8 kroków, aby zwolnić
"W tyle zostaje świat, ja chcę coraz więcej, we włosach szumi wiatr, pędzę coraz prędzej". Możesz tak powiedzieć o sobie? Czas, żebyś zwolnił!
Zobacz również teledysk do piosenki "Rozpędzony" z nowego albumu "Petarda" Arki Noego!
1. Naucz się czekać
Chrześcijanin podobny jest do osoby czekającej na przystanku na autobus. Autobusu nie widać, ale on czeka. Przez swoją cierpliwość mówi: „Wiem, że przyjedzie”. I zachęca innych do czekania.
Każdy zazwyczaj na coś czeka i on również.
Nasze życie jest tak naprawdę czekaniem. Pewnych spraw nie da się, ale i nie powinno się przyśpieszać.
2. Włączaj "jałowy" bieg
Nasz mózg potrzebuje nieustannie faz bezczynności, a przełączanie go na „jałowy” bieg jest niezbędne dla zachowania duchowej równowagi.
Nadmiar bodźców, zajęć, obrazów temu nie sprzyja.
Bez stawiania sobie ograniczeń i mądrze przeżywanej ascezy, niemożliwy jest pokój serca, a żadne twórcze idee ani myśli nie mają możliwości dojrzeć.
3. Pokochaj mnichów, a nawet stań się jednym z nich
Święty Pachomiusz, który tworzył pierwsze wspólnoty cenobickie w IV wieku, twierdził, że należy posiąść umiejętność bycia samemu w tłumie, żeby skupić myśli na Bogu. Dlatego w klasztorach kładziono nacisk na ciszę i wymiar samotności.
Mnich to ktoś, kto jest oddzielony od wszystkich, a zarazem złączony ze wszystkimi.
Mnichem staje się także człowiek, który nie chce już o Bogu słuchać, ale chce go oglądać.
Monachos(z jęz. greckiego) – oznacza człowieka zintegrowanego wewnętrznie. To ten, który jest jednym, dla którego ważna jest tylko jedna rzecz, to znaczy – dążenie do Boga.
W tym znaczeniu, mnichem staje się każdy człowiek, dla którego sensem życia jest Bóg.
4. Znajdź swoją celę
Błogosławiony Humbert z Romans, generał dominikanów z XIII wieku, zalecał braciom:
Mądry kaznodzieja po głoszeniu kazań powinien powrócić do samego siebie i uważnie zbadać wszystko, co mu się przydarzyło, tak aby mógł obmyć się z wszelkich doznanych nieczystości i naprawić wszystko, co się zepsuło. Powinien być jak podróżny, który czyści i naprawia swoje buty, gdy dotrze do schroniska, aby później móc lepiej wędrować.
Myślę, że nie tylko kaznodzieje, ale i każdy człowiek powinien mieć taki kąt, gdzie nikt go nie znajdzie, nikt nie przeszkodzi, nikt nie zauważy. To miejsce powinno być przestrzenią, w której możemy rozsupłać więzy łączące nas ze światem, zakosztować zdrowej samotności. A kiedy już znajdziemy taki kąt, należy go uznać za swój, pokochać, wracać do niego kiedy to tylko będzie możliwe i nie śpieszyć się z zamienianiem go na inny.
Chrześcijańscy mnisi taki pokój nazywali celą, która wskazuje niebo (caelum – z łac. niebo). Taka „cela”, jako miejsce samotności, może być piecem babilońskim, w którym trzech młodzieńców ujrzało Syna Bożego, ale i słupem obłoku, z którego Bóg przemawiał do Mojżesza.
5. Nie opuszczaj znalezionej celi
Ryby giną, jeśli pozostają zbyt długo poza wodą. Podobnie mnisi, którzy pozostają zbyt długo poza swoimi celami, albo marnują czas, tracą intensywność swojego spokoju (stan wewnętrznego pokoju nazywany jest przez mnichów wschodu hesychią).
Musimy śpiesznie wracać do naszych cel – tak jak ryby do morza, ponieważ jeśli pozostaniemy poza celami zbyt długo, zatracimy naszą wewnętrzną czujność.
Jeśli człowiek nie powie sobie w sercu, że na świecie istnieje tylko Bóg i on, nie zazna spokoju.
6. Przetrwaj ogień
Mój kilkuletni siostrzeniec Nikodem rozwiązywał na religii krzyżówkę. „Gdzie Bóg stworzył człowieka?” – brzmiało jedno z pytań. Odpowiedź zawiera cztery litery, trzecia to: „E”. „PIEC” wpisał Nikodem bez chwili zastanowienia, a na zdziwioną minę mamy trzeźwo odpowiedział: „To przecież oczywiste. Skoro Bóg stworzył człowieka z gliny, to musiał go gdzieś wypiec!”.
Intuicja duchowa całkiem trafna. „W ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu w piecu utrapienia” – pisał autor Mądrości Syracha.
Bóg stwarza, a potem hartuje nowego człowieka przez ogień.
Biblijny bohater Azariasz i jego towarzysze, nawet będąc otoczeni ogniem, wciąż wielbili Pana. Zginęli? To doświadczenie uczyniło ich jeszcze mocniejszymi. Stali się „wypróbowani”. Stali się kimś więcej.
Kto wytrwa do końca, przetrzymując oczyszczający ogień utrapień, ten będzie zbawiony.
To obiecuje nam Jezus.
7. Rezygnuj ze wszystkiego, co zbędne
Kiedy amerykański trapista Thomas Merton został zapytany przez dziennikarza, co uważa za główną chorobę obecnej epoki, nie wymienił żadnej rzeczy, której można by się było spodziewać po katolickim mnichu (braku modlitwy, braku wspólnoty, niskiego poziomu moralnego, braku troski o sprawiedliwość i biednych), ale odpowiedział jednym słowem: „skuteczność”. Dlaczego? „Bo od klasztoru po Pentagon zakład musi pracować i mało czasu oraz energii zostaje na cokolwiek innego”.
Zły duch w tradycji chrześcijańskiej utożsamiany był z tym, który rozprasza, zabiera pokój i przynosi zamęt.
W odniesieniu do Boga problemem może być więc nie tyle nadmiar zła, ile nadmiar zajęć.
Kiedy stajemy się za mało kontemplacyjni, tracimy zdrowy dystans ducha, ponieważ wymogi życia absorbują całą energię i czas. Co gorsze, jeśli człowiek jest stale zajęty, to kiedy wreszcie ma czas wolny, może robić tylko coś bezmyślnego i rozpraszającego. Nie ma bowiem sił na nic innego. Presja zwiększa niepokój, czyni osobę mniej cierpliwą i niezdolną do skoncentrowania się dłużej na czymkolwiek.
Żeby nabrać wysokości należy się więc pozbyć zbędnego balastu.
Zamiast więc mówić: „Nie siedź tak po prostu, tylko coś rób”, powinniśmy żądać czegoś przeciwnego: „Przyjdź na adorację w ciszy i nie rób niczego, tylko po prostu siedź”.
Bóg będzie dokonywał reszty.
8. Oswajaj się z Obecnością
Żyjemy w kulturze użyteczności. „Czym się zajmujesz?”, „Co robisz?”. „Pokaż dyplomy”, „Jakie masz efekty?”.
Kultura „skuteczności” zabija kontemplację i duchowe życie. Kiedy poczucie własnej wartości zaczyna zależeć wyłącznie od osiągnięć, niewiele osób zdecyduje się na modlitwę odpocznienia, gdyż ta z definicji jest bezużyteczna, podczas niej niczego się przecież nie osiąga.
Modlitwa kontemplacji polega na oswajaniu się z Obecnością. Pozornie nie dzieje się nic „użytecznego”.
Tu najpierw tracimy, aby następnie zyskać więcej.
I co? Mimo to hamulec nie działa
Jesteś już tak rozpędzony i zaabsorbowany sobą, że nawet powyższe punkty nie pomagają? Masz wrażenie, że bez ciebie ziemia przestanie się kręcić? Zaczynasz sądzić, że Pan Jezus nie poradzi sobie w zbawianiu świata bez twojej osoby? Spróbuj więc nietypowej medytacji.
Usiądź w ciszy i wyobraź sobie, że nie żyjesz już na tej ziemi, na świat patrzysz z góry.
Czy coś się zmieniło? Ludzie nadal żyją, tramwaje dzwonią, a słońce pojawia się każdego ranka. Trudno w to uwierzyć, ale życie nadal się toczy.
Czy to nie jest uwalniające uczucie?
Zobacz również teledysk do piosenki "Rozpędzony" z nowego albumu "Petarda" Arki Noego!