W nocy z czwartku na piątek, strażnicy miejscy na jednej ze stacji kolejowych w Warszawie znaleźli chłopca siedzącego na krawędzi peronu. Jak później się okazało, od dwóch godziny szukała go mama. "Gdyby nadjechał pociąg, doszłoby do tragedii" - czytamy na oficjalnej stronie Straży Miejskiej z Warszawy. Na szczęście nic mu się nie stało i chwilę później trafił pod opiekę mamy.

Około godziny 1.30, strażnicy miejscy patrolowali jedną z ulic w Warszawie. Kiedy dojeżdżali do stacji kolejowej Warszawa Międzylesie zauważyli chłopca, który siedział na krawędzi peronu kolejowego.
Na widok chłopca siedzącego nocą na krawędzi peronu kolejowego, z nogami zwisającymi na tory, strażnikom miejskim ciarki przeszły po plecach. Gdyby nadjechał pociąg, doszłoby do tragedii – czytamy na oficjalnej stronie Straży Miejskiej z Warszawy.
STACJA7 POLECA
Strażnicy od razu podbiegli do chłopca i ściągnęli go z peronu. Jak później relacjonowali, był roztrzęsiony i mówił niewyraźnie. Funkcjonariusze uspokoili go trochę i zaprowadzili do radiowozu. Ponieważ powtarzał, że jest głodny, strażnicy oddali mu swoje kanapki i wodę. Gdy zaspokoił głód, wyjął z kieszeni zabawki i zaczął się nimi bawić – czytamy w komunikacie na stronie Straży Miejskiej.
#Międzylesie: podczas nocnego patrolu strażnicy odnaleźli zaginionego nastolatka i zapobiegli tragedii.
— Straż Miejska m.st. Warszawy (@SMWarszawa) July 15, 2022
Więcej: https://t.co/b5FZDs1gGC pic.twitter.com/zwOaygQO5E
Jak się chwile później okazało jego rysopis odpowiadał podanemu niespełna dwie godziny wcześniej w komunikacie o zaginięciu. Chłopca intensywnie poszukiwano, używając do tego psa tropiącego. Jednak ten nie trafił na ślad. Strażnicy natychmiast poinformowali policję, która wkrótce pojawiła się na miejscu z matką chłopca.
Przeczytaj również
pa, rdc.pl/Stacja7