nas w bardzo otwarty sposób. Nawet podczas zdalnego nauczania, kiedy mieliśmy mniej bezpośredniego kontaktu, widziałem, że miał w sobie ogromną chęć do pomocy, rozmowy. Wykazywał się przy tym naprawdę wielką cierpliwością, ale wiem, że po prostu zależało mu na przyszłości każdego z nas – dodał Piotr Kuruc, seminarzysta Księdza Profesora. 

Widzieliśmy się kilka dni temu. Pytałeś, jak zawsze, o wszystko, ale o swoim zdrowiu, jak zwykle, nie chciałeś mówić ani słowa. Nosiłeś w sobie Tajemnicę i jakoś dało się odczuć, że Ty po prostu jesteś gotowy – napisał w swoim pożegnalnym wpisie ks. Tomasz Podlewski, ostatni – jak mówili z ks. Michałem – „doprowadzonym do końca doktorantem”.

Przeczytaj również

    Ujmujący uśmiech – znak rozpoznawczy Księdza Dziekana 

    Co więcej, ks. Michał nie potrafił się na nikogo gniewać. Nigdy my – studenci, nie odczuliśmy podczas rozmowy rozczarowania z powodu niepowodzenia na egzaminie, źle napisanego eseju, czy niezrozumienia omawianych tematów etyki dziennikarskiej. Zawsze cierpliwy, a w dodatku – zawsze ze swoim ujmującym uśmiechem, który rozpraszał wszystkie przeciwności i dodawał otuchy. Nigdy nie widziałam księdza Michała złego czy zdenerwowanego. Zawsze uśmiechnięty, otwarty, chętny do pomocy, prawdziwie zainteresowany drugim człowiekiem. Taki jego obraz pozostanie mi na zawsze w pamięci – pisze Natalia Pochroń, seminarzystka Księdza Profesora. 

    Reklama

    Ten uśmiech zdecydowanie był znakiem rozpoznawczym Księdza Dziekana, bowiem we wspomnieniach studentów, to właśnie on najczęściej przewija się jako charakterystyczny towarzysz na twarzy ulubionego wykładowcy. Pierwsze wspomnienie, które nasuwa mi się na myśl, to ten uroczy i poczciwy uśmiech. To był człowiek, który nie widział problemów, tylko z uśmiechem przedstawiał ich rozwiązania. Chyba jeden z nielicznych wykładowców na mojej drodze studenckiej, który mówił do wszystkich po imieniu, z jednoczesnym szacunkiem i sympatią. W czasie pandemii, gdy nasze seminaria przeniosły się do internetu, zawsze na początku seminarium pytał: „jak się mam, co słychać, czy wszystko w porządku”. Jego radosny głos wybrzmiewał w całym mieszkaniu – pisze Katarzyna Konopka, seminarzystka.

    To, co zapamiętałem z pierwszego spotkania, to ogromna życzliwość, otwartość. Jednak najbardziej utkwiły mi w pamięci jego otwarte ręce. Wiele razy mogłem współpracować z księdzem Michałem w czasie uczelnianianych wydarzeń, konferencji. To był człowiek, który nas, studentów, często bez żadnego doświadczenia, traktował na równi z sobą. Traktował nas po partnersku, może bardziej, po ojcowsku – napisał ks. Jarosław Raczak, seminarzysta Księdza Profesora. Nie da się nie zgodzić ze słowami ks. Jarka. Tak właśnie było. Każdy problem, każda trudna chwila, nigdy nie zostały zbagatelizowane przez ks. Michała. Nie było dla niego sprawy nie do rozwiązania. Zawsze gotów poświęcić bieżące sprawy, by tylko nie dać zakłócić spokoju swoich ukochanych studentów. 

    Czytaj także >>> Uroczystości pogrzebowe śp. ks. prof. Michała Drożdża. Znamy datę

    Reklama

    Egzamin na piątkę 

    My – studenci, z pewnością zapamiętamy niezwykle urokliwe egzaminy u Księdza Profesora. Jeśli chodzi o filozofię, zaliczenie przedmiotu było podzielone na trzy części. Pierwszą był egzamin pisemnym. Drugą było napisanie eseju na wskazany temat filozoficzny, a trzecią to egzamin ustny. Wówczas z przerażeniem i dozą niepewności podchodziliśmy przede wszystkim do części trzeciej. Rozmowa na tematy filozoficzne z Księdzem Profesorem wzbudzała w nas poczucie, że to nie może się udać. Tymczasem Ksiądz Michał wcale nie chciał nas egzaminować z wiedzy filozoficznej… Chciał po prostu nas poznać, jako studentów pierwszego roku. 

    Egzamin u Księdza Profesora wspomina także Sylwia Lelito, absolwentka, która pochodzi z tych samych stron, z których pochodził także ks. Michał. Na pierwszym roku zestresowana weszłam do sali i oczywiście przywitał mnie z uśmiechem. Wcześniejszy test poszedł mi wyjątkowo źle i byłam przekonana, że czeka mnie poprawka. Zamiast pytań, Ksiądz Dziekan przejrzał mój indeks i zauważył, że pochodzę z okolic Nowego Sącza, zupełnie jak on. Zamiast egzaminu, porozmawialiśmy o mieście, pożartowaliśmy, a na koniec Ksiądz Dziekan z uśmiechem i miłym słowem wręczył mi indeks z zaliczeniem – wspomina absolwentka. 

    “Droga Ulko, Marto, Joasiu, pozdrawiam serdecznie”

    Ksiądz Michał zawsze skracał dystans i stwarzał atmosferę prawdziwie rodzinną. Gdy wchodziło się z nim w rozmowę, zawsze niezwykle ciepło i wyczerpująco odpowiadał. Nigdy nie zapominał, by poza formalnymi sprawami, pamiętać także o tym, jak się czujemy, co u nas słychać. To było niesamowicie prawdziwe, absolutnie niewyuczone. Nie udawał, On po prostu taki był – pełen wrodzonej dobroci i troski o drugiego człowieka. 

    „Droga Ulko, pozdrawiam Cię serdecznie” – jedno, krótkie zdanie, które już zawsze kojarzyć mi się będzie z tą jedną Osobą. Osobą, która zawsze pytała, co u mnie, gdzie aktualnie mieszkam, co nowego słychać w social mediach i jak spisali się nasi skoczkowie na ostatnich zawodach. Osobą, która prowadziła mnie za rękę w naukowej ścieżce od samego jej początku i dzięki której rozpoczęłam również swoją zawodową, akademicką przygodę – pisze Ulka (bo przecież nie Urszula, w końcu tylko tak zwracał się do niej Ksiądz Profesor) Dyrcz, doktorantka Księdza Dziekana. 

    Ksiądz Michał to dla mnie człowiek wartości. O wartościach pisał, wartości bronił, wartościami żył. Prawda, wolność, odpowiedzialność, sprawiedliwość i godność człowieka to nie tylko słowa, którymi tak często się posługiwał, ale autentyczne fundamenty jego życia dostrzegalne w drobnych gestach, cieple, pamięci. W każdym jego „pozdrawiam serdecznie” było czuć, że ta serdeczność jest najprawdziwsza. Już na zawsze wzbudził we mnie nie tylko nadzieję, że możliwe jest etyczne tworzenie mediów i życie pięknymi wartościami, ale też determinację, żeby o to walczyć – dodaje Joanna Urbaś, również doktorantka Księdza Profesora. 

    Marta Woźniak, która w ubiegłym roku obroniła doktorat pod okiem Księdza Profesora, nie mogła powstrzymać łez pisząc swoje wspomnienia. Napisała: Gdybym miała wybrać jedno określenie odnoszące się do Księdza Profesora byłoby to: dobry człowiek. Emanował dobrocią. Niejednokrotnie tej dobroci doświadczyłam. Zawsze, przez te prawie 10 lat naszej relacji, mogłam liczyć na Jego wsparcie i życzliwość. Był obecny na każdym etapie mojego kształcenia: jako wykładowca, członek komisji podczas obrony moich prac dyplomowych, dziekan i wreszcie jako mój opiekun naukowy i promotor mojej pracy doktorskiej. Służył pomocą, radą, spokojem, zachętą, dobrym słowem i uśmiechem. 

    Człowiek spotkania 

    Jego odejście tak bardzo boli naszą społeczność akademicką. Nie tylko dlatego, że żegnamy wybitnego medioznawcę, filozofa, miłośnika mediów, wspaniałego wykładowcę. Żegnamy przede wszystkim przyjaciela, który towarzyszył nam nie tylko podczas spotkań w akademickich ławkach, konferencjach naukowych, ale także w najważniejszych momentach naszego życia. 

    Tak właśnie było w przypadku Kasi i Łukasza Krasnych, którzy poznali się będąc na studiach, a Ksiądz Michał obserwował, jak rozwija się ich miłość. Nie mogło go zatem zabraknąć w dniu ich ślubu w ubiegłym roku. „Drodzy nasi przyjaciele”- takimi słowami zwrócił się do nas podczas naszego ślubu, tak nas przywitał. 'Was znam kiedy przyszliście do nas na Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie i daliście się poznać jako naprawdę zaangażowani studenci z wielką pasją, zaangażowaniem pomysłami, a przede wszystkim poznałem Was jako dobrych, młodych ludzi.’ – to był zaszczyt móc mieć przy sobie w tak pięknym i ważnym dla nas dniu, w dniu naszego ślubu, bliską nam osobę. Księże Michale, wprowadziłeś nas do tego świata, świata uczelni, studiów, to Ty otworzyłeś przed nami wiele pięknych ścieżek. Dziękujemy za to, że towarzyszyłeś nam podczas wszystkich ważnych chwil, cieszyłeś się razem z nami. Uśmiech, który towarzyszył nam podczas najważniejszej Mszy w naszym życiu, którą dla nas poprowadziłeś będzie dla nas pamiątką na długie lata. Był to zaszczyt móc dzielić się razem z Tobą naszym szczęściem. „Miłość jest źródłem szczęścia a szczęście jest owocem miłości.”- a te słowa, które wypowiedziałeś były najpiękniejszym podsumowaniem. Nasz przewodniku, autorytecie, przyjacielu, będziemy tęsknić – wspominają Kasia i Łukasz Kraśni.

    Posłuchaj >>> Kochajmy Pana bo Serce Jego

    Naukowy towarzysz i przyjaciel

    Czy wyobrażamy sobie dziś Uczelnię bez Księdza Profesora? Absolutnie nie. Przecież to właśnie On był pierwszą osobą, którą poznawaliśmy przekraczając próg Franciszkańskiej. Mimo, że już nigdy więcej nie będzie dane nam porozmawiać, na pewno z wdzięcznością i wzruszeniem będziemy wspominać wszystkie wymienione (czasem naprędce) zdania. Poza ciepłem, którym nas obdarzył, był dla nas źródłem inspiracji i skarbnicą wiedzy. Towarzyszył nam na wszystkich etapach naukowej kariery. 

    Wszedłem do biura, gdzie posiedzenie miała komisja rekrutująca do Szkoły Doktorskiej, usiadłem i pierwsze co zobaczyłem to Jego wzrok i uśmiech z których czytać się dało jak z otwartej księgi. Chociaż nie wypowiedział ani słowa, ja wyszedłem stamtąd z całą listą obowiązków, które przede mną zostały postawione. Usłyszałem: To jest miejsce dla Ciebie. Nie myliłem się i nade wszystko: Poprzez media nieś nadzieję światu. Na tym się zatrzymajmy, bo dużo pracy przed nami – pisze Marcin, doktorant w Szkole Doktorskiej UPJP2. 

    Ja tak naprawdę na dziennikarstwo się nie dostałam… Byłam gdzieś na liście rezerwowej i nie znając na Uniwersytecie nikogo, poszłam rozmawiać. W ręce miałam teczkę materiałów, a w głowie determinację, że chcę być studentką Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Ksiądz Profesor przyjął mnie najpierw na rozmowę, a miesiąc później na studia – wspomina także Anna Dobabidowicz, absolwentka dziennikarstwa. 

    O Księdzu Dziekanie pamiętają także i ci studenci, którym nie było dane poznać Go bliżej, bowiem w ostatnim czasie bardzo często pracował z domu ze względu na siły i stan swojego zdrowia. Z ks. prof. Michałem Drożdżem spotkałem się jedynie w ramach trwających jeden semestr zajęć filozofii mediów. To bardzo krótki czas, który zdecydowanie nie pozwolił mi, by bliżej go poznać. Niemniej zostanie on w mojej pamięci jako osoba, która od pierwszego dnia zajęć emanowała niezwykłym ciepłem, zrozumieniem w stosunku do wszystkich swoich studentów i jako ikona UPJP2. Bez niego nasza uczelnia nigdy nie będzie już taka sama – napisał Igor Szarek, student 3. roku dziennikarstwa.

    Do każdego zwracał się po imieniu

    Ks. Prof. Michał Drożdż był ważnym człowiekiem także dla mnie. Człowiekiem, który każdemu mówił po imieniu. Jako jedyny wykładowca zawsze zwracał się do mnie bezpośrednio: “Kasiu, co tam słychać?”. Był recenzentem mojej pracy licencjackiej i magisterskiej, przewodniczącym komisji na obronie, wspaniałym wykładowcą, prawdziwym autorytetem. W każdym kontakcie pełen ciepła, humoru i zawsze z ujmującym uśmiechem.

    “Cześć Kasiu” – od tego zdania Ksiądz Profesor rozpoczął nasz pierwszy wspólny egzamin. “Jak się masz?” – kontynuował. “Jesteś z Miechowa?” – zapytał po spojrzeniu w mój indeks – “byłem tam kiedyś, piękne miasto” – mówił dalej. Już od pierwszego spotkania twarzą w twarz ujął mnie swoim ciepłem i potrzebą bycia człowiekiem, a nie tylko surowym wykładowcą. Egzamin pisemny poszedł mi, jakby to powiedzieć… tragicznie. A on zbył to śmiechem i powiedział: “spokojnie, to dopiero pierwszy rok. Jeszcze zdążysz filozofować”. Z egzaminu dostałam piątkę, “na zachętę”. 

    Pamiętam, że po obronie mojej pracy magisterskiej rzucił zdanie “Kasia, a może Ty idź na doktorat”. Poszłam, a On zawsze, nawet dwa dni przed swoją śmiercią, pamiętał o tym, by zapytać mojej Pani Promotor: “Czy sprawa tematu rozprawy Kasi Wysockiej dalej aktualna?”. 

    Dziennikarstwo zgodne z zasadami etyki dziennikarskiej, której nas nauczył 

    Tak się składa, że wraz z moimi dwiema redakcyjnymi koleżankami skończyłyśmy dziennikarstwo na UPJP2. Byłyśmy razem na kawie, gdy dotarła do nas informacja o śmierci Księdza Dziekana. Gdy ją zobaczyłyśmy, zamilkłyśmy. Cisza to rzadko spotykana sytuacja wśród naszej trójki. My zawsze mamy o czym ze sobą rozmawiać. Tego wieczoru spacerowałyśmy po krakowskich Plantach i wymieniałyśmy się wspomnieniami z udziałem Księdza Profesora, które na długie lata zostaną w naszych sercach. Nauka o etyce dziennikarskiej Księdza Dziekana towarzyszy nam zresztą w codziennej pracy redaktorskiej w Stacji7. 

    Uśmiech spokój – to dwie cechy, którymi Ksiądz Dziekan zarażał wszystkich, gdziekolwiek się nie pojawiał. Nie można było tego nie odwzajemniać. Choć wiadomość o jego odejściu zszokowała i zasmuciła nas wszystkich, wiemy, że Ksiądz Dziekan jest w lepszym miejscu. Teraz to stamtąd będzie nam kibicował i wspierał każdą naszą inicjatywę. Księże Profesorze, obiecujemy podążać przez nasze życie zgodnie z zasadami etyki dziennikarskiej, która dla księdza była tak bardzo ważna – powiedziała redaktor Stacji7, Paulina Armatys. 

    Swoimi wspomnieniami i słowami wdzięczności podzieliła się także nasza sekretarz redakcji, Zofia Świerczyńska. W każdej sytuacji potrafił znaleźć dobro. Takiego właśnie go zapamiętałam – ksiądz profesor z dobrym sercem, z którym można było porozmawiać o wszystkim, przyjść do niego z każdą sprawą. Zawsze zaskakiwało mnie, jak bardzo troszczy się nie tylko o studentów uniwersytetu, ale także o absolwentów – po ukończeniu studiów, mieliśmy okazję spotkać się w wielu okolicznościach. Za każdym razem zwracał się po imieniu, z troską pytał o życie zawodowe, podpowiadał, udzielał rad. Nie raz zaskakiwał mnie znajomością moich artykułów, pytał o wydarzenia, w których brałam udział jako dziennikarz. Nie ukrywał dumy z moich najmniejszych osiągnięć i z pokorą dziękował za wszystkie działania, których się podejmuję. Obdarzał dobrem i doceniał, gdy inni potrafili to dobro ofiarować innym – jak nikt wiedział, jak nieraz dużo wysiłku potrzeba, by tworzyć i wybierać dobro. Dlatego zawsze za nie dziękował – powiedziała.

    Jestem przekonana, że teraz Ciebie, Księże Profesorze, Chrystus zawołał po imieniu!  Dziękujemy, za wszystko! Tak, jak pisałeś, drogi Księże Profesorze, w wymianie mailowej: “z wdzięcznością”…

    Studenci, absolwenci dziennikarstwa i komunikacji społecznej UPJP2 

    Reklama

    Najciekawsze artykuły

    co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

    Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

    ARTYKUŁY POWIĄZANE

    SKLEP DOBROCI

    Reklama

    PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

    PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
    WIARA I MODLITWA
    Zatrudnij nas - StacjaKreacja