Nasze projekty
Fot. Grażyna Leja / Flickr Krakow2016

„Ale dali szkołę!” 3 lekcje po ŚDM w Krakowie

Światowe Dni Młodzieży były najważniejszym dla Krakowa wydarzeniem ostatniej dekady. Według wielu miały być klapą, katastrofą i dramatem. Były huraganem wiary, siłą radości i mocą Boga. Jeśli wyobrazić sobie, co Jan Paweł II mógłby powiedzieć z nieba o naszym ŚDM, to jedno zdanie: Ale dali szkołę!

Reklama

1. Szkoła wiary

Kościół żyje. Młodzi do niego należą nie z przymusu, ale chęci i miłości. Nie jacyś moherowi młodzi, zacofani, niefajni, nienowocześni. Kościół żyje młodością, jaką widzieliśmy na ŚDM.

Spośród milionów twarzy, które można było oglądać w telewizji i które widzieliśmy sami na Błoniach, Rynku, Campus Misericordiae, w kościołach i na ulicach, jedna zapadła mi szczególnie w pamięci. Pewnie jak wielu z czytelników.

Rita, dziewczyna z Syrii. Wielkie, ciemne oczy, piękna twarz, drobniutka postura. Studentka fashion design w Aleppo. Jej siła zmiotłaby każdego, zaskoczyła też rozmawiającego z nią na żywo reportera TVN. „Jakiej pomocy potrzebujecie?” – pytał. „Po prostu się za nas módlcie”, odparła Rita.

Reklama

Jej miasto w trakcie trwania ŚDM było niszczone i bombardowane. Ona nie przestawała uśmiechać się swoimi orzechowymi oczami, bo Kościół, Bóg i młodzi przyjaciele pomogli jej odkopać z gruzów nadzieję.

Żaden z Syryjczyków, którzy przyjechali do Krakowa nie poprosił o azyl. Wrócili do Syrii. Chcieli wrócić, do swojej świetlicy Don Bosco, do dzieciaków, którym pomagają w nauce, do odbudowy cegła po cegle świata, który zburzyły bomby i ludzka nienawiść.

Po zakończeniu ŚDM przeprowadzono ankietę wśród uczestników.

Reklama

Czy poleciłbyś SDM swoim znajomym? 98,6 %

Czy ŚDM wzmocnił twoją relację z Bogiem? 98%

Czy wzmocnił twoją chęć poprawy społeczeństwa? 97% ankietowanych.

Reklama

Uczestnicy ŚDM po wydarzeniu wyjechali na wolontariaty, zaangażowali się w pomoc w lokalnych społecznościach, uratowali wiele osób przed biedą, głodem, samotnością. Społeczny wymiar wiary katolickiej można było brać garściami.

I dalej można. I tak do następnego ŚDM. Gdzie kolejni młodzi w post pandemicznym świecie będą dawać szkołę.

Fot. Grażyna Leja / Flickr Krakow2016

2. Szkoła życia

Kiedy Jan Paweł II chciał zorganizować pierwsze rzymskie spotkanie młodzieży, watykańska kuria, delikatnie rzecz ujmując, wysoko podnosiła brwi – co też ten papież z Polski znów wymyślił. Wspominał to Marcello Bedeschi, świecki doradca i przyjaciel papieża, jeden z motorów powstania idei Światowych Dni Młodzieży.

Papież słyszał przed pierwszym, jeszcze lokalnym, nie międzynarodowym spotkaniem w 1984 roku, że nikt nie przyjedzie do tego Rzymu, że „dzisiejszej młodzieży” nie interesuje Kościół. Jan Paweł II jako wizjoner i ojciec całych pokoleń młodych ludzi dobrze wiedział, że młodzi go nie zawiodą. Przyjechali nie tylko do Rzymu, ale Santiago de Compostella, Częstochowy, zlaicyzowanego Paryża czy Manili (w ostatnim przypadku pokazując całej Azji siłę katolicyzmu – na mszy posłania było tam 5 milionów ludzi).

Papież wiedział, że młodzi pragną spotkania i że kto jak kto, ale TEN papież, jest na to spotkanie gotowy. W 2000 roku tak rozpoczął ŚDM, który sama w rzymskiej spiekocie dobrze pamiętam: „O Felix Roma!” Szczęśliwy Rzymie. Zdanie to przypomniał mi przed dwoma dniami w właśnie w Wiecznym Mieście Jezuita, Brat Łukasz Sośniak, dziś pracownik Radia Watykańskiego.

Na ŚDMach wyrosło całe pokolenie ludzi. To wydarzenie dawno temu nas uformowało, uduchowiło, wyznaczyło priorytety.

Te same Rzymskie dni wspomina zawsze Magda Wolińska-Riedi, moja telewizyjna koleżanka, dla której poznanie męża, gwardzisty szwajcarskiego w Rzymie w 2000 roku na zawsze zmieniło mapę życia.

Tak samo ŚDM w Krakowie wpłynął na kolejne pokolenie, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. O wielu tych zmianach nigdy się nie dowiemy, bo miliony młodych rozjechało się po ŚDMie w różne zakątki Polski i świata. Choć wymieniać i tak mogłabym długo, choćby ŚDMowe małżeństwa – Rachel i Andrea, Ewelina i Gabriel, czy kapłańskie i siostrzane powołania, jak choćby „nasz” Andrzej, młody Jezuita i pasjonat czynienia każdego kroku na ziemi Ad Maiorem Dei Gloriam.

Jedna namacalna lekcja pozostała tu, w Krakowie. Lekcja, która zaczęła się wyjątkowo przygnębiająco.

Gdy jechałam na dzień przed rozpoczęciem ŚDM do pracy w biurze prasowym, chciało mi się płakać. Miasto było wymarłe. Mieszkańcy uciekli, zachęceni przez włodarzy, przestraszeni paraliżem, który rzekomo miał nastąpić. Już na drugi dzień zaczęli wracać. Chcieli na żywo sami zobaczyć ten fenomen, chcieli tu być, chcieli chłonąć radość młodości o światowym zasięgu.

Znajoma przyznała po zakończeniu ŚDM: „szkoda, że wyjechaliśmy. A jeszcze bardziej żałuję, że nie przyjęliśmy do domu pielgrzymów”.

Sama pamiętam jak to było gościć w skromnym domu niezamożnej turyńskiej wielopokoleniowej rodziny. Gdy przyjechaliśmy do szarej, rozwalającej się kamienicy w centrum Turynu przed ŚDM 2000 nasze miny były nietęgie. Ale kiedy otworzyły się drzwi i na czele 20-osobowego tłumu w tych drzwiach stała Mamma Gianna, która w fartuchu gromko wykrzyknęła, z wtórującą jej rodziną: Buongiooornooo! – wiedzieliśmy, że będzie to przygoda życia.

Moją miłość do Włoch zaszczepiła w sercu właśnie ta rodzina. Miłość do Polski zaszczepiły w sercach młodych z całego świata wspaniałe, gościnne rodziny, które przyjęły pielgrzymów na ŚDM. Daliście szkołę.

Fot. © Mazur/ Flickr episkopat.pl

3. Szkoła biznesu

Sukces ŚDM niewątpliwie trzeba też oddać ówczesnemu metropolicie – to kardynał Stanisław Dziwisz przywiózł ŚDM do Krakowa. I niemałym uporem i nadludzką siłą niewielkiego zespołu ówczesnej Kurii i naprawdę niewielkiego jak na imprezę o takiej skali Komitetu Organizacyjnego, udało się zorganizować ją na najwyższym światowym poziomie.

Miasto Kraków, które przez okres przygotowawczy nie wierzyło zupełnie w sukces imprezy, musiałoby na reklamę, którą zupełnie za darmo zapewnił im ŚDM wydać w mediach polskich 67 milionów złotych, w mediach zagranicznych  – 550 milionów złotych – taki był ekwiwalent reklamowy imprezy.

500 milionów złotych zostawili w Krakowie pielgrzymi. Ci sami, którzy mieli spowodować paraliż i kompletny bałagan w mieście.

Impreza kosztowała 200 milionów złotych, z czego 71% „zapłacili” ze skromnych przecież składek partycypacyjnych młodzi ludzie, uczestnicy ŚDM.

Wsparcie z budżetu państwa, tak bardzo krytykowane, bo to przecież impreza religijna – wynosiło 10%, czyli 19 milionów złotych. Spółka ŚDM wpłaciła do budżetu państwa 32 mln złotych podatku.

Nikt nie utopił się w błocie na Campus Misericordiae. Nikt nie zadeptał nikogo na Błoniach. Miasto nie utonęło w śmieciach. Impreza była bezpieczna, co było też wynikiem nienagannej współpracy Kościoła z rządem i instytucjami wojewódzkimi.

ŚDM w Krakowie było lekcją nie tylko dla włodarzy miasta Kraków. Jest lekcją dla wszystkich samorządów, które mają u siebie skarby religijne, ważne sanktuaria, miejsca kultu świętych.

Turyści religijni muszą zostać zauważeni i zaopiekowani. Inwestycja w miejsca kultu i ich promocję zwróci się dziesięciokrotnie.

Nikt tak jak ŚDM nie dał w tej kwestii lepszej szkoły.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę