Mocne oskarżenia wymagają mocnych dowodów
Jeśli spojrzymy na sprawę od strony warsztatu historyka, publikacje Gutowskiego i Overbeeka to kompromitacja. W żadnej pracy badawczej na żadnym szanującym się uniwersytecie tak dalekie wnioski w oparciu o tak słabe źródła nie obroniłyby się.
Czy Karol Wojtyła tuszował przypadki pedofilii w Kościele, ponieważ jego mentor – książę kard. Adam Sapieha – sam był „seksualnym drapieżcą”? Gdyby przyjąć narrację Marcina Gutowskiego z dokumentu „Franciszkańska 3” oraz książki holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka – należałoby odpowiedzieć „najprawdopodobniej tak”. Niektóre media już teraz odpowiadają na to pytanie twierdząco. Trudno o większą kompromitację, jeśli zamiast z perspektywy dziennikarstwa, spojrzymy na sprawę od strony warsztatu historyka.
Nie ma żadnego powodu, aby postać tak wielowymiarową jak Karol Wojtyła, zamykać w gorsecie „papieża-Polaka” oraz świętego, który za życia nie miał słabości oraz nie popełniał błędów. Od tego mamy historyków i media, aby w oparciu o fakty, dokumenty i relacje świadków dochodzić do prawdy. Nawet, jeśli zakładałaby ona dopisanie niezbyt chlubnego podrozdziału w biografii wielkiego człowieka.
„W tamtym czasie wszystko było tuszowane”
Pod tym względem podstawy, aby domniemywać, że ówczesny kard. Karol Wojtyła wiedział o przypadkach pedofilii w podległym mu Kościele krakowskim, ale robił zbyt mało, aby ukarać winnych i pomóc ofiarom, wydają się mocne. Jak stwierdził papież Franciszek pytany o debatę wokół ujawnionych przez dziennikarzy Marcina Gutowskiego i Ekke Overbeeka faktów na temat przyszłości Jana Pawła II; „W tamtym czasie wszystko było tuszowane”.
Dlatego nie umiem się zapisać ani do obozu, który chciałby burzyć pomniki polskiego świętego, ani do tych, którzy przyjmują uchwały w obronie jego dobrego imienia. To być może banalne stwierdzenie, ale obydwie skrajności to awers i rewers postawy, w której Karol Wojtyła zostaje uproszczony do jednowymiarowego obrazu „papieża-obrońcy pedofilów” albo „największego Polaka w historii, o którym nie wolno powiedzieć nic złego”. To prosta droga do zaprzepaszczenia jego dziedzictwa, nauczania etycznego i wkładu w drogę prowadzącą do obalenia komunizmu. A to dziedzictwo, mimo postawionych w przestrzeni publicznej zarzutów, nie jest możliwe do przekreślenia.
Jeśli cokolwiek ma pozostać z „Pokolenia JP2”, to nie przez mitologizację albo demonizację papieża, ale dzięki przedstawieniu go jako żywego człowieka. W całym spektrum jego życia.
Przeczytaj również
Niewiedza czy zła wola?
Osobną sprawą jest jednak cel i środki, którymi możemy dojść do dojrzałości w percepcji Karola Wojtyły. I tutaj mam największe zarzuty wobec Marcina Gutowskiego i jego filmu dokumentalnego „Franciszkańska 3” oraz Ekke Overbeeka i jego książki „Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział”. Dotyczą one warsztatowo nagannego podejścia do źródeł historycznych związanych z księciem kard. Adamem Sapiehą oraz w oparciu o nie – stawiania mocnych tez dyskredytujących zarówno Sapiehę, jak i jego ucznia – kleryka i księdza Wojtyłę.
Jeżeli nie niewiedzą, to jedynie złą wolą można bowiem tłumaczyć oparcie teorii o „seksualnych dewiacjach kard. Sapiehy”, które miały wpłynąć na postawę wobec pedofili późniejszego papieża, na zeznaniach skompromitowanego księdza. Tak zrobił zwłaszcza holenderski dziennikarz, który bez przedstawienia kontekstu postawy komunistów wobec polskiego Kościoła, prowokacji Urzędu Bezpieczeństwa wobec kleru oraz częstej praktyki wymuszania i preparowania zeznań torturami – zarzuty wobec kard. Sapiehy oparł o jedne źródło. Teczkę IPN-u ks. Alfreda Boczka. Tajnego współpracownika, przestępcy seksualnego, „księdza patrioty”, współpracującego z Polską Partią Robotniczą. Człowieka, który miał wszystkie powody, aby szkodził metropolicie krakowskiemu, który był solą w oku stalinistów.
Wystarczy przeczytać nie tylko teczki agentów, ale zwłaszcza dokumenty rodzącego się w Krakowie PPR-u, aby zrozumieć, jak trudnym przeciwnikiem był Sapieha. Pracując nad doktoratem dotyczącym marksizmu i katolicyzmu w latach 40’ i 50’ miałem dostęp do całego szeregu sprawozdań, referatów i donosów, które przekazywały do centrali partii następujący komunikat; „w Krakowie przeszkadza nam zwłaszcza Sapieha”. Urzędnicy piszą niemal wprost, że nie są w stanie zbudować silnego aparatu marksistowskiego, bo ludzie są za bardzo przywiązani do Kościoła i tradycji. Nie bez powodu znienawidzony przez komunistów hierarcha nosił przydomek „księcia niezłomnego”, na który zapracował sobie m.in. heroiczną postawą wobec niemieckich okupantów podczas II wojny światowej. Kogoś takiego nie dało się złamać otwarcie, dlatego próbowano podstępów, takich jak rozpuszczanie plotek na temat jego rzekomego homoseksualizmu albo „dziwnych upodobań wobec kleryków”.
Plotki to nie dowody
Do czego zdolne były stalinowskie służby wie każdy, kto zna historię choćby uwięzienia i zamordowania części redakcji katolickiego „Tygodnika Warszawskiego” oraz sfingowanego procesu bpa Czesława Kaczmarka. Zaskakujące, że choć obydwaj dziennikarze wspominają o niskiej wiarygodności zeznań ks. Boczka, którego kard. Adam Sapieha (on sam miał wtedy 84-lata, był mocno schorowany leżał głównie w łóżku) miał rzekomo rozebrać i bić pasem. Dlaczego szeroko cytują jego relacje, choć na ich upublicznienie nie zdecydowali się nawet ubecy?
Niestety na tym polu, niejako „genezy grzechów Wojtyły” – obydwaj dziennikarze ponoszą porażkę. Brakuje pogłębionej analizy źródła, relacji wiarygodnych świadków, umiejscowienia całej sytuacji w kontekście działań prowadzonych przez ówczesną władzę wobec Kurii Krakowskiej, itd. W żadnej pracy badawczej na żadnym szanującym się uniwersytecie tak dalekie wnioski w oparciu o tak słabe źródła po prostu by się nie obroniły. Zwłaszcza, że „Franciszkańska 3” kończy się stwierdzeniem prof. Joanny Tokarskiej-Bakir, która nakierowała Marcina Gutowskiego na dokumenty IPN-u, że to właśnie w nich leży „Przyczyna postawy Karola Wojtyły wobec pedofilii w Kościele”. Że ze względu na domniemane „dewiacje” kard. Sapiehy, późniejszy papież „zachowywał się tak, jak wiemy, że się zachowywał” wobec tuszowania pedofilii w Kościele. Od tego już tylko krok do tekstów w stylu: „Kardynał Sapieha, Książę Niezłomny Kościoła, mentor Karola Wojtyły, molestował kleryków – wynika z dwóch niezależnych śledztw dziennikarskich”, które możemy przeczytać np. na łamach „Gazety Wyborczej”.
Problem polega na tym, że my tego po prostu nie wiemy. Nie jesteśmy w stanie w sposób odpowiedzialny połączyć tych wydarzeń. Nie mamy żadnych mocnych dowodów. „Niezależne śledztwa” nie oznaczają, że poprzez odnalezienie donosu tajnego współpracownika, możemy zniszczyć czyjąś biografię. O to tutaj tak naprawdę chodzi – jeśli celem jest prawda, a nie zemsta – potrzebujemy autentycznych badań, niezależnej komisji, ujawnienia archiwów kościelnych i oczyszczenia. Do tej pory będziemy zdani jedynie na plotki. To za mało, aby tak mocno atakować tych, którzy bronić się już nie mogą.