W czym problem?
Czasem poświęcając pobożności maryjnej bardzo wiele czasu, nie przeżywamy jej wystarczająco świadomie. Są tacy, którzy nie rozstają się z różańcem i gorliwie uczestniczą w każdej „majówce”. Naprzeciwko nich stają ci, którzy najchętniej zlikwidowaliby wszelkie przejawy pobożności maryjnej jako uwłaczające Jezusowi i odbierające Mu chwałę. Niezależnie od strony, po której się staje, dobrze wiedzieć, jakie są biblijne podstawy kultu maryjnego, jakie jest miejsce Maryi w teologii katolickiej i wreszcie: jakie dokumenty Kościoła precyzują te sporne kwestie?
STACJA7 POLECA
Bez rzetelnej refleksji sami stwarzamy sobie ryzyko użycia Matki jako symbolu. Jako elementu do umieszczenia na sztandarze. Jako idei, która rozbijać się będzie o inne idee w nieuzasadnionej walce sił. Będziemy się gubić w wyobrażeniach tak długo, jak długo nie zadbamy o to, żeby w podejściu do Maryi odkryć relację z Nią jako osobą, angażując się całkowicie – zarówno intelekt, jak i wolę oraz uczucia. Jak w każdej relacji.
„Matuchno kochana…”
Kto choćby raz uczestniczył w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę na pewno czytając słowa „Zacznijcie wargi nasze chwalić Pannę świętą” usłyszy w głowie melodię „Godzinek”. I choć nie jesteśmy społeczeństwem skłonnym do używania archaizmów, granica mocno się przesuwa, gdy w prośbach do Matki Bożej przyjdzie napisać „Matulu”, „Mateczko” czy „Matuchno kochana”. Do swojej rodzicielki też niektórzy zwracają się „Matko”, a inni „Mamusiu”. Z tymi emocjami wcale nie musimy walczyć, bo one wręcz powinny towarzyszyć spotkaniu z Matką. Wręcz przeciwnie, przesadne zintelektualizowanie kultu i zdystansowanie się do Maryi sprawi, że przestanie ona być osobą, a modlitwa do niej – spotkaniem.
Przeczytaj również
Przewodnikami na tej drodze są święci i inni myśliciele, u których obok refleksji teologicznej widzimy wyraźny rys maryjny. I tak na przykład Św. Jose Maria Escriva zadbał o to, aby na zakończenie każdego rozdziału jego dzieł duchowych pojawiał się zwrot myśli ku Matce Bożej, św. Jan Paweł II nie rozstawał się z różańcem, a abp Fulton Sheen poświęcił jej całą książkę „Maryja. Pierwsza miłość świata” – zdecydowanie wartą przeczytania.
Czy emocjonalne przywiązanie do Maryi nie czyni chrześcijanina jednak zbyt naiwnym, zbyt staroświeckim? Papież Benedykt XVI napisał w 2010 roku w „Liście do seminarzystów”: „Pielęgnujcie swoją wrażliwość na pobożność ludową, która jest inna we wszystkich kulturach, ale równocześnie zawsze podobna, bo ostatecznie takie samo jest ludzkie serce. Oczywiście w pobożności ludowej są elementy irracjonalne, czasem może nawet pewna powierzchowność. Jednak odrzucanie jej jest całkowicie błędne. Dzięki niej wiara zagościła w sercach ludzi, przeniknęła do ich uczuć, zwyczajów, wspólnego sposobu odczuwania i życia. Dlatego pobożność ludowa jest wielkim dziedzictwem Kościoła.”
Powinniśmy pozostać przy naszym przywiązaniu do Maryi i ukierunkować je tak, aby naturalnie prowadziło nas do pogłębienia więzi z Jezusem.
Co na to Magisterium?
Oddawanie czci Bożej Rodzicielce nie jest bowiem celem samym w sobie. Ona ma swoje miejsce w chrystologii, bo prowadzi nas do Jezusa. Ma swoje miejsce w eklezjologii, bo to Ona urodziła Jezusa, więc rodzi do wiary także i cały Kościół, jako jego mistyczne Ciało. Spojrzenie na Nią w taki sposób pozwala na właściwe ukształtowanie swojej duchowości maryjnej, dlatego ojcowie Soboru Watykańskiego II nie poświęcili Maryi osobnego tekstu. Przeczytamy o Niej w ósmym rozdziale Konstytucji Dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium”, noszącym tytuł „Błogosławiona Maryja Dziewica Boża Rodzicielka w tajemnicy Chrystusa i Kościoła”. Choć tekst nie jest długi, jego celem – zgodnie z tytułem – jest prawidłowe ustawienie perspektywy. Omawia rolę Maryi „w tajemnicy Słowa Wcielonego i Ciała Mistycznego”, ukazując formy kultu maryjnego i ich uzasadnienie, ale nie rozstrzygając szczegółowo kwestii teologicznych, które wciąż pozostają otwarte.
Na szczęście ci, którzy po lekturze „Lumen gentium” odczuwać będą niedosyt, mogą sięgnąć po inny ważny w temacie dokument, wydany w roku 1974 z konieczności zharmonizowania form pobożności maryjnej z wprowadzaną reformą liturgii. Adhortacja apostolska „Marialis cultus” bł. Pawła VI w całości poświęcona jest kształtowaniu i rozwojowi kultu Maryi w Kościele. Kontynuuje myśl soborową o ukazywaniu przede wszystkim roli, jaką spełniła w historii zbawienia, wskazuje też bardzo konkretne zasady oraz drogi do zdrowej odnowy kultu maryjnego. Przypomina, że kult chrześcijański jest oddawany Ojcu przez Chrystusa w Duchu. Podporządkowuje liturgii jakiekolwiek inne formy pobożności, dbając też o to, aby jakiekolwiek praktyki i nabożeństwa nie przeszkodziły w dobrym przeżywaniu najważniejszego – Eucharystii, lecz do niego prowadziły. Wreszcie – podkreśla drogę biblijną w kształtowaniu kultu maryjnego. Aby dobrze ukształtować relację z Maryją, trzeba Ją dobrze poznać, a głównym źródłem, które mamy jest Pismo Święte.
Z tego powodu w najbliższych tygodniach pochylimy się nad tymi tekstami, które w Nowym Testamencie mówią nam o Maryi. Można by powiedzieć, że szczególnie skupimy się na tych, które mówią o Niej jako o Matce – Matce Jezusa i Matce Kościoła – ale jakby się dobrze zastanowić… innych nie ma. A to już jest dla nas bardzo cenna wskazówka. Dlatego warto pochylić się nad Słowem Bożym i kontemplować rolę Maryi w dziele zbawienia, jednocześnie właśnie od Niej ucząc się tej kontemplacji. To Ona słysząc, co mówili o Jezusie, „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19). Nie bójmy się więc, że zatrzyma nas na sobie – dbajmy raczej o to, żebyśmy my umieli usłyszeć, co ma nam do powiedzenia o swoim Synu.