Bo byłem głodny , a daliście Mi jeść – Mt 25,35
Kurs zaczyna się wieczorem ok. 21. i trwa do późnych godzin nocnych. – Podjeżdżamy na przystanek i wydajemy ciepłe posiłki, koce, lekarstwa – mówi jeden z wolontariuszy. Ale to nie koniec misji. W ekipie autobusowej są streetworkerzy, czyli ludzie, którzy przeglądają różne miejsca na dworcach, zrujnowane kamienice i szukają, tych, którzy nie mają siły przyjść, albo się wstydzą.
Kim są na co dzień pomagający? Część to pracownicy schroniska dla bezdomnych im. św. Alberta, są także wśród nich pracownicy tzw. MOPSU, Straży Miejskiej, ale i sami bezdomni. – To jest bezpośredni kontakt „swój ze swoim” – mówi jeden z bezdomnych wolontariuszy. My się znamy z ulicy, podwórka. Z tą różnicą, że dzieli nas stół. Bo każdy posiłek, na każdym przystanku, jest wydawany przy stole. Żeby było godnie. Spokojnie.
Kim są potrzebujący? Przychodzą nie tylko osoby bez dachu nad głową. – Opiekuję się przez cały dzień chorą matką – zwierza się jeden z potrzebujących. Mam mieszkanie, mam kuchnię, ale nie mam możliwości, żeby cokolwiek przygotować dla siebie. Tutaj dostaję ciepłą zupę. I to często jedyny mój posiłek. Choroba matki zabiera mu cały wolny czas, w którym mógłby zadbać o siebie.
Na ciepłą zupę przychodzą również młodzi ludzie. Jest ich bardzo wielu, szczególnie kobiety.
Przeczytaj również
Człowiek wobec człowieka. – Nie ma odczucia, że są lepsi i gorsi – zaznacza jeden z wolontariuszy. Cel jest oczywisty: Głodnych nakarmić. Autobus codziennie rozdaje około 300 porcji zupy.