Nasze projekty
Fot. Maskacjusz / YouTube

„Niech żyje na wieki Mistrz”. Trzecia rocznica śmierci ks. Pawlukiewicza – tak wspominali go przyjaciele

“Po kazaniach ks. Piotra chciało się iść do domu i zmieniać swoje życie”. Tak ks. Piotra Pawlukiewicza wspominali po jego śmierci kapłani i przyjaciele.

Reklama

Wspomnienia kapłanów i przyjaciół zostały zebrane po wiadomości o śmierci ks. Piotra Pawlukiewicza 21 marca 2020 roku

Tłumacząc na język ludzki: jego homilie przyciągały tłumy. Był po prostu fenomenem, “globalnym duszpasterzem”. Stał się nim, zanim jeszcze nadeszła era globalizacji i internetu. Kościół św. Anny nigdy nie mógł pomieścić wszystkich, którzy przychodzili na niedzielne Msze św. o godz. 15.00. Najpierw przeważali studenci, w kolejnych latach studenci stali się rodzicami i przychodzili z dziećmi, a obok nich w kościele stawały kolejne rzesze studentów.

Pokolenie „piętnastek”

Stałam się pokoleniem „piętnastek”, jeżdżących co niedzielę przez całą Warszawę do św. Anny. Po kazaniach ks. Piotra chciało się iść do domu i zmieniać swoje życie – mówi Weronika Kostrzewa, szefowa publicystyki Radia Plus. Wychodząc z kościoła czuliśmy, że wiele jest do naprawienia, ale że z Bogiem jest to możliwe. Gdy dziś przytulam mojego męża i dzieci, to wiem, że nie byłoby tej rodziny zbudowanej na Bogu, bez księdza Piotra i jego duszpasterskiej pracy.

Reklama

“Ceniony rekolekcjonista”. Jak to wyglądało w praktyce? Zapraszały go na rekolekcje parafie, seminaria, zgromadzenia zakonne, a każdy Wielki Post to wielki tour po Polsce: misje, rekolekcje, kazania pasyjne. Publikował książki, jego nauki utrwaliły – dystrybuowane potem w całej Polsce – najpierw kasety magnetofonowe, taśmy VHS, potem płyty, to wszystko, zanim pojawił się jeszcze internet. Wraz z rozwojem nowych mediów i nowych form, pojawiły się audiobooki i internetowe homilie dostępne na youtube. Ludzie słuchali jego kazań, księża zapisywali jego myśli i metafory, które potem sami wykorzystywali w homiliach. 

Dla współczesnych duszpasterzy znanych z obecności w internecie, prowadzących blogi, rejestrujących swoje homilie czy rekolekcje internetowe, był prekursorem. “Niech żyje na wieki Mistrz! – Ks. Piotr Pawlukiewicz” – napisał w reakcji na wiadomość o jego śmierci znany biblista, bloger i publicysta, ks. Wojciech Węgrzyniak.

Żył tym, co głosił

Z ks. Stefanem Kotwińskim, proboszczem parafii Nawiedzenia NMP, gdzie ks. Pawlukiewicz spędził ostatnie lata życia, rozmawiamy kilka godzin po tragicznej wiadomości: Jednym zdaniem bardzo trudno powiedzieć to, co jest treścią całego życia, wieloletniej, kapłańskiej więzi. Oddany całym życiem temu, do czego Pan Bóg go wezwał.

Reklama

Święcenia kapłańskie przyjął 2 czerwca 1985. Przez dwa lata pracował jako wikariusz w parafii pw. św. Wincentego a Paulo w Otwocku. Ale najważniejsze lata jego posługi kapłańskiej toczyły się w ramach duszpasterstwa studenckiego, rekolekcji i misji świętych, a może przede wszystkim w spotkaniach z ludźmi. 

Po prostu był kapłanem – takim, który żyje tym, co sam głosi – mówi ks. Stefan Kotwiński.

Z życia wzięte

Ukończył studia z teologii pastoralnej – czyli gałęzi teologii, która zajmuje się już nie zagadnieniami teologicznymi, ale praktyką duszpasterską – na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pogłębiał swój warsztat studiując m. in. retorykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Wszystko po to, by nabyć wszystkie potrzebne umiejętności do skutecznego głoszenia Słowa Bożego. 

Reklama

Dzięki studiom i pracy, ale przede wszystkim dzięki wrodzonej pasji, stał się mistrzem metafor – a może lepsze określenie: trafnych przykładów z życia, zdolnych ilustrować ważne prawdy zrozumiałym językiem. Mówiąc o tym, że nie wszystko człowiekowi wolno, że muszą istnieć zakazy, przekonywał bardzo prosto: “Wyobraźcie sobie chaos, który powstałby w Warszawie, gdyby na wszystkich warszawskich skrzyżowaniach nagle włączono wyłącznie zielone światła”. Gdy przekonywał, że zawsze trzeba widzieć szerzej, oczyma wiary widzieć to, co po ludzku jeszcze nie jest widoczne, mawiał: np. taka dżdżownica siedząca na liściu marzy tylko o kawałku tego liścia, a nie ma pojęcia że stanie się motylem. 

Dorastałam w Kościele pięknych metafor i wielokrotnie złożonych zdań. My-młodzi tworzyliśmy związki, zrywaliśmy ze sobą, raniliśmy się, a te metafory nijak nie pomagały w życiu. Brakowało instrukcji obsługi – wspomina Weronika Kostrzewa. I wtedy trafiło w moje ręce nagranie „Sex, poezja czy rzemiosło” – chyba najbardziej „spiracone” nagranie w historii Polski. Słuchałam z zapartym tchem jak można mówić o miłości, seksie, zranieniach. I przede wszystkim o Bogu. 

Przekonywał, że zawsze trzeba widzieć szerzej, oczyma wiary widzieć to, co po ludzku jeszcze nie jest widoczne, mawiał: np. taka dżdżownica siedząca na liściu marzy tylko o kawałku tego liścia, a nie ma pojęcia że stanie się motylem.

Pasja: Słowo Boże

Tak, jego pasją było głoszenie Słowa Bożego, a słowami najbliżej określającym jego zaangażowanie: praca i oddanie. To dlatego był wieloletnim duszpasterzem akademickim u św. Anny w Warszawie, systematycznie przewodniczył Mszom radiowym u Świętego Krzyża w Warszawie w niedziele o godz. 9.00, dzięki czemu jego homilie były słuchane w całej Polsce. Pracował w Radiu Plus, w latach 1996-1998 był nawet redaktorem naczelnym stacji, choć najbardziej utkwił w pamięci jego “Katechizm Poręczny”, audycja poświęconą odpowiedziom na pytania słuchaczy o praktyczne aspekty wiary. W prosty sposób potrafił odpowiedzieć na każde pytanie słuchaczy. 

Audycja była prowadzona na żywo, przyciągała rzesze słuchaczy. Ks. Pawlukiewicz miał w sobie jednocześnie ambicję i pokorę: nie lubił pytań, na które nie potrafił od razu znaleźć odpowiedzi, ale jeśli tak było – wolał się zastanowić i przemyśleć, wracał do tematu tydzień później, kompetentnie się do odpowiedzi przygotowując.

Paweł Krzemiński współpracował z ks. Pawlukiewiczem przy audycji: Dla mnie ksiądz Piotr był nauczycielem życia i autorytetem. 13 lat spędzonych przy “Katechizmie Poręcznym” to były jedne ciągłe rekolekcje. 

Red. Krzemiński przywołuje jeszcze jedno zdarzenie: Gdy zaczynała się choroba, nie mógł przyjechać na nagranie do radia, przyjechałem do niego ze sprzętem. Nagraliśmy paręnaście minut, trzy wejścia, ale niestety włączyłem funkcję mikrofonu reporterskiego i nagranie było o wiele gorszej jakości. Musieliśmy wszystko nagrać jeszcze raz. Okazało się, że mówiąc wszystko z głowy, z pozoru improwizując, powiedział dokładnie to samo, co poprzednio Może kilka słów było innych. Widać, że to, co mówił, miał w sobie poukładane, przemyślane, przemodlone.

Czego brak w homiliach?

Ks. Bogusław Kowalski, proboszcz parafii katedralnej św. Floriana w Warszawie (“Od początku seminarium byliśmy przyjaciółmi, to już niemal 40 lat”) wspomina, że wiele aspektów charakteryzujących nauki rekolekcyjne i homilie ks. Pawlukiewicza, to wynik poszukiwań i rozmów toczonych w latach seminaryjnych. 

Już w seminarium zauważył, że w duszpasterstwie bardzo mało mówi się o rodzinie, prawdziwych realiach rodzinnych, relacjach mąż – żona, relacjach rodziców z dziećmi. Homilie prawie w ogóle nie dotykały konkretnych pytań i dylematów, jakie mieli ludzie wierzący, a on chciał być zawsze blisko ludzkiego życia i dotykać realnych sytuacji. Dlatego rozpoznawał je, a potem podejmował w homiliach. Wtedy w seminarium to rozpoznawanie polegało na tym, że ja mu opowiadałem o różnych sytuacjach w mojej dalszej rodzinie, ale nie poprzestał na tym. Do końca życia miał kontakt z ludźmi i ich egzystencjalne czy rodzinne pytania przekształcał na tematy swoich katechez. A jako przykłady jeszcze przez długie lata często opisywał prawdziwe sytuacje z mojej rodziny. 

Do końca życia miał kontakt z ludźmi i ich egzystencjalne czy rodzinne pytania przekształcał na tematy swoich katechez.

„Czarny” humor

Z ks. Bogusławem Kowalskim “złapał” jeszcze inny kontakt. Zaczęliśmy “pracować” na paśmie humorystycznym. Już w seminarium odgrywaliśmy scenki i skecze, ale okazało się, że nasz humor może być również duszpasterskim instrumentem. Powstał z tego “Czarny humor”, książka z “czarnym” w tytule nie dlatego, że humor taki czarny, tylko że autorzy to “ludzie w czerni”, pod koloratką.

Błyskotliwy i inteligentny, nie raz zaskakiwał celną ripostą. Zawsze gotowy do opowiedzenia dowcipu, takiego, który potrafił wywołać gremialny śmiech trwający przez kilka minut. Potrafił też powiedzieć anegdotę trudniejszą do zrozumienia, taką, której sens słuchacze pojmowali po kilku minutach zastanowienia. To był komiczny efekt. Najpierw milczenie albo grzecznościowy śmiech, a po kilkunastu sekundach rozpoczynał się taki śmiech “na raty”. Im więcej ludzi, tym lepszy ten efekt – opowiada jeden z księży.

Prowadził wykłady z homiletyki dla alumnów Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Mieliśmy okazję poznać homilie ks. Pawlukiewicza od tej drugiej strony, od strony warsztatu. Przedziwne było to, że nigdy nie potrafił do końca ujawnić tajemnicy swoich legendarnych homilii. Właśnie dlatego, że ich tajemnica nie tkwiła do końca w technice, w warsztacie, w retoryce, ale w tym, co miał w sobie: naturalnym charyzmacie, wypływającym z miłości do Boga i Kościoła – mówi ks. Przemysław Śliwiński.

W latach 1991-1999 był zaangażowany w prace II Polskiego Synodu Plenarnego, redagował m.in “Kurier Synodalny”. W przeszłości był też kapelanem kaplicy w Sejmie RP i duszpasterzem parlamentarzystów.

Choroba zabierała to, co kochał

Od dziesięciu lat cierpiał na postępującą chorobę Parkinsona. 

Pan Bóg doświadczył go – przyznaje ks. Mirosław Nowak, dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Warszawie, rezydent w parafii Nawiedzenia NMP w Warszawie. Choroba zabierała mu po kolei to, co bardzo kochał: możliwość głoszenia Słowa, aktywności, których miał tak wiele, ale przede wszystkim kontakt z ludźmi. Do końca ludzie prosili go o kontakt, a on do końca robił wszystko, żeby na każde te ludzkie poszukiwania odpowiedzieć. Ponieważ ten kontakt był przez chorobę stopniowo ograniczany – to było dla niego prawdziwym krzyżem, na pewno większym, niż sama choroba. 

Pan Bóg powołał go we śnie, w środku nocy. Dzień wcześniej księża zjedli wspólny obiad, wieczorem zjadł kolację, przyjął gościa. Czuł się całkiem nieźle, zjedliśmy wspólny obiad, wieczorem zjadł kolację, zupełnie nic nie wskazywało, że może stać się coś złego – mówi ks. Stefan Kotwiński, proboszcz parafii Nawiedzenia NMP.

Rano nie odbierał telefonów. Około godziny 9.00 postanowiono wejść do jego mieszkania. Nie żył.

Ale przecież to nie do końca tak. Sam pisał: “To nie jest tak, że oni umarli, a my żyjemy. To oni żyją, a my umieramy” . Więc on żyje, my nadal umieramy.

Choroba zabierała mu po kolei to, co bardzo kochał: możliwość głoszenia Słowa, aktywności, których miał tak wiele, ale przede wszystkim kontakt z ludźmi.

Pogrzeb i pandemia

Pogrzeb odbędzie się  25 marca o 11.00 w kościele Nawiedzenia NMP w Warszawie na Nowym Mieście. Ks. Piotr Pawlukiewicz zostanie pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. 

To swoisty paradoks, że pogrzeb słynnego rekolekcjonisty, który ściągał do kościołów tłumy, odbędzie się w rygorze stanu pandemii. W kościele, który nie pomieściłby wiernych, będzie zaledwie 50 osób – mówi ks. Przemysław Śliwiński. Archidiecezja Warszawska przeprowadzi transmisję on-line, aby wszyscy mogli w uroczystości duchowo uczestniczyć, ale po ludzku trudno to zrozumieć.

W kościele, który nie pomieściłby wiernych, będzie zaledwie 50 osób

A może właśnie stało się coś, co po ludzku byłoby niemożliwe. Wszystkich, którzy poprzez transmisję wezmą udział w uroczystościach pogrzebowych, nie pomieściłby nieduży kościół na Przyrynku. Ani żaden inny w Warszawie i Polsce.

Przybyłyby dziesiątki tysięcy…

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę