Spośród wszystkich zarzutów stawianych Kościołowi, po wyłączeniu spraw bieżących (domniemane wtrącanie się do polityki, jeszcze bardziej domniemana skala przestępstw seksualnych itp.), najistotniejszym pozostaje zarzut o zakłamywaniu własnej historii, a przede wszystkim historii Jezusa
Pisałem ostatnio o odważnym dziennikarstwie antykatolickim. Oczywiście ten termin należy ustawić w głębokim cudzysłowie jako ironię. W wielu miejscach świata, w tym także w Polsce, taka pisanina z odwagą nie ma nic wspólnego
Niewiele ponad tydzień temu Polskę obiegła informacja, że pewna krakowska katechetka straciła misję kanoniczną, czyli de facto prawo do wykonywania zawodu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w jej obronie nie stanęli… przeciwnicy religii w szkołach.
Jesteśmy w połowie Oktawy Uroczystości Wszystkich Świętych. Na grobach więdną już kwiaty, znicze dogasają, gwar cichnie. Mija już ten szczególny okres paradoksów, w którym ludzie biegający po domach w strojach upiorów i wampirów zarzucają katolikom modlącym się nad grobami popisowość i zabobony
Stałem się gruboskórny. Stała analiza nieprzychylnych Kościołowi mediów prędzej czy później uodparnia na nieuczciwe zarzuty niczym dobra szczepionka. Jednak od wielkiego dzwonu igła – a może raczej szpilka? – bywa za gruba i za długa, by można ją zignorować
W dyskusjach z grupami nieprzychylnymi Kościołowi zdarza nam się nierzadko trafić na retoryczne wytrychy, przeciw którym niewiele można zdziałać. Wynikają one z przekonania, że jedno wyrwane z kontekstu i intencji zdanie udowadnia katolikom, jak bardzo się mylą.
Ktokolwiek wierzy, że po Synodzie znikną albo przynajmniej zamilkną medialni eksperci od Kościoła, ten najwyraźniej nie wyciągnął wniosków z cyrku, który fundowano nam w ciągu ostatnich kilku tygodni.
Intelektualiści polscy w przeważającej liczbie piętnastu profesorów wystosowali apel do władz państwowych w związku z zatrważającym zjawiskiem klerykalizacji kraju. Wystarczy jednak zajrzeć do słownika, by dostrzec, że ta błyskotliwa diagnoza nie ma nic wspólnego z rzeczywistością
Zawsze nieprzychylnie reagowałem na działania ewangelizacyjne, których priorytetem jest pokazanie, że oto my, katolicy, jesteśmy tacy sami jak Wy, niewierzący! Bo to nieprawda. Nie jesteśmy.
Pisałem niedawno o medialnych ekspertach od Kościoła, co to nie odróżniają suspensy od dyspensy, a standardowe działanie Watykanu odczytują jako wyraz rewolucji. Jak się okazuje, nie tylko głośne działania Stolicy Apostolskiej są przez nich tak nieudolnie monitorowane, ale również te najcichsze.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że mamy coraz większe trudności z rozumieniem idei zakazu. Pełzająca powszechnie moda na bezstresowość, ogólnodostępność i prawo do realizacji wszystkich pragnień nie pomaga w poprawieniu stanu rzeczy. Czy jednak system zakazów jest zły?