Nasze projekty
PHOTO: EAST NEWS/AFP (FILES) File picture dated 13 May 1981 shows Pope John Paul II collapsing after being shot at by young Turk Mehmet Ali Agca while circling St. Peter's Square before his General Audience. Tomorrow is the 21st anniversary of the attack on the Pope

Kard. Dziwisz o zamachu na Jana Pawła II: Serce pękało z bólu, byliśmy w szoku

„To były momenty, kiedy serce pękało z bólu. Widok zakrwawionej białej sutanny zostanie ze mną na zawsze. Byliśmy w szoku, bo zamach na papieża wydawał się czymś niewyobrażalnym. Wszystko działo się bardzo szybko i trzeba było podejmować błyskawiczne decyzje, od których zależało jego życie” – tak zamach na św. Jana Pawła II wspomina kard. Stanisław Dziwisz, osobisty sekretarz polskiego papieża, który był najbliżej Ojca Świętego w czasie ataku.

Reklama

Jak wspomina kard. Dziwisz w rozmowie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, polski papież od początku był niewygodny dla przedstawicieli reżimów totalitarnych. Czy były przesłanki sugerujące, że może dojść do zamachu? Sam Ali Agca przyznał, że był w Rzymie trzy razy w kwietniu 1981 roku. Stał w tłumie na placu św. Piotra i obserwował Jana Pawła II. Są fotografie, które pokazują, że kiedy Ojciec Święty w niedzielę przed zamachem był na wizytacji w parafii św. Tomasza, był tam też Ali Agca. Proszę pamiętać, że papież był wówczas bardzo blisko ludzi, a podczas publicznych spotkań papamobile było otwarte, ochrona nie zamykała dostępu do Ojca Świętego.

Dodaje też, że nic nie zapowiadało ataku na papieża. Czy zastosowano by bardziej radykalne środki bezpieczeństwa, gdyby do Watykanu dotarły potwierdzone informacje o planowanym zamachu? Z pewnością. Dziś mówi się o sygnałach ze strony m.in. służb francuskich. Nie wiem, czy były na tyle przekonujące, by powziąć dodatkowe środki ostrożności.

„Te chwile wyryły się w moim sercu”

Wspominając sam moment zamachu kard. Dziwisz mówi o wielkim cierpieniu polskiego papieża. Te chwile wyryły się w moim sercu, mam je wciąż przed oczami, jakby to wydarzyło się wczoraj. Wciąż widzę, jak papież pochyla się, by wziąć na ręce i pobłogosławić małą dziewczynkę. Wciąż słyszę strzały i furkot setek gołębi, które przestraszone poderwały się do lotu. I krzyk rozpaczy tysięcy ludzi. Jan Paweł II został trafiony w brzuch, prawy łokieć i palec wskazujący lewej ręki. Osunął się w moje ramiona. Bardzo cierpiał.

Reklama

Jan Paweł II już w drodze do szpitala wybaczył zamachowcowi.  Ojciec Święty miał świadomość, co się dzieje, a najbardziej przejmującym dowodem na to jest fakt, że już wtedy, w drodze do szpitala, wybaczył zamachowcy. Siły go opuszczały błyskawicznie, mówił coraz ciszej i z widocznym trudem, ale zdołał pokonać narastającą słabość, by wypowiedzieć słowa przebaczenia.

Tuż po zamachu Jan Paweł II został przewieziony do polikliniki Gemelli. To były momenty, kiedy serce pękało z bólu. Widok zakrwawionej białej sutanny zostanie ze mną na zawsze. Byliśmy w szoku, bo zamach na papieża wydawał się czymś niewyobrażalnym. Wszystko działo się bardzo szybko i trzeba było podejmować błyskawiczne decyzje, od których zależało jego życie. Strach mieszał się z nadzieją, że Bóg go ocali. Nie było czasu na myślenie. Nawet nie próbowaliśmy udzielać Ojcu Świętemu pierwszej pomocy, nie było przecież w pobliżu lekarza. To był wyścig z czasem, zwłaszcza że w Rzymie był popołudniowy szczyt, miasto było zakorkowane. Na szczęście karetka dotarła do polikliniki Gemelli w ekspresowym tempie. Papież zachowywał świadomość i dopóki mógł, modlił się po cichu. Słyszałem, jak ofiarowywał swoje cierpienie za Kościół. Przytomność stracił, gdy dotarliśmy na miejsce – wspomina kard. Dziwisz.

„Kula przeszyła ciało papieża na wylot”

Po dojechaniu do szpitala rozpoczęła się walka o życie polskiego papieża. Lekarze zostali powiadomieni o tym, co się stało, chyba jednak nie do końca wiedzieli, że sytuacja jest tak poważna: kula przeszyła ciało papieża na wylot, Jan Paweł II stracił dużo krwi, był nieprzytomny, jego puls był niemal niewyczuwalny. Baliśmy się, że nie przeżyje.

Reklama

Na sali operacyjnej udzieliłem mu sakramentu namaszczenia chorych. Zaczęła się walka o życie papieża. Mogłem tylko czekać i wspierać Ojca Świętego, a także operujących go lekarzy swoją modlitwą. To trwało ponad 6 godzin. W tym czasie było kilka dramatycznych momentów. Nie przyjęła się pierwsza transfuzja krwi i lekarze ze szpitala oddawali papieżowi swoją. Walczyli o niego z wielką determinacją. Prognozy jednak dawkowali ostrożnie, bo nie mieli żadnych gwarancji, że ta walka skończy się pomyślnie. Operacja zakończyła się po 23.00, ale wciąż groziły papieżowi komplikacje, które mogły doprowadzić do jego śmierci. Liczyliśmy się z tym bardzo poważnie.

Leżąc w szpitalu Jan Paweł II zainteresował się objawieniami fatimskimi.  Zamach, jak wiemy, miał miejsce dokładnie w 64. rocznicę objawień w Fatimie. Tego dnia na placu św. Piotra znajdowała się figura Matki Boskiej Fatimskiej, która przyjechała z niemieckimi pielgrzymami na audiencję generalną do Rzymu. Wiemy, jak wielką rolę w życiu Jana Pawła II odgrywała miłość do Matki Bożej. Do Niej też ostatkiem sił się zwracał w drodze do szpitala. Jeszcze podczas pobytu w poliklinice Gemelli pojął, że to Jej, Maryi z Fatimy, zawdzięcza ocalone życie – ­przypomniał kard. Dziwisz.

Słowacki biskup Paweł Hnilica dostarczył papieżowi dokumentację związaną z objawieniami fatimskimi. Ta lektura nim wstrząsnęła. Kiedy opuścił szpital, biskup Hnilica przywiózł mu do Castel Gandolfo tę samą figurę, która została w Rzymie 13 maja – w dzień rocznicy objawień i w dzień zamachu na papieża. Sam Ojciec Święty przyznał, że zainteresował się tym orędziem dopiero w czasie rekonwalescencji szpitalnej.

Reklama

W czasie walki Jana Pawła II o życie, w Warszawie umierał Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński. Splot tych dwóch dramatycznych wydarzeń jakby potwierdzał wyjątkową więź łączącą wybitnych i świętych pasterzy. Kościół w Polsce stanął przed perspektywą straty swoich najważniejszych duchowych przewodników. Społeczeństwo zjednoczyło się w żarliwej modlitwie za nich obu. Jan Paweł II, sam cierpiący, miał świadomość, że nadchodzą ostatnie chwile kard. Wyszyńskiego. Zadzwonił do niego na kilka dni przed śmiercią prymasa. Ta niełatwa rozmowa wiele kosztowała ich obu.

Dla Jana Pawła II ważny był dramat Ali Agcy

Jak wspomina kard. Dziwisz, Jan Paweł II nie spekulował, kto mógł inspirować zamach. Ważniejszy dla niego był dramat Ali Agcy, który był człowiekiem na usługach zła i w tym sensie jego życie było złamane. Ojcu Świętemu zależało na tym, by Agca dowiedział się o tym, że zostało mu przebaczone. Upatrywał w tym nadziei dla tego nieszczęśnika. Często też powtarzał, że jest wdzięczny Bogu za to cierpienie, łączył je z cierpieniem Chrystusa na krzyżu. To była jego ofiara za Kościół i świat.

Zaledwie kilka dni po zamachu Jan Paweł II przed transmitowaną z polikliniki Gemelli modlitwą Regina Coeli wyznał: „Modlę się za brata, który mnie usiłował zabić. Szczerze mu wybaczyłem”. Nie były to puste słowa. Przebaczenie zamachowcy było potrzebą jego serca. Tak o nim myślał: jak o zagubionym bracie.

W 1983 roku doszło do bezprecedensowego spotkania zamachowcy i papieża. To spotkanie było dla niego bardzo ważne, nazywał je „opatrznościowym” i widział w nim Bożą łaskę i dla siebie, i dla zamachowcy. Sprawa Ali Agcy, który stał się narzędziem sił zła i był bardzo pogubionym człowiekiem, leżała mu bardzo na sercu. Świadczy o tym i fakt, że napisał do niego list, który jednak nigdy nie został wysłany. Z żalem mówię o tym, że Ali Agca nigdy nie przeprosił Jana Pawła II. Okazana mu serdeczność nie została odwzajemniona. Pamiętam, że zamachowiec był zainteresowany wyłącznie tym, jak to się stało, że papież przeżył. Intrygowała też go trzecia tajemnica fatimska.

Jan Paweł II był przekonany, że jego cierpienie jest darem od Boga. Wierzył, że w ten sposób, przez ofiarę swojego cierpienia, mógł przysłużyć się Kościołowi i światu. Ta świadomość była źródłem jego siły, zwłaszcza w momentach, gdy pojawiały się kolejne dolegliwości, a nawet zagrożenie życia. Był całkowicie oddany woli Bożej, łączył swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa na krzyżu. Jego pontyfikat był tym cierpieniem naznaczony. Ono owocowało w jego życiu i pasterskiej posłudze. Gdy patrzę na to z perspektywy wielu lat, widzę, że z tamtych bolesnych dni wyszedł wewnętrznie silniejszy, duchowo pogłębiony i jeszcze bardziej zjednoczony z Chrystusem. Nigdy nie poznamy w pełni duchowych owoców tego zamachu, możemy być jednak pewni, że swoim cierpieniem papież wyprosił u Boga wiele łask dla Kościoła i świata – kończy kard. Dziwisz.

ag/KAI/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę