Nasze projekty

Nowa sól w oku. Chrzest niemowląt

Internet ma to do siebie, że pewnych rzeczy nie daruje, a co raz się w nim pojawi, zostaje w nim na zawsze. Zdarza się, że po jakimś czasie dzieło w nim publikowane staje się przedmiotem wstydu. Czasem duma pozostaje. Trafiłem wczoraj na archiwalny tekst, którego w mojej opinii należałoby się wstydzić, ale nazwisko Autora pozwala mi wierzyć, że jest z kategorii drugiej - grupy wiecznie dumnych

Reklama

Na portalu lewica24.pl, jeden z założycieli Krytyki Politycznej, Piotr Szumlewicz opisał kolejny palący problem polskiego społeczeństwa – chrzest dzieci. Publicysta znany m.in. z tego, że uważa Powstanie Warszawskie za zbyt brutalne, by uczyć o nim dzieci, ale edukację seksualną do szkół wprowadzałby od najwcześniejszych klas, nawet nieszczególnie kryje się ze swoją prawdziwą intencją wykazania, że katolicy są w Polsce w mniejszości. Metodę wybrał jednak karkołomną.

 

Nie o to nawet chodzi, że z jednej strony próbuje wykazać, iż Polska jako synonim społeczeństwa katolickiego jest mitem, a z drugiej dzielnie walczy z klerykalizacją kraju, bo katolicyzm jest wg Autora wszechobecny. Nawet nie tego się czepiam, że to właśnie domniemana klerykalizacja jest mitem, z którym wypadałoby walczyć.

Reklama

 

Bo mitologia ma to do siebie, że może być korzystna lub wręcz przeciwnie. Zwalcza się zawsze tę drugą.

 

Reklama

Nowa sól w oku. Chrzest niemowląt

Zresztą poglądy publicysty prezentowane w felietonie, ale też wyrażane przy innych okazjach, zasługują na omówienie zupełnie osobne. Wykoślawiony do granic absurdu obraz Kościoła i katolików, niespójne przekonania, w których poważne traktowanie rodzicielskiego obowiązku wychowania potomstwa jest niewłaściwe, bo przecież rodzice nie są nieomylni, za to nieomylna jest szkoła – oto zaczyn dla ciasta poglądów lewicowca. Omawianie ich i zbijanie postulatów po kolei nie jest jednak moim celem, tym bardziej, że wspomniany tekst nie jest nowy i nie pamięta o nim pewnie sam autor. Choć nie ukrywam, że wątek o tym, jakie dobro płynęłoby dla Kościoła z zaniechania chrztu św. niemowląt, o podmiotowym traktowaniu dzieci, czy zrównanie katolickiej wspólnoty z partią polityczną aż proszą się o zgryźliwość. Ważniejsza w tym wszystkim jest jednak inna rzecz.

 

Reklama

Przekonanie, że Kościół wykorzystuje swoją uprzywilejowaną pozycję i jednocześnie buduje ją chrztem niemowląt to nie pogląd przewrotnego dziennikarza, ale sporej części społeczeństwa. Pogląd – warto zaznaczyć – błędny i nieuczciwy.

 

Publicysta i wielu podobnie do niego myślących lubią przyjmować utopijną alternatywę, w której dziecko powinno dorastać wolne od katechetycznych wpływów i należy pozostawić mu decyzję o ewentualnym wstąpieniu do Kościoła (swoją drogą ciekawe jest połączenie idei traktowania dzieci podmiotowo z de facto prawnym zakazem ich wstępowania do Kościoła przed ukończeniem określonego wieku). Ta idea jest niemożliwa do zrealizowania w sposób postulowany przez – nazwijmy to umownie – lewicę, a to z jednego prostego powodu: gorliwy katolik, choćby nawet w obliczu państwowego zakazu nie ochrzcił swojego nowonarodzonego dziecka, zawsze będzie miał na nie wpływ.

 

Kolejnym krokiem – choć absurdalnym, to wcale nie zmyślonym! – byłoby wtedy zakazanie tego wpływu. Każdy przejaw religijności rodzica w obecności potomstwa logika nakazywałaby uznawać za parszywą indoktrynację. W przeciwnym wypadku przepis prędzej czy później stałby się martwy. Bo zakaz chrztu niemowląt jest z zasady zakazem katechizacji.

 

Nowa sól w oku. Chrzest niemowląt

Nie da się uwolnić dziecka od wpływów zewnętrznych czy to przez rodzica zamierzonych, czy nie. Różnice między wartościami, które katolicy wpajają dzieciom po domach zbyt mocno różnią się od tych, którymi karmi się je w szkole, na ulicach, w mediach i sztuce. Zatem inspiracje są wszelakie, a człowiek jakiegoś katechizmu musi się nauczyć. Jak pisał abp Fulton Sheen: Jeśli ktoś będzie czekał aż do pełnoletności, aby dopiero wtedy nauczyć się czegoś o swoich relacjach z Panem, który go zbawił, w międzyczasie nauczy się innego katechizmu, katechizmu swoich namiętności, swoich żądzy i swojej zmysłowości.

 

Inną sprawą jest natura Kościoła Katolickiego wyrażona już w samej nazwie. Katolickość to powszechność. Kościół nie jest ekskluzywny, wybredny niczym masońska loża, więc przyjmuje tych, którzy wyznają wiarę w Trójjedynego Boga oraz ich potomstwo. Jeśli rodzic wyraża wolę ochrzczenia dziecka, państwu i niewierzącym nic do tego.

 

Wspomniany felieton Redaktora Szumlewicza to emanacja podejścia kompletnie odwrotnego, które wynika – w co naiwnie wierzę – z głębokiego niezrozumienia katolickiej doktryny, z aksjomatów, które lewicowiec przyjmuje zupełnie bezpodstawnie. Jest to podejście tyleż niespójne, co zwyczajnie nieuczciwe, jeśli wychodzi spod pióra piewcy radykalnego rozdziału Kościoła od państwa.

 

Postulat? Państwo powinno zakazać Kościołowi chrztu dzieci do 16 roku życia. Oto jak Kościół wtrąca się do polityki!

 

 



 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę