Igrzyska i Ostatnia Wieczerza. Organizatorzy uzyskali efekt odwrotny niż chcieli
Efektem, który wywołali organizatorzy inscenizacją "Ostatniej Wieczerzy" jest duża mobilizacja chrześcijan w obronie uczuć religijnych.
Igrzyska Olimpijskie to święto całego świata. Jedna z nielicznych okazji, w których masowo uczestniczymy wszyscy, bez względu na narodowość, stan posiadania, wyznania, itd. itd, sportowcy i kibice. Otwarcie tegorocznych Igrzysk w masowej pamięci pozostanie jako pastisz „Ostatniej Wieczerzy” inspirowanej obrazem Leonarda Da Vinci, której uczestnikami byli/były (nie wiem jak jest poprawnie) drag queens. Nie mam wątpliwości, że ta inscenizacja była po to, by zaszokować (a może też obrazić) chrześcijan. Bo przecież nie po to, by budować tolerancję i zrozumienie. Wiadomo, że uderzenie w najświętszy dla chrześcijan sakrament nic innego wywołać nie może.
Ta ohydna scena przyćmiła niestety nawet wspaniały występ Céline Dion, która wróciła w ten sposób na scenę, po ciężkiej chorobie i wywołała zapewne u wszystkich ogromne wzruszenie, zarówno swoją walką z chorobą, postawą, jak i wykonaniem „Hymnu Miłości” Edith Piaf, który zresztą kończy się słowami „Bóg złączy tych, którzy się kochają!”.
Trwa w tej chwili próba tłumaczenia, co autor miał na myśli. Jak piszą w oświadczeniu organizatorzy: „Oczywiste jest, że nigdy nie było intencji okazania braku szacunku żadnej grupie religijnej… próbowaliśmy świętować tolerancję społeczną”. Przyjęcie jednak tych tłumaczeń każdy traktowałby jako daleko idącą naiwność i szczerze mówiąc brak szacunku dla intelektu ludzi na świecie. Zwłaszcza, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski wprost przeprosił urażonych chrześcijan za obrazy nawiązujące do… Ostatniej Wieczerzy.
SPRAWDŹ>>> „Bardzo nam przykro”. Organizatorzy igrzysk przepraszają
Przeczytaj również
Tymczasem, kiedy organizatorzy próbują nas nauczyć, czym jest tolerancja, pokój, wspólnota, sportowcy pokazują własne wartości, których nigdy się nie wyrzekli i które są podstawą ich życia.
Często oglądając sportowe wydarzenia widzimy sportowców wskazujących na niebo, pokazujących napis na koszulce, że Jezus jest Panem, modlących się przed występem. Jednak chyba trudno nie zauważyć, że podczas tych Igrzysk, każdy gest sportowca, będący wyznaniem wiary, modlitwą, świadectwem, jest wychwytywany i omawiany ze szczególnym pietyzmem. To wyznanie ma szczególne znaczenie, bo w obliczu takiego otwarcia igrzysk, jest także aktem odwagi. W końcu jeśli można wyśmiać najważniejsze dla chrześcijan wydarzenie z życia Jezusa, można też wyśmiać sportowca, który zwraca się do Niego w modlitwie lub dziękuje Mu za zwycięstwo. Wskazanie więc podczas swojego występu na Chrystusa jest aktem wiary, odwagi i prawdy. My dzięki tej postawie jeszcze bardziej czujemy więź z naszą wspólnotą chrześcijańską na całym świecie.
Paradoksalnie dzięki organizatorom i pomysłom, które miały nas poniżyć, obrazić naszego Pana i nasze uczucia, czujemy się wzmocnieni faktem, że wspólnota chrześcijańska na świecie trzyma się mocno, a wydarzenie stało się kolejną okazją do ewangelizacji na szeroką skalę.
Powodzenia dla wszystkich olimpijczyków.