Nasze projekty

Co Benedykt XVI sądzi o papieżu Franciszku

Czy papież senior przeczuwał kto będzie jego następcą? Jak ocenia papieża Franciszka i jego pontyfikat. Benedykt XVI odpowiada na te pytania w "Ostatnich rozmowach"

Reklama

Fragment pochodzi z wywiadu Petera Seewalda z Benedyktem XVI – „Ostatnie rozmowy” – wydanej przez Wydawnictwo Rafael



Po ostatnich uroczystościach liturgicznych celebrowanych jako sprawujący urząd papież i pożegnaniu w Palazzo Apostolico rozpoczyna się nowy rozdział historii życia. Następuje przeprowadzka wraz z najbliższymi współpracownikami – sekretarzami Georgiem Gänsweinem i Alfredem Xuerebem oraz czterema siostrami – najpierw do letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Czy oglądaliście tam transmisję z wydarzeń związanych z konklawe?

Reklama

Naturalnie.

Jak to wyglądało?

Nie przyjmowaliśmy, co oczywiste, nikogo, a także nie kontaktowaliśmy się ze światem zewnętrznym, ale co dało się zobaczyć w telewizji, to oglądaliśmy. Przede wszystkim transmisję wieczorem przed dokonaniem wyboru.

Reklama

Miał Ojciec jakieś wyobrażenie, kto zostanie następcą?

Nie.

Żadnego przeczucia, żadnej intuicji?

Reklama

Nic.

Jak więc można było, żegnając się z kurią, przyrzec od razu in spe (łac., dosł. w nadziei – przyp.red.) absolutne posłuszeństwo następcy?

Papież to papież, bez względu na to, kto nim jest.

Bądź co bądź już w 2005 roku Bergoglio miał być jednym z faworytów. Zgadza się?

Bez komentarza (uśmiech).

Jakie myśli przychodziły Ojcu do głowy, gdy jego następca pojawił się w loggii bazyliki św. Piotra i do tego ubrany na biało.

Cóż, to już jego sprawa, biały strój nosiliśmy obaj. Nie chciał założyć mozzetty (okrycie sutanny – przyp. red.), ale to było mi obojętne. Natomiast bardzo mnie poruszyło, że zanim pokazał się wszystkim, chciał do mnie zadzwonić, ale nie udało się to, bo siedzieliśmy przed telewizorem; że modlił się za mnie; chwila skupienia, a potem serdeczność, z jaką pozdrowił zebranych. Czuło się, jak natychmiast przeskakuje iskra porozumienia. Nikt się nie spodziewał takiego wyboru. Znałem oczywiście kardynała Bergoglio, tylko nie myślałem o nim. Ale natychmiast wzbudził moją sympatię sposobem, w jaki się modlił, a także jak przemówił ludziom do serc.

Skąd się znaliście?

Z wizyt ad limina (pielgrzymka biskupa diecezji do Watykanu – przyp. red.) i korespondencji. Poznałem go jako bardzo autorytatywnego człowieka, kogoś, kto w Argentynie decydował, co ma być, a czego nie. Tej serdeczności, osobistego kontaktu z ludźmi nie miałem okazji do- świadczyć, więc to okazało się dla mnie niespodzianką.

Oczekiwania Ojca skierowane były pod adresem kogoś innego?

Owszem, może nie kogoś konkretnego, ale innych kandydatów.

Bergoglio nie należał do ich grona?

Nie. Nie myślałem, że zalicza się do ścisłej czołówki.

Chociaż mówi się, jak już wspomniałem, że przy poprzednim konklawe obaj byliście faworytami.

To prawda. Ale myślałem, że to nieaktualne. Nie słyszało się o nim.

Czy jest Ojciec zadowolony z wyboru?

Kiedy usłyszałem imię, czułem z początku niepewność. Ale potem, gdy zobaczyłem, jak rozmawia z Bogiem i z ludźmi, ucieszyłem się i poczułem szczęśliwy.

Powróćmy raz jeszcze do pewnej kwestii. Czy można stwierdzić, że wiedza albo przeczucie, kto będzie następcą, ułatwiło Ojcu odejście z urzędu?

Nie. Kolegium kardynalskie ma wolną rękę i własną dynamikę. Nie da się przewidzieć, kto zostanie wybrany.

W wypadku papieża Franciszka wiele jest nowego: pierwszy jezuita na tronie Piotrowym; pierwszy, który przybrał imię Franciszek, a przede wszystkim to pierwszy papież z Nowego Świata. Co to oznacza dla całego Kościoła katolickiego?

To znaczy, że Kościół jest elastyczny, dynamiczny, otwarty i dochodzi w nim do nowych procesów; że nie zastygł w jakimś schemacie, lecz wciąż zdarza się w nim coś zaskakującego; że ma w sobie energię, która go ciągle odnawia. To wspaniałe i zachęcające, że właśnie w naszych czasach dzieją się rzeczy, których się nie spodziewano, pokazujące żywotność i nowe możliwości Kościoła. Ponadto należało oczekiwać, że znaczną rolę odegra Ameryka Południowa. To największy katolicki kontynent, a jednocześnie najbardziej cierpiący i obciążony wieloma problemami. Pracują na nim wspaniali biskupi i przy wszelkich cierpieniach i trudnościach funkcjonuje bardzo dynamiczny Kościół. Stąd była to godzina, która poniekąd wybiła dla Ameryki Południowej. Przy czym nowy papież to jednocześnie Włoch i Argentyńczyk, więc i na tej płaszczyźnie ukazuje się splot Starego i Nowego Świata, a także wewnętrzna jedność historii.

Wybór kardynała Bergoglio na papieża pozbawił Kościół katolicki na świecie europejskiego wyosiowania, a przynajmniej zostało ono mocno osłabione.

To jasne, że Europa nie funkcjonuje już jako oczywiste centrum Kościoła na świecie, ale w swojej uniwersalności jest ona obecna na wszystkich kontynentach. Kontynent europejski zachowuje natomiast swoją odpowiedzialność i specyfczną misję. Niemniej wiara na kontynencie europejskim osłabła na tyle, że już z tego powodu jedynie w ograniczonym stopniu może być on właściwą siłą napędową dla Kościoła na świecie i dla wiary w Kościele. Widzimy przecież, że dzięki nowym elementom, na przykład afrykańskim, południowoamerykańskim czy flipińskim, Kościół nabiera nowej dynamiki, która odświeża i dynamizuje zmęczony Zachód, budząc go ze znużenia i stagnacji. Gdy pomyślę zwłaszcza o Niemczech, o władzy biurokratów, teoretyzacji wiary, upolitycznieniu i braku żywotnej dynamiki, którą w dodatku nieomal miażdży ciężar nadmiernie rozbudowanej struktury, to odczuwam ulgę, że w Kościele na świecie pojawiają się również inne tendencje i Europa od zewnątrz zostaje poddana akcji misyjnej [reewangelizacji – przyp. tłum.].

Mówi się, że Bóg poprawia każdego papieża w jego następcy. W czym lub przez co papież Franciszek koryguje Benedykta XVI?

(Uśmiech) Powiedziałbym, że przez bezpośredni kontakt z otoczeniem. To wydaje mi się bardzo ważne. Jest także papieżem refleksji. Gdy czytam ostatni dokument „Evangelii gaudium” (łac., Radość Ewangelii – pierwsza adhortacja papieża Franciszka – przyp. wyd.) albo udzielane wywiady, widzę, że jest człowiekiem namysłu, duchowo podchodzącym do wyzwań obecnego czasu. Jednocześnie bezpośrednio zwraca się do ludzi, bo przywykł do ciągłej obecności pośród nich. To, że nie mieszka w Palazzo, tylko w Santa Marta, wynika stąd, że chce zawsze mieć ludzi wokół siebie. Uważam, że dałoby się to osiągnąć i na górze [tzn. w Palazzo Apostolico – przyp. tłum.], ale chodzi o danie nowego akcentu. Być może faktycznie niedostatecznie często pokazywałem się publicznie. I wreszcie odwaga, z jaką porusza problemy i szuka rozwiązań.

Czy następca nie wydaje się zbyt gwałtowny, zbyt ekscentryczny?

(Uśmiech) Każdy człowiek ma inny temperament. Jeden jest może nieco zdystansowany, inny bardziej dynamiczny niż się spodziewano. Ale uważam za dobry jego bezpośredni kontakt z ludźmi. Oczywiście zadaję sobie pytanie, jak długo to wytrzyma. Każdej środy dwieście i więcej uścisków dłoni to spory wysiłek. Ale zostawmy to Panu Bogu.

Czyli żadnych zastrzeżeń nie ma Ojciec do jego sposobu bycia?

Wręcz przeciwnie, uważam go za dobry.

Stary papież i nowy papież zamieszkują tę samą posesję, oddaleni od siebie o kilkaset metrów. Mówi się, że poprzednik jest stale do dyspozycji następcy. Czy rzeczywiście wykorzystuje jego doświadczenie i zasięga rady?

Na ogół nie ma takiej potrzeby. Co do pewnych spraw zwrócił się do mnie z zapytaniem, na przykład w kwestii wywiadu udzielonego w „Civiltà Cattolica”. Owszem, wyrażam swoją opinię, ale ogólnie rzecz biorąc, cieszę się, jeśli nie muszę się udzielać.

To znaczy, że pierwsza adhortacja papieża Franciszka – „Evangelii gaudium” – nie dotarła do rąk Ojca poniekąd wprzódy?

Nie. Ale wspomniał o niej w bardzo osobistym liście napisanym do mnie drobnym charakterem pisma. Jest dużo mniejsze od mojego. W porównaniu z nim, stawiam wręcz duże litery.

Niektórzy komentatorzy interpretują ten dokument jako swoisty przewrót, zwłaszcza w kwestii decentralizacji w Kościele. Czy ten programowy tekst to zerwanie z linią pontyfkatu poprzednika?

Nie. Ja też chciałem, żeby Kościoły lokalne zachowały żywotność i nie były aż tak uzależnione od wsparcia ze strony Rzymu. Stąd wzmocnienie Kościoła lokalnego to istotna sprawa. Przy czym nie wolno zapomnieć o tym, żeby wszyscy zachowali otwartość względem siebie i Stolicy Piotrowej. W przeciwnym wypadku łatwo może dojść do polityzacji, nacjonalizacji i ograniczeń narzucanych przez kulturę. Ważna jest komunikacja pomiędzy Kościołem lokalnym a światowym.

Muszę przyznać, że właśnie ci biskupi, którzy sprzeciwiali się decentralizacji, zlekceważyli dokładnie te inicjatywy, których chciałoby się po nich oczekiwać. Dlatego też wciąż musieliśmy interweniować. Im lepiej i żywotniej żyje wiarą Kościół lokalny, tym bardziej przyczynia się do dobra całości. Ale nie jest też tak, że cały Kościół rządzi Kościołem lokalnym, tylko sprawy Kościoła lokalnego decydują o całości. Jeśli cierpi jeden członek – pisze święty Paweł – cierpią wszystkie inne. Kiedy Europa ubożeje w wiarę, to jest to choroba dotykająca innych – i odwrotnie. Jeśli w innym Kościele zapanuje zabobon lub mają miejsce niepożądane sytuacje, odbija się to na całości. Stąd ważne jest współdziałanie. Nie obejdzie się bez posługi Piotra i posługi jedności. Nie da się także obejść bez odpowiedzialności Kościołów lokalnych.

Czyli nie ma żadnego rozłamu z pontyfkatem papieża Benedykta?

Nie. To znaczy można oczywiście źle zinterpretować niektóre kwestie i potem twierdzić, że teraz jest inaczej. Je- śli wyrwie się pewne zdania z kontekstu, zawsze da się skonstruować coś przeciwnego, ale nie wtedy, kiedy widzi się całość. Pojawiają się oczywiście nowe akcenty, jak najbardziej, ale nie przeciwności.

Po roku pontyfkatu papieża Franciszka jest Ojciec zadowolony?

Tak. Nowy powiew w Kościele, nowa radość, nowy charyzmat przemawiający do ludzi – to wszystko cieszy.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę