„Ja ci wierzę”. Jak właściwie reagować na przypadki wykorzystywania seksualnego dzieci
W jaki sposób rozmawiać z dzieckiem o wykorzystaniu seksualnym? Jak nie przegapić ważnych symptomów? Jak rozpoznać czy dziecko mówi prawdę? Wyjaśnia dr Ewa Kusz w rozmowie z Małgorzatą Terlikowską w książce "Ja ci wierzę. O zapobieganiu przemocy seksualnej wobec dzieci i adekwatnej reakcji na przypadki wykorzystywania".
Małgorzata Terlikowska: Tę sprawę opisały polskie media. Rzecz dzieje się podczas wakacji, w malowniczym pensjonacie gdzieś w Hiszpanii. Odpoczywa tam mama z dziećmi. W recepcji pracuje mężczyzna, zawsze miły, pomocny, chętnie doradza, podpowiada, dokąd warto pojechać, co zwiedzić. Rozmawia z mamą, na dzieci nie zwraca uwagi. Tuż przed wyjazdem, kiedy mama pakuje do auta ostatnie bagaże, młodsze dziecko, trzyletnia dziewczynka, mówi, że musi skorzystać do toalety. Mama poprosi starszego syna, żeby ją tam zaprowadził. Przed toaletą dzieci spotykają pana z recepcji, który mówi chłopcu, żeby wrócił do mamy, a on pomoże jego siostrze. Brat wrócił do samochodu, za parę chwil dołączyła do nich dziewczynka. Następnego dnia przyznała: „Mamo, w tej toalecie to ten pan mnie dotknął” i pokazała na miejsca intymne. Pierwszą reakcja mamy było niedowierzanie i szok, że coś takiego spotkało jej dziecko. Jako mama doskonale tę kobietę rozumiem. Jak dorosły powinien zachować się w takiej sytuacji?
Dr Ewa Kusz: Percepcja dziecka i percepcja dorosłego są inne. Nie ma jednego typu dziecka, jednego typu zachowania. Gdy dziecko nam zakomunikuje takie zdarzenie, warto je po prostu dopytać, co się stało, co ten dorosły mu zrobił, co dziecko czuło. Chodzi o to, by odnosić się tylko do tego, co odczuwa dziecko. Jedno uzna, że takie zachowanie to głęboka ingerencja w jego miejsca intymne, a dla drugiego dziecka będzie to jedynie dyskomfort, jakieś dziwne, nieciekawe doświadczenie. Reakcja rodzica powinna być adekwatna do realnego przeżycia dziecka, nie powinna odnosić się do tego, co odczuwa w związku z tą sytuacją dorosły. W tym przytoczonym przykładzie dziewczynka spokojnie o tym powiedziała, więc można było zareagować właściwie natychmiast.
Rodzicom w głowie się nie mieści, że inny dorosły mógł zrobić coś takiego. Pierwszą reakcją obronną mogą być słowa: „Może ci się coś wydawało?”, „Może źle interpretujesz to zachowanie?”.
W takiej sytuacji nie powinno się mówić: „Może ci się wydawało”. Obojętne, czy to dotyczy wykorzystania seksualnego, czy innych kwestii. Trzeba po prostu dopytać, co to dziecko przeżywa.
To może lepiej pocieszyć: „O, moje biedactwo, co teraz z tobą będzie”…
Na pewno to też nie jest dobre. Dorośli zupełnie inaczej odbierają to, co się wydarzyło. Nie powinni więc narzucać dziecku swojego przeżycia, lecz raczej stanąć na poziomie dziecka. Żeby to zrobić, trzeba dowiedzieć się, co to dziecko faktycznie w tym momencie czuje i przeżywa. Trzeba zabezpieczyć jego emocje, a nie swój sposób przeżywania tego zdarzenia.
Wynotowałam sobie odpowiedzi, które wykorzystane dzieci usłyszały od dorosłych: „To zdarzyło się raz, nie warto do tego wracać”; „Ludzie są chorzy”; „Nie martw się tym”; „Tak naprawdę nic wielkiego się nie stało”.
To nie są dobre odpowiedzi, bo jeszcze nie wiemy, jak na sytuację wykorzystania zareagowało to konkretne dziecko. Jeżeli odczuje, że to, co powiedziało, zostało zlekceważone, to już nic więcej na ten temat nie powie.
Przeczytaj również
Wyobrażam sobie, że w takiej sytuacji wielu rodziców nie będzie wiedziało, jak z dzieckiem rozmawiać, jakie zadawać mu pytania, jakiego używać słownictwa, żeby z jednej strony nie zwulgaryzować tej sfery, a z drugiej, żeby to było słownictwo zrozumiałe dla dziecka.
Nie ma jednego scenariusza rozmowy, bo wszystko zależy od wieku dziecka, od tego, jakie ono jest. To nie jest kwestia słownictwa. Trzeba po prostu w sobie odczarować ten temat. Jeżeli uda się to zrobić, to rodzic znajdzie odpowiednie słowa, by porozmawiać o wykorzystywaniu seksualnym.
Czyli nie ma jednego schematu, który możemy podać, by rodzicom ułatwić zadanie? Nie mamy gotowego planu postępowania w sytuacji, o której rozmawiamy?
Czy ty, mając kilkoro dzieci, z każdym rozmawiasz dokładnie tak samo?
Nie, bo każde jest inne.
Wątpię, że uzyskałabyś sensowną odpowiedź na jakikolwiek temat, rozmawiając z każdym dzieckiem według jakiegoś z góry ustalonego planu.
To prawda, ale jestem przekonana, że mimo wszystko istotne jest, by dziecko na początku otrzymało od rodzica ważny, wzmacniający komunikat, że to nie ono jest winne całej sytuacji. Za wykorzystanie dziecka odpowiedzialna jest osoba dorosła, sprawca. Dziecko musi się chyba dowiedzieć, że rodzic jest po jego stronie, że jest jego sojusznikiem?
Zgoda. Dziecko nie jest winne, ale nie można zaczynać od tego rozmowy. Jeżeli dziecko opowiadając o tym, co się wydarzyło, nie ma poczucia winy, to nie ma sensu mu tej winy sugerować. Mówiąc, że nie jest winne, daję mu komunikat: „A może jednak…”. Jeżeli dziecko opowiada o jakimś przeżyciu jako o czymś po prostu nieprzyjemnym, to nie ma sensu wyskakiwać z zapewnieniem: „Nie czuj się winne”. Zapewne dziecku nie przeszło przez myśl, że powinno tak się czuć. Bardziej prawdopodobne jest to, że dziecko poczuje wstyd niż winę.
To znaczy?
Dziecko wie, że uczestniczyło w czymś, co nie jest właściwe. Dla mnie na początku istotniejszy jest więc taki komunikat: „Wszystko możesz mi powiedzieć, ja cię nie ocenię”. Takie słowa dziecko powinno usłyszeć od osoby dorosłej, której powiedziało o wykorzystaniu. Nie wolno stygmatyzować dziecka, sugerując mu, że mogłoby by winne.
A może dziecko coś sobie wymyśliło? Może coś usłyszało w telewizji, od koleżanek w szkole, od kolegów na podwórku i teraz opowiada? Może nam rodzicom uruchomić się w głowie taki mechanizm obronny. Jak możemy się zorientować, że dziecko konfabuluje?
Znowu wrócę do podstawowego założenia, że rodzice znają swoje dzieci. Jeśli naprawdę znasz swoje dziecko, to od razu wychwycisz, kiedy jego opowieść to science fiction, a kiedy mówi prawdę. Jeżeli w opowieści jest dużo danych, których dziecko nie miałoby skąd wziąć, to raczej trudno uznać, że sobie to zmyśliło. Już na początku można się zorientować, że historia jest egzotyczna, ale generalnie byłabym za tym, żeby co do zasady dziecku uwierzyć. Nawet jeśli nie jesteśmy przekonani co do prawdziwości jego opowieści.
Załóżmy sytuację, że rzeczywiście dziecko po takim zdarzeniu przychodzi do nas zawstydzone, płacze, jest zdenerwowane, zdezorientowane. Nie mamy wątpliwości, że coś złego się wydarzyło. Dodatkowo dziecko wskazuje sprawcę. Czy w takiej sytuacji, żeby dziecko nie musiało kilka razy opowiadać tej historii, powinniśmy od razu wyjąć dyktafon i nagrać tę opowieść? Albo na gorąco spisać jego słowa?
Należy dopytać dziecko o to, co jest potrzebne, żeby zorientować się, co się stało. Musimy zdobyć podstawowe informacje, które możemy zgłosić odpowiednim służbom, jeśli uznamy, że to uzasadnione. Niekoniecznie bym nagrywała, chyba że na tyle dyskretnie, żeby dziecko o tym nie wiedziało. Natomiast warto zapisać jego relację, w miarę możliwości słowo w słowo, posługując się tym językiem, jakim dziecko nam to wydarzenie opowiedziało. Na początku nie ma znaczenia, czy jest się rodzicem, czy wychowawcą na kolonii, czy jakimkolwiek innym dorosłym, do którego zgłasza się dziecko. Trzeba po prostu dowiedzieć się tyle, żeby móc nazwać to, co się stało, bez wchodzenia w szczegóły. Dopiero jeśli zobaczymy, że dziecko czuje się zawstydzone, że trudno mu o tym opowiadać, warto wyjść z tym komunikatem, o którym wspomniałaś: „To nie twoja wina. Ja ci wierzę, pomogę ci”.
(…)
Wiele skrzywdzonych osób niestety doświadczyło odrzucenia, niezrozumienia, braku empatii…
Empatia to jest już wyższy poziom. Podstawą jest przekazanie osobie skrzywdzonej komunikatu: „Ja ci wierzę i chcę ci pomóc”. Nawet w sytuacji, kiedy trudno mi to zrozumieć, po prostu chcę ci pomóc. To jest bardzo istotne, kiedy przychodzi dorosły, który dopiero po latach ujawnia fakt wykorzystania. Może wcześniej sygnały przez niego wysyłane nie były właściwie odczytane, może przez lata żył w przeświadczeniu, że i tak nikt mu nie uwierzy, więc po co mówić. I nagle coś się w nim zmienia. Człowiek zdobywa się na heroiczny wysiłek, by ujawnić prawdę. Dla niego bardzo ważna jest nasza reakcja. Nie chodzi o wygłoszenie formułki: „Ja ci wierzę”, tylko o pokazanie całym sobą, że jest się po jego stronie.
(…)
Myślę, że kiedy dziecko komunikuje nam, że ktoś je skrzywdził, jednymi z pierwszych emocji, jakie się pojawiają, u nas, rodziców jest oczywiście złość, wściekłość na sprawcę, ale i poczucie winy, że jako rodzic zawiodłem czy zawiodłam, bo czegoś nie dopilnowałam, nie zauważyłam, może pozwoliłam na zbyt bliskie relacje z innym dorosłym. Czy poczucie winy jest częstą emocją pojawiająca się u rodziców, z którymi się spotykasz lub pracujesz?
Na pewno jest częsta, choć nie zawsze uświadomiona. Bo może być tak, że rodzic czuje się winny, ale próbuje to sobie jakoś zracjonalizować. Albo zaprzecza, albo ucieka się do agresji. Sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście coś zaniedbał. Warto dać rodzicom prawo do poczucia winy, ale także pomóc im zobiektywizować tę sytuację. Przecież bywa i tak, że rodzice faktycznie coś przeoczyli, bo byli nieuważni. W takiej sytuacji ważne jest, by nie skupiali się na sobie i swoim poczuciu winy, tylko na pomocy dziecku.
Czy rodzice też powinni wtedy zdecydować się na terapię?
Jak zwykle odpowiedź brzmi „to zależy”, w tym wypadku od rodzica. Jeżeli jest to osoba nauczona pracy z sobą, to wystarczy, że porozmawia z kimś, kto pomoże jej zobiektywizować rzeczywistość. Nie musi to być od razu terapia.
Przede wszystkim rodzice nie powinni skupiać się na swoich emocjach, tylko być podporą dla dziecka? Choć tak naprawdę to wsparcia potrzebuje cała rodzina…
Tak. Mówiąc językiem fachowym, rodzina jest ofiarą wtórną. Rodzice nie powinni skupiać się wyłącznie na dziecku bezpośrednio skrzywdzonym, lecz także na pozostałych dzieciach, które też w tym w jakiś sposób uczestniczą i wiedzą, co się wydarzyło. Ważne, by dzieci nie zostały same z tą rzeczywistością. Znam sytuację, w której poważniejsze skutki psychiczne poniosła siostra ofiary, która została sama z całym tym doświadczeniem. Rodzice tak bardzo skoncentrowali się na pomocy skrzywdzonemu dziecku, że o drugim zapomnieli.
Czy każda osoba – rodzic, nauczyciel, opiekun na kolonii, drużynowy – która dowie się o wykorzystaniu seksualnym dziecka, ma obowiązek zgłoszenia tego faktu odpowiednim organom?
Od 2017 roku jest to obowiązek prawny, który dotyczy wszystkich. Zgodnie ze znowelizowanym w 2017 roku Kodeksem karnym za brak reakcji grozi kara pozbawienia wolności do trzech lat.
Ewa Kusz – psycholog, seksuolog, psychoterapeutka, biegła sądowa; wicedyrektor Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum w Krakowie; autorka programów prewencyjnych oraz artykułów z zakresu profilaktyki wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży.
Małgorzata Terlikowska – z wykształcenia etyk, z zawodu publicystka, dziennikarka i redaktorka. Mama pięciorga dzieci.
Fragmenty książki „Ja ci wierzę. O zapobieganiu przemocy seksualnej wobec dzieci i adekwatnej reakcji na przypadki wykorzystywania”
Ja ci wierzę.
O zapobieganiu przemocy seksualnej wobec dzieci
i adekwatnej reakcji na przypadki wykorzystywania
Trudno zmierzyć się z myślą, że statystycznie dwoje lub troje dzieci w każdej klasie doświadczyło jakiejś formy wykorzystania seksualnego. Społeczna świadomość, jak ogromnym ciężarem bywa trauma związana z wykorzystaniem, jest wciąż zbyt mała, by móc stworzyć skuteczny system ochrony dzieci i młodzieży. Mając na uwadze wagę tego tematu, autorki podejmują trudne wyzwanie uwrażliwienia rodziców, pedagogów i duszpasterzy na to zjawisko. Wyjaśniają, czym jest wykorzystanie seksualne, podpowiadają, jak adekwatnie reagować na sygnały płynące od dziecka, i wskazują skuteczne sposoby prewencji.
KUP KSIĄŻKĘ>>>