Nasze projekty
fot. Unsplash

Jak uchronić dzieci przed złymi decyzjami?

O wypuszczaniu dziecka spod klosza, nadążaniu za Snapchatem i Instagramem i zapomnianej funkcji „oddzwoń” w telefonie opowiada Andrzej Koc, mąż Agnieszki, ojciec trzech wspaniałych szkrabów, prezes Fundacji Wychowanie w Dialogu, coach, trener i autor programów profilaktycznych i warsztatów.

Reklama

Andrzej Koc jest prezesem Fundacji Wychowanie w Dialogu, trenerem i autorem programów profilaktycznych oraz warsztatów. Jego wykłady i prelekcje dotyczą wychowania dzieci, miłości małżeńskiej, życia rodzinnego. Promuje dialog oparty na wzajemnym szacunku, poszanowaniu uczuć i potrzeb każdej ze stron.


Agnieszka Huf: Na Twojej stronie czytam: profilaktyk zachowań ryzykownych u dzieci i młodzieży. O jakich zachowaniach mówimy?

Andrzej Koc: Zachowania ryzykowne to wszystkie te zachowania młodych ludzi, które mają wpływ na ich przyszłość, codzienne życie, realizację marzeń, pasji. Czyli: alkohol, narkotyki, uzależnienia behawioralne – smartfon, gry itp., pornografia.

Reklama

Masz dzieci w wieku przedszkolnym. Czy to oznacza, że możesz na razie nie myśleć o profilaktyce zagrożeń? Przecież czterolatek nie sięgnie po piwo…

Wychowujemy od chwili, kiedy dziecko się narodzi. Z tyłu głowy muszę zawsze mieć myśl: moje dziecko na mnie patrzy. Widzi, jakie mam relacje z ludźmi, jakie mam zasady. Rodzice często nie mają świadomości, jak genialnym obserwatorem jest dziecko. A ono zauważa wszystko co ja robię i przekłada to na swoje życie. Pierwszą profilaktyką jest wychowanie – i jako rodzic nie mogę zepchnąć tej odpowiedzialności na kogoś innego, na szkołę czy Kościół.

Koleżanka była bardzo opiekuńczą matką. Do tego stopnia, że jej znajomi śmiali się, że w dniu 18 urodzin syna wyjdzie z nim na próg domu i powie: „synu, to jest świat”. Czy takie podejście pozwoli uchronić go przed wszelkim ryzykiem?

Reklama

A czy da się ochronić przed wszystkim? To utopia. Nawet najbardziej chronione dziecko kiedyś w końcu wyfrunie w świat. Jeśli nie miało wcześniej doświadczenia normalnego życia, będzie mu o wiele trudniej – czeka je więcej decyzji do podjęcia, więcej nowych wyzwań. Wybierania też trzeba uczyć. Zaczyna się wcześnie – dajesz dziecku dwa jogurty i pytasz który chce. W ten sposób uczy się, że istnieje ciąg przyczynowo – skutkowy: jeśli zrobię A to z A będzie B, z B będzie C – to są naturalne wyniki podejmowanych decyzji. Jeśli dziecko potrafi zrozumieć ciąg przyczynowo skutkowy to nauczy się, że piłka kopnięta w okno może wybić szybę. I nawet, jeśli popełni błąd, to będzie mogło wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Co z tego, że ja przekażę dziecku swoje wartości, skoro w szkole trafi na złe towarzystwo. Moja praca pójdzie na marne?

Nie demonizujmy. Właśnie po to uczymy dziecko wyborów, żeby potem mogło podejmować decyzje. Jeśli od małego budujemy w nim właściwą hierarchię wartości, to jest duża szansa, że samo zrezygnuje z nieodpowiedniego towarzystwa. Poza tym po szkole wraca do domu – spędzamy razem czas, rozmawiamy. Kluczem jest zbudowanie relacji z dzieckiem. Jeśli mamy dobrą, zdrową relację, jeśli potrafimy ze sobą rozmawiać, to maleje ryzyko, że grupa rówieśnicza od razu ściągnie dziecko na złą drogę.

Reklama

Jak mam rozróżnić, czy to, co dzieje się z moim dzieckiem, to jeszcze naturalny etap rozwoju, czy już początek problemu?

Na pewno cały czas potrzebne jest uczenie się, zdobywanie konkretnej wiedzy o wszystkich sferach rozwoju dziecka. Ale rodzic nie jest specjalistą! Dlatego wybierając szkołę czy przedszkole warto sprawdzić, czy jest w nim psycholog lub pedagog, do którego mogę zgłosić się po radę. A potem z tej pomocy korzystać. Bo my chyba czasem zapominamy, że można po prostu podejść i zapytać… Sam prowadzę w szkołach spotkania z rodzicami i frekwencja jest zatrważająca. Rodzice skarżą się, że martwią się o dzieci, a na spotkanie przychodzi kilka osób.

Czy rodzice mają szanse nadążyć za pędzącym światem? Podobno wśród młodych Facebook jest już passe – teraz króluje Instagram i Snapchat.

Nadążyć się nie da. Młodzi wiedzą, że mają większą wiedzę o internecie niż rodzice. Próbując być na bieżąco, stracimy mnóstwo czasu, a i tak nie dogonimy dzieci. Lepiej ten czas poświęcić im w świecie realnym, rozmawiając, rozwijając pasje. Znam genialnych rodziców, którzy mają rewelacyjne relacje ze swoimi dzieciakami a nie mają zielonego pojęcia o internecie. Mają telefony z klawiszami, ale za to potrafią wsiąść na rower i jechać z nimi na rodzinną wyprawę, 400-500 km nad morze.

To może skoro nie nadążę to chociaż założę blokadę na telefon dziecka? Pomoże?

Na Strefie Chwały rozmawiałem z młodymi. Powiedzieli mi, że blokada na telefon to dla nich wyzwanie – sprytny nastolatek obejdzie ją w kwadrans. Zamiast zakazywać, lepiej zagrać do jednej bramki i porozmawiać z młodym, jak on się odnajduje w wirtualnym świecie, jakie sam widzi zagrożenia. Można zapytać – co ty robisz w sieci, pokaż mi. Nie na zasadzie kontroli, ale prawdziwego zainteresowania jego światem. I on może nagle stwierdzić “mamo, to jest tak głupie, że aż ci tego nie pokażę”. To czemu to oglądasz? I mamy temat do rozmowy.

Czy świat wirtualny zasysa tylko dzieci?

Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że jeśli chodzi o smartfony, problemem nie są dzieci, ale rodzice, którzy tak naprawdę sami zatracili się w tej przestrzeni. Działamy jak psy Pawłowa – zadzwoni dzwonek i natychmiast jestem przy telefonie. Nieważne, że właśnie gram z dzieckiem w grę – jestem w stanie w kulminacyjnym momencie tej planszówki odejść i odebrać telefon. Iphone daje systemową możliwość sprawdzenia czasu spędzonego przed ekranem, oraz dokładnej weryfikacji ile czasu spędzamy w poszczególnych aplikacjach. Byłem zaskoczony ile tych minut zbiera się w ciągu dnia. Czas mi ucieka przez palce, ciągle jestem zagoniony, a okazuje się, że mnóstwo czasu poświęcam na bycie w świecie multimediów. Jeśli sami nie odnajdujemy się w tej przestrzeni, to jak chcemy nauczyć tego dzieci?

Wracamy do początku naszej rozmowy – dziecko obserwuje rodzica. Blokada na telefon nic nie da, jeśli dziecko będzie widziało rodzica wklejonego w smartfona.

Rok temu zatrzymałem się u znajomych na nocleg. Siedzimy przy obiedzie, rozmawiamy i nagle dzwoni telefon mojej koleżanki. Dzieci jej mówią – mamo telefon ci dzwoni. A ona na to – jem! On ma taką funkcję „oddzwoń”! Pomyślałem wtedy: wow, ja też tak chcę! Bo przecież faktycznie telefon zapisuje wszystkie numery, które dzwoniły. Więc jeśli siedzisz z dzieckiem, to za ten kwadrans oddzwonisz, świat się nie zawali.

Czasem może się zawalić…

Jeśli mam pracę, w której nie mam wyjścia, muszę odebrać dzwoniący telefon, to mogę przygotować dziecko – słuchaj, czekam na bardzo ważny telefon, jak zadzwoni to będę musiał go odebrać, ale wrócę do ciebie. W ten sposób pokazuję dziecku, że jest dla mnie ważne. Ale są takie sytuacje, kiedy powinienem umieć to wyważyć. Jeśli prowadzę poważną rozmowę z nastolatkiem, to telefon najlepiej wyłączyć, odłożyć do innego pokoju. Bo wyobraź sobie, że córka przychodzi zwierzyć się, że chłopak ją rzucił. Siedzi zapłakana, a tu nagle mama odbiera telefon – „cześć Mariolka, co u ciebie słychać?”. Totalny zgrzyt.

Po takim czymś córka więcej nie przyjdzie…

Nie tylko nie przyjdzie, ale będzie miała zaburzone poczucie bezpieczeństwa, bo pomyśli: skoro dla mamy ta rozmowa nie jest taka ważna, to znaczy, że ja też nie jestem tak ważna jak myślałam. A sam fakt, że dziecko w ogóle chce przyjść i rozmawiać to już jest coś wspaniałego! Wtedy tworzy się przestrzeń do dialogu, pojawia się możliwość wypracowania wspólnej płaszczyzny – nie poprzez narzucenie mu swojej woli, ale poprzez rozwijanie odpowiedzialności. Bo nie jesteśmy w stanie w 100% kontrolować naszych dzieci. Idą do szkoły, tam nas nie ma, idą na imprez, tam nas nie ma. Przygotowanie dziecka do samodzielnego życia nie zaczyna się, kiedy ma ono 15-16 lat, ale wtedy, gdy stawia pierwsze kroki.

Już za kilka dni będziesz jednym z mówców na „Strefa Chwały Festiwal – Bezpieczeństwo w działaniu” w Opolu. Co może dać takie jednorazowe wydarzenie?

Może pomóc mi zweryfikować miejsce, w którym teraz jestem. Jeśli na takiej konferencji usłyszę jakieś wskazówki i stwierdzę, że to wszystko robię, to chwała Panu – jestem utwierdzony na dobrej drodze. A jeśli okaże się, że czegoś nie wiedziałem, to może warto to pogłębić, doczytać, poszukać warsztatów, może poszukać specjalisty z którym skonsultujemy daną sytuację. Uczmy się od siebie nawzajem, korzystajmy z doświadczeń ludzi którzy znaleźli fajną drogę i idźmy podobna – nie tą samą, bo każdy ma swoją wyjątkową, ale pewnych rzeczy możemy się uczyć od siebie nawzajem.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę