Belgia. W cieniu radykalnego islamu
U podstaw powstawania państwa belgijskiego leży katolicyzm. Dziś jednak w kraju Flamandów i Walonów jest raczej zatartym wspomnieniem z przeszłości, aniżeli realnym stanem ducha belgijskiego społeczeństwa. Trudno rozstrzygnąć, co dziś bardziej zagraża Belgom: radykalna islamizacja czy permanentna sekularyzacja, w której przoduje ten centralny kraj Europy.
Belgia jako niepodległe państwo pojawiła się na mapie Starego Kontynentu w roku 1830, w wyniku powstania przeciwko Holandii, którego podłożem był konflikt religijny. Katoliccy Flamandowie i Walonowie zbuntowali się przeciwko prześladowaniom ze strony kalwińskich Holendrów i proklamowali powstanie nowego kraju. Chrześcijańska wiara, która niegdyś połączyła te dwie nacje, dwa wieki później stanowi smutny obraz społeczeństwa odciętego od swoich korzeni.
Choć przynależność do kościoła katolickiego deklaruje prawie dwie trzecie Belgów, grupę regularnie praktykującą stanowi zaledwie ułamek. Silna liczebnie jest natomiast społeczność ateistów, w bardzo szybkim tempie rozrasta się także mniejszość muzułmańska, które wedle różnych szacunków może liczyć już nawet milion osób.
Hotel w kościele
Krajobraz kościoła belgijskiego to malejąca liczba święconych pustkami świątyń (przy stale rosnącej liczbie meczetów), przekształcanych stopniowo na hotele, biblioteki i restauracje oraz brak nowych powołań kapłańskich. Nadzieją dla belgijskich katolików są zagraniczni misjonarze. Wśród nich liczną grupę stanowią Polacy oraz kapłani z Konga, dawnej kolonii belgijskiej, którą niegdyś ewangelizowali sami Belgowie.
Katolickie nauczanie nie ma żadnego odzwierciedlenia w belgijskim społeczeństwie. W minionym dwudziestoleciu parlament Belgii zalegalizował związki homoseksualne i eutanazję. Gdy w latach 90’ król belgijski Baudouin usiłował zablokować ustawę aborcyjną, został uznany przez parlament za niezdolny sprawowania władzy królewskiej, a sama ustawa została przegłosowana m.in. przez członków partii nazywającej siebie chrześcijańską.
Przeczytaj również
Krwawe tropy
Nie można jednak powiedzieć, że Belgowie z roku na rok stają się coraz mniej religijni. Liczba zaangażowanych w wiarę obywateli Belgii pod pewnymi względami rośnie – tyle że dotyczy to nie chrześcijaństwa, a islamu, i to często w jego skrajnym wydaniu. Z Molenbeek, urastającej do rangi symbolu muzułmańskiej dzielnicy Brukseli, pochodzili sprawcy zamachów terrorystycznych w Madrycie i Paryżu. Stolica Belgii także doświadczyła krwawego zamachu z rąk członków tzw. Państwa Islamskiego. Miało to miejsce w 2016 roku. Według statystyk, z Belgii na Bliski Wschód w minionych latach popłynął najszerszy strumień obywateli, którzy zasilili szeregi islamskich organizacji terrorystycznych – mówi się nawet o tysiącu osób.
Jest nadzieja, jest Lukaku
Kraj Flamandów i Walonów zmierza dziś tam, dokąd zmierza Francja i inne kraje Europy Zachodniej, które wyrzekły się swojej tożsamości, a teraz dominują w nich przez obce religie i kultury. Trzeba wierzyć w nawrócenie, zanim będzie naprawdę za późno. Są historie, które dają nadzieję. Taką historię opowiada swoim życiem Romelu Lukaku, napastnik reprezentacji Belgii, który jest chodzącym zaprzeczeniem tego, co dzieje się w sercu i duszy społeczeństwa belgijskiego. Pochodzący z Konga piłkarz jest praktykującym katolikiem. Publicznie przyznaje się do swojej wiary i do codziennego czytania Pisma Świętego. Oprócz świetnych występów na boisku przed każdym meczem wygłasza do swoich kolegów przemowę motywacyjną. Niedawno świat obiegł filmik, w którym Lukaku po meczu mundialowym modli się klęcząc na murawie boiska wspólnie z panamskim piłkarzem, Fidelem Escobarem.