Msza św. o pojednanie polsko-ukraińskie oraz panel dyskusyjny na ten temat, odbyły się w Płocku w związku z filmem „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego, który jest wyświetlany w polskich kinach
Mszy św. w intencji pojednania polsko-ukraińskiego przewodniczył ks. prof. Ireneusz Mroczkowski, wykładowca teologii moralnej w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. Zastanawiał się, czym jest istota przebaczenia oraz w jaki sposób należy podchodzić do win społecznych, które czasem nawarstwiają się przez pokolenia.
„Kościół na Soborze Watykańskim II wypracował metody oczyszczania się z grzechów społecznych. W wadze tego zagadnienia mówił zarówno kardynał Stefan Wyszyński, który piętnował polskie wady narodowe, wskazując drogi nawrócenia, jak też św. Jan Paweł II, który podkreślał, że tylko zapomnienie przeszłych win, swoiste zaprzestanie `życia przeszłością` jest szansą na prawdziwe pojednanie” – zaakcentował kaznodzieja.
Po Mszy św. jej uczestnicy przeszli do Opactwa Pobenedyktyńskiego, gdzie odbył się panel dyskusyjny. O swoich doświadczeniach z życia na Wołyniu opowiedziała Kazimiera Olkowicz, z domu Świątek, która w 1943 roku, mając 9 lat, wraz rodzicami została wysiedlona do Polski. Była świadkiem wydarzeń, które poprzedziły opuszczenie Wołynia.
„Polskie i ukraińskie wsie współistniały obok siebie, a Ukraińcy byli dla nas dobrzy i serdeczni, żyli z Polakami w zgodzie, było wiele mieszanych małżeństw. Gdy zaczęło być niebezpiecznie, nocą chowaliśmy się w wykopanej za domem rei, a ojciec chodził nocą na dyżur, podczas którego razem z innymi pilnował wsi przed bandami. Każdy z domów wyposażony był w coś rodzaju dzwonka, gdy ktoś obcy zbliżał się do wsi, uderzano w niego i zaraz cała wieś wiedziała, że trzeba się chować. Przeżyliśmy dzięki temu dzwonkowi” – relacjonowała Kazimiera Olkowicz.
Przeczytaj również
Pamiętała, że gdy zaczęło dochodzić do mordów na Polakach, ratowali ich Ukraińcy, to były częste przypadki. W 1996 roku Kazimiera Olkowicz wróciła do stron rodzinnych w okolice Kołomyi, zastała tam jedynie 10 procent istniejących za jej dzieciństwa zabudowań. Gdy pytała mieszkańców, czy zdają sobie sprawę, czyje domy zasiedlili, twierdzili, że nie wiedzą.
W panelu uczestniczyła także Waleria Gordienko, Ukrainka od 25 lat mieszkająca w Polsce. Jej przodkowie przeżyli reżim komunistyczny i okupację niemiecką. Wychowywała się w 500 metrów od Babiego Jaru koło Kijowa – miejsca kaźni Ukraińców i Żydów z czasów II wojny światowej.
„Katyń, Wołyń, Auschwitz, Srebrenica, Majdanek, Treblinka – to wszystko są miejsca cierpienia i bólu. Mówienie o tym bólu bez przebaczenia, będzie tylko rozdrapywaniem ran” – przekonywała Ukrainka dodając, że kocham dwie ojczyzny.
Z kolei Jan Engelgard, dyrektor Muzeum Niepodległości przyznał, że Polacy na Wołyniu mieli problem tylko z jedną organizacją – banderowską, chociaż bojówki ukraińskie zabijały przede wszystkim Ukraińców.
„Jeśli współcześnie grekokatolicy nazajutrz po oficjalnym przebaczeniu, składają kwiaty pod pomnikiem Bandery, to znaczy, że sytuacja cały czas jest nierozwiązana. Gloryfikacja Bandery bez przyznania się do winy i wyrażenia skruchy, powoduje zaognianie się sytuacji. Ci, którzy przeżyli Wołyń, przebaczyli sąsiadom, ale boli ich to, że Ukraina wraca do tych tradycji. Po co?” – pytał retorycznie historyk.
Natomiast ks. kan. dr Włodzimierz Piętka, redaktor naczelny płockiej edycji „Gościa Niedzielnego”, który jako student uczestniczył w pielgrzymce św. Jana Pawła II na Ukrainę, zwrócił uwagę na charakter przesłania, jakie zawiózł tam papież.
„Papież przypomniał Ukraińcom, że tam był chrzest, że stamtąd wiara rozeszła się na cały wschód. Padły słowa o przebaczeniu – żeby iść ku jednemu Chrystusowi, oczyścić pamięć historyczną, budować, a nie dzielić. To była jedna z najtrudniejszych, choć upragnionych pielgrzymek. Co istotne, Ojciec święty na Ukrainie nie mówił o rzezi wołyńskiej czy ludobójstwie” – zauważył duszpasterz.
eg / Płock
—
Katolicka Agencja Informacyjna