Od 27 lat Mirosław Szczałba wykonuje wymierający zawód drykiera, który tworzy przedmioty wykorzystywane podczas liturgii w kościele. "Zawsze podobały mi się kielichy. Nie przypuszczałem, że sam będę je wykonywał" - mówi.

Rzemieślnik wspomina, że należał do ministrantów i w każdą niedzielę służył do mszy świętej. Jak podkreśla, zawsze podobały mu się kielichy i podawał je „księdzu podczas liturgii z ogromną troską i szacunkiem”.
Wtedy rodziła się we mnie myśl, że chciałbym mieć taki kielich. Nie przypuszczałem, że sam będę je wykonywał – wspomina.
„Od razu poczułem dryg do tego zajęcia”
Podczas nauki w szkole zawodowej otrzymał propozycję pracy w jednym z krakowskich zakładów drykierskich. Niestety, początki pracy przy maszynie nie należały do najłatwiejszych, a wielu kolegów musiało zrezygnować z drykierstwa z powodu wybitych palców lub innych urazów.
Ja od razu poczułem dryg do tego zajęcia i przez kolejne lata szlifowałem swoje umiejętności pod okiem fachowców – wspomina.
„Dopiero od 7 lat nie przeciąłem sobie palca w pracy”
Obecnie rzemieślnik ma własną pracownię, w której wykonuje przedmioty liturgiczne na własnoręcznie wykonanej przez siebie drykierce, zwanej również wyoblarką.
Przeczytaj również
Jak podkreśla, drykierstwo to zawód, na którego naukę trzeba poświęcić co najmniej kilka lat.
Pracuję już 27 lat w tym zawodzie, ale dopiero od 7 lat nie przeciąłem sobie palca w pracy. To znaczy, że dojście do wprawy zajęło mi ok. 20 lat. Tutaj trzeba mieć talent plastyczny, dużo wyczucia i trochę siły fizycznej, bo drykuje się z kręgosłupa. Nadawanie metalowym krążkom kształtów przypomina nieco taniec – mówi Mirosław Szczałba.
„Nie może zostać mistrzem fachu, ponieważ nie ma komu go przeegzaminować”
Rzemieślnik podkreśla, że nie zamieniłby tej pracy na żadną inną, a jako „wykonawca tak niszowego zawodu ma poczucie wolności, a do tego dochodzi prestiż wykonywanych prac”.
Niektórzy zamawiający proszą, żebym zaznaczył na skończonym przedmiocie swoje nazwisko, bo za kilkaset lat ta rzecz będzie cennym zabytkiem. Tym samym mam pewność, że coś po sobie zostawię na tym świecie – podsumowuje drykier.
Nie może jednak zostać oficjalnie uznany mistrzem fachu, ponieważ drykierów już nie ma, więc rzemieślnika nie ma kto przeegzaminować.
kh, gazetakrakowska.pl/Stacja7