Szkodliwe ideologie u bram szkoły? Dawaj mi tego smoka!
Naszym staraniem nie powinna być w pierwszej kolejności walka polityczna, ale walka przeciwko wewnętrznej obojętności, zalęknieniu lub agresji.
Powiedzmy sobie jasno – to nie są czasy dla mięczaków. Nie dość, że zewsząd napierają na nas fale naprawdę niebezpiecznych ideologii, to jeszcze w przyszłym roku w polskiej szkole ma się pojawić edukacja zdrowotna a wraz z nią między innymi edukacja seksualna. I co my biedne katolickie kruszyny mamy z tym wszystkim zrobić?
Pomysł pierwszy: uciec! I tu opcji jest wiele: mogą być Bieszczady, owce, edukacja domowa. Może być emigracja wewnętrzna czyli katolicka szkoła, katolicka wspólnota, katolickie wakacje, katolickie przyjaźnie, katolickie radio, telewizja, książki i prasa. A jeśli nie ucieczka, to wedle prawideł Darwina: walka! I tu pole do popisu ogromne. Fora internetowe czekają! Media społecznościowe czekają! Nauczyciele, sąsiedzi, znajomi na Facebooku czekają! Wszędzie atakujemy i nie mamy litości. Nasze musi być górą! Zasada jest prosta – im bardziej się boimy, tym ostrzej gryziemy. A jeśli obie techniki zawiodą i nasze dzieci zapragną zmienić płeć, a współmałżonka zacznie szukać ukojenia w ezoteryce i bioenergoterapii, pozostaje nam zawsze zawód, zgorzknienie i pomstowanie na ludzkość in generali.
ZOBACZ>>> Czy szkoła katolicka może nie przyjąć dziecka? Kto o tym decyduje?
Może rozwiązaniem jest… dojrzałość
A gdyby tak jednak podejść do współczesności inaczej? Gdyby wyzwania o których piszę potraktować jak prowokację do tego, żeby wyruszyć w podróż ku dojrzałości? Swojej i swoich najbliższych. Bo czy nie jest przypadkiem tak, że na myśl o głupocie i niebezpieczeństwach współczesnego świata ogarnia nas histeria, bo było nam wygodnie, kiedy to inni wyręczali nas z konieczności podejmowania decyzji, jasnego zajmowania stanowiska, albo – najgorzej – z rozmowy z dziećmi na TE tematy?
Dużo w tym tekście ironii, bo zależy mi na tym, żeby sprowokować nas wszystkich do myślenia. Jak wyglądała Palestyna 2000 lat temu? Jak wyglądał Rzym za czasów Oktawiana Augusta? Chrystus nie przyszedł do ziemi spokojnej, rządzonej przez „naszych”. Przyszedł w brutalny świat rzymskiej okupacji, gdzie śmierć i okrucieństwo przeplatały się z orgiami i bezkarnym zabijaniem niewolników. Gdzie dzieci były wykorzystywane w majestacie prawa, a kobiety posądzone o nierząd kamieniowane na ulicach miast.
Przeczytaj również
Od 2000 lat mamy jednak narzędzie do przeciwstawiania się okrucieństwu świata. Nie jest nim ani walka zbrojna, ani bezmyślna ucieczka. Jest nią pokój własnego serca. Na czym ma polegać? Niezmiennie na jednym – ciszy i pokorze. Dokładnie taką otrzymaliśmy instrukcję – Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. (Mt 11, 28-29)
CZYTAJ>>> Co podcina skrzydła polskiemu nauczycielowi?
Być chrześcijaninem – trudne?
Co znaczy dla mnie być dzisiaj chrześcijanką? To filtrować świat oczami Jezusa. Widzieć w nim krzywdę, biedę i odpowiadać na nią łagodnością i miłosierdziem. Ale równocześnie myśleć krytycznie i odrzucać jednoznacznie idee przeciwne moim wartościom. Trudne? Bardzo. A to dopiero początek. Co to znaczy być chrześcijanką? To widzieć w Jezusie wzór mądrego lidera i na Jego przykładzie budować swoją drużynę – rodzinę. W jaki sposób Chrystus formował uczniów? Przez Swoją obecność, słowa i czyny. Ile tego jest w naszych rodzinach? Czy relacje, które zbudowaliśmy z dzieciakami pozwalają nam na spokojne, regularne z nimi rozmowy, choćby o najtrudniejszych sprawach? I zapewniam, że seks i treści jakie pewnie znajdą się w tej budzącej grozę edukacji zdrowotnej do tematów trudnych wcale nie należą.Dużo większym wyzwaniem jest tak żyć, żeby dzieciaki nam ufały i to nasze zdanie postawiły wyżej od słów influencera, kolegi czy nawet nauczyciela.
Wreszcie, co to znaczy być chrześcijanką? To dbać przede wszystkim o głęboką, zażyłą relację z Bogiem. Kilkadziesiąt lat temu brałam udział w wymianie licealnej i mieszkałam kilka dni w holenderskiej rodzinie. Zapamiętałam dwie rzeczy – oprawione w ramkę strony Asterixa, co dla mnie – totalnej fanki tego komiksu – stanowiło nie lada przyjemność, i wiszące tuż przy drzwiach wejściowych zdjęcia Edyty Stein i Małej Tereski. Kiedy pierwszego wieczoru zapytałam moich gospodarzy o święte karmelitanki w ich domu, odpowiedzieli mi, że zewsząd otacza ich tak wiele głupot, że muszą trzymać się wiary katolickiej bardzo mocno. Czy my też tak mamy? Czy nasze półki uginają się od dzieł mistyków chrześcijańskich, a pod naszymi kanapami stoją stołeczki do medytacji? Pora zakasać rękawy. Jeśli chcemy ocalić łagodność, prawdę i zdrowy rozsądek, zacznijmy od własnej formacji. Czas wymówek, czekania na dobre kazanie proboszcza, albo na budującą katechezę w szkole właśnie mija.
ZOBACZ>>> Polska szkoła za 10 lat. Czy czeka nas radykalna transformacja?
Zbyt lekkie podejście?
Ktoś mi zarzuci, że zbyt lekko podchodzę do zagrożeń współczesności, ale jakie mamy inne wyjście? Chrześcijaństwo nie powstało jako system polityczny. W Chrystusie widać wręcz obojętność na realia polityczne okupowanej Palestyny. Nie zajmuje stanowiska w sprawach politycznych, nie walczy wręcz z rzymskimi legionistami. On nie przyszedł, żeby budować królestwo ziemskie, przyszedł dać nam pokój serca. A ten jest niezależny od warunków zewnętrznych. Od czasów Edyktu mediolańskiego uparcie próbujemy chrześcijaństwo budować „od zewnątrz”, ale Ewangelia nie pozostawia tu złudzeń – kierunek jest dokładnie odwrotny. To ludzie pełni światła i prawdy mają rozpocząć rewolucję ducha.
Naszym staraniem nie powinna być w pierwszej kolejności walka polityczna, ale walka przeciwko wewnętrznej obojętności, zalęknieniu lub agresji. Bo zbyt drastyczne pomstowanie na otoczenie może obudzić w naszych dzieciakach podejrzliwość względem naszej integralności i wywołać efekt nadmiernej ciekawości, albo co gorsza paniczny lęk. Naprawdę tego chcemy? Chcemy wychować dzieciaki na zalęknione istoty węszące wszędzie siarkę piekielną? Przecież jesteśmy synami wolności, stróżami Wschodzącego Słońca, które wcale nie ma wzejść nad naszą ojczyzną czy gminą, ale w naszych sercach. Paradoksalnie te niesprzyjające i naprawdę szkodliwe ideologie mogą nam w tym najlepiej pomóc.