Nasze projekty
fot. priscilla-du-preez/Unsplash

Dialog? On niczego nie rozwiąże!

Nie potrafiłabym o dialogu pisać bezosobowo. Jak o zbiorze uniwersalnych zasad dla naszego społeczeństwa. Wolę opisać cud, cichy cud naszego małżeństwa, w którym choleryk z melancholikiem nieporadnie budują jedność.

Reklama

Dialog to słowo odmieniane ostatnio w Polsce przez wszystkie przypadki. Mówimy o potrzebie dialogu, próbujemy go podejmować, powtarzamy, że tylko on nam pozostał, chcemy do niego usiąść. Ale o co w nim tak naprawdę chodzi? Z dialogiem jest trochę jak z łosiem z Puszczy Kampinoskiej – wszyscy o nim słyszeli, ale mało kto doświadczył z nim spotkania.

Był późny październikowy piątek. Podjechał na tyle blisko, żeby widzieć bramę wjazdową, ale jeszcze móc zawrócić. Wyłączył silnik, westchnął i ostatni raz spróbował ją przekonać: „Kochanie, a może jednak pojedziemy do jakiegoś spa, zamiast tutaj?”. Ona milczała, ale w środku cała była wątpliwością. Co ich czeka na tym tajemniczym Weekendzie Małżeńskim? Czy on nie zrazi się ostatecznie do Kościoła? A ona, czy nie wyjedzie stąd z bolesnym przeświadczeniem, że nie ma dla nich miejsca wśród wierzących? Prawdopodobnie czysta przyzwoitość (i wpłacona zaliczka) sprawiły, że jednak zaparkowali samochód i weszli do środka. Po dwóch dniach wyjeżdżali stamtąd z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Przecież znali się już tyle lat! Już mieli na koncie czwórkę dzieci, trzy przeprowadzki i jednego psa. I tyle kłótni i przeproszeń za nimi, i nieprzespanych nocy, i tych najgłupszych cichych dni. Oni się naprawdę już znali. A jednak czuli, jakby spotkali się po raz pierwszy. Co ich poprowadziło ku sobie? Dialog. Tak, ci dwoje rzeczywiście spotkali kampinoskiego łosia.

Dialog, którego nas wtedy nauczono, zamyka się w czterech zasadach. Mamy je wywieszone na lodówce i wyryte w sercach. Są dla nas ważnym sposobem komunikowania się nie tylko ze sobą i naszymi dziećmi, ale i ze światem. Są naszą definicją miłości:

Reklama

1. Bardziej słuchać, niż mówić.
2. Bardziej rozumieć, niż oceniać.
3. Bardziej dzielić się, niż dyskutować.
4. Nade wszystko przebaczać.*

O tych zasadach piszę bardzo często w moich tekstach, ale nigdy nie wyraziłam ich tak wprost. Pierwsza z nich jest jak port, przenoszący nas do innego świata. Shema! Słuchaj, zasłuchaj się w drugiego! Bez gotowych odpowiedzi, bez nerwowego potakiwania, bez czekania aż tylko skończy mówić, żeby móc powiedzieć swoje. Słuchaj i milcz. Pozwól drugiemu poprowadzić cię w jego świat i zadziw się nim. Na tamtym pamiętnym weekendzie odkryłam, jak bardzo przegadane i pełne mojej paplaniny było nasze małżeństwo. Wszystkie moje gotowe recepty, “zawsze celne” uwagi i “niezawodne” pomysły stanowiły dla Wojtka barierę, przez którą nie mógł się do mnie przebić. Dotrzeć do mnie ze sobą i z całym swoim światem. Ta jedna zasada – cisza, która na początku kosztowała mnie naprawdę dużo – pozwoliła mi po raz pierwszy usłyszeć mojego męża. A im bardziej go słuchałam, tym większe ogarniało mnie zdumienie. Wciąż odkrywam, jak wielką jest tajemnicą i chyba nigdy nie odważę się już powiedzieć, że go znam. Nie… Ja go wciąż poznaję. Ot, mały życiowy przewrót kopernikański, który zaczął się od słuchania.

Druga zasada nakłada na nas obowiązek rozumienia, które wyprzedza osąd, a tak naprawdę go niweluje. W naszej małżeńskiej relacji w praktyce oznacza to przede wszystkim zakaz używania komunikatów zaczynających się od słów “jesteś taki, a taki”, “zrobiłaś to i to”, “zachowujesz się tak, a tak”. Kiedy mój wspaniały mąż zamyka się w swojej emocjonalnej skorupie i burczy na mnie i na dzieci z odległości kilometra, mam zawsze dwa wyjścia. Mogę dać się ponieść emocjom i solidnie go ochrzanić, zrównując z błotem i wyzywając od nieczułych drani, albo mogę “zasłuchać się” w ten jego stan i spróbować go zrozumieć. Mogę podejść i powiedzieć: “Czuję się zraniona Twoim zachowaniem, pomóż mi Ciebie zrozumieć. Co się dzieje?”. Gdy chowam moje powierzchowne i gwałtowne sądy, pojawia się we mnie przestrzeń do zrozumienia. Ile to już razy łapałam się na tym, że tam, gdzie ja widziałam tylko gbura i chama, był głęboko sfrustrowany facet, któremu świat nadepnął tego dnia bardzo boleśnie na odcisk. Który został przez kogoś poniżony, niezrozumiany, zwyczajnie zraniony. Ostatnią rzeczą, jakiej wtedy potrzebował, była moja złość i agresja.

Reklama

Dialog przenika przebaczenie, które rządzi się tylko jedną zasadą – tym więcej we mnie przebaczenia, im więcej we mnie pokory. Nie jestem bezgrzesznym, perfekcyjnym orłem szybującym wysoko ponad światem marności. Jestem z tego świata. Z tego pyłu, z tego kurzu. I nieraz zawiodłam, i nieraz zraniłam. „Dlatego, kiedy ukoję już w sobie ból po Twojej zbyt kąśliwej uwadze, uśmiechnę się do Ciebie oczami pełnymi spokoju. Jakoś sobie poradzimy – my dwa głupiutkie nieloty”.

Wreszcie ostatnia zasada – bardziej dzielić się sobą niż dyskutować – jest tym, czego nasz kraj łaknie dzisiaj bardziej niż kania dżdżu. Co to znaczy dzielić się sobą? Przyda się nam porządna metafora i kilka dodatkowych akapitów.

KUP KSIĄŻKĘ >>> DRUGA. NAJBARDZIEJ NIEZWYKŁA PODRÓŻ KU SOBIE

Reklama

Wędrówka na szczyt

Kiedy rozpoznajemy, że istnieje między nami jakiś problem, dysonans, spór – nie krzyczmy do siebie argumentami, nie wojujmy szablą naszych racji, bo odejdziemy z niczym. Poranimy się tylko i wzajemnie upokorzymy. Zamiast tego – wyruszmy w góry, to znaczy wejdźmy na wyższy poziom rozmowy. “Odkładam przed tobą, mężu, całą moją zbroję argumentów. Rezygnuję już na wstępie z mojej racji i staję przed tobą bezbronna. Jedyne, co mam, to moje uczucia. Te kochane, a czasem niekochane anioły, które przynoszą mi z głębi mojego serca jakąś ważną informację o mnie samej. Jeżeli mi pozwolisz, wyleję przed tobą moje serce, ufając, że je przyjmiesz takim, jakim jest. A potem poproszę ciebie, byś opowiedział mi, co czujesz”. Pierwszy poziom naszej wspinaczki to uczucia. Droga dialogu prowadzi przez ciche i cierpliwe nazywanie naszych emocji. Przez prawdę o tym, że uczucia – nawet najtrudniejsze – nie są ani moim, ani twoim wrogiem. Nazywając nasze stany emocjonalne zaczynamy rozumieć siebie. Walka na argumenty wydaje się być igraszką w porównaniu z odkrywaniem serca przed sobą nawzajem. Tylko ten, kto próbował tak rozmawiać, wie jakie to trudne. To nie jest łatwa droga. Dialog jest dla odważnych.

Dzielenie ma wiele etapów. Nasza wspinaczka dopiero się zaczęła. Kolejny poziom to rozpoznawanie i nazywanie naszych potrzeb. Najpierw tych fundamentalnych z piramidy Maslowa, a potem tych mniej oczywistych jak potrzeba siły, sprawczości, intymności, twórczego działania. Za każdym moim przyjemnym uczuciem kryje się jakaś zaspokojona potrzeba, a za każdym trudnym uczuciem ukrywa się jakiś brak. Czegoś w sobie nie rozumiem, jakiejś potrzeby nie widzę. Albo widzę ją od dawna, ale nie daję sobie do niej prawa.

Czy w dzieleniu można iść jeszcze wyżej? Już prawie jesteśmy na szczycie. Tu kryją się nasze lęki. Tutaj wieje halny naszego życia. “Kochanie, pomóż mi. Podtrzymaj mnie, bo chcę stawić czoła temu wszystkiemu, przed czym uciekam całe życie. Temu, co mnie dopada w środku nocy, co czyni mój oddech płytkim. Jeśli tylko będziesz przy mnie – z tobą przy boku stawię czoła całemu piekłu, które w sobie noszę. I uwolniona odetchnę wreszcie spokojnie”.

Czytaj dalej >>> Tu możemy spojrzeć na siebie bez oceniania. „Modlitewnik dla kobiet” już dostępny!

Spójrz w dół

Tuż przed szczytem wędrówki są jeszcze przekonania. Te cichutkie melodie, które podpowiadają nam czego mamy pragnąć i czego mamy się bać. Gdy uda nam się dojść tak wysoko, możemy posłuchać tych subtelnych dźwięków. Spróbujmy odkryć, które przekonania są zgodne z naszym systemem wartości, naszymi pragnieniami i potrzebami, a które są jak zatrute źródła. Które nas koją, a które powodują zamęt. Jesteśmy tak wysoko! Zadziwiające, dokąd może doprowadzić spokojna, ufna rozmowa, w której mam wyjątkową szansę przyglądać się sobie w oczach drugiego. Kiedy odkrywamy nasze fałszywe przekonania – utarte, nieuświadomione schematy myślenia, wyrosłe na krzywdzie, traumie, odziedziczonym sposobie pojmowania świata, stajemy jak uczniowie wobec Chrystusowego wołania “Nawróć się i uwierz w Ewangelię!”. Bo nawrócenie (metanoia) to wychwycenie tych fałszywych tonów rozumowania i zastąpienie ich właściwą melodią.

A co jest na szczycie? Dokąd prowadzi nas dialog? Tam, gdzie otworzyliśmy na oścież przed sobą serca, tam dzieje się spotkanie. Największa tajemnica jedności. “Spotykam ciebie, mój kochany Inny. Spójrz w dół – jak odległy teraz wydaje się nam nasz problem. Czy go rozwiązaliśmy? Nie. Dialog do tego nie służy. On ma prowadzić mnie do spotkania z Tobą, z radykalnie innym ode mnie człowiekiem. Dialog tworzy przestrzeń, gdzie ja coraz bardziej staję się sobą wobec Twojej coraz wyraźniejszej odrębności. Każdy z nas jest chodzącą tajemnicą, jest historią, która pisze się w ukryciu serca. Drogi Inny, nie mam prawa cię zmieniać i nie chcę tego robić. Chcę cię poznać, chcę zobaczyć świat Twoimi oczami. Jeżeli tylko mi pozwolisz i zasłuchasz się w moją inność, wtedy między nami wydarzy się tajemnica spotkania, która już na zawsze nas połączy. Z tej góry wrócimy przemienieni, gotowi tak rozwiązać spór, żeby ocalić naszą jedność”.

Cud zrozumienia

Nie potrafiłabym o dialogu pisać bezosobowo. Jak o zbiorze uniwersalnych zasad dla naszego społeczeństwa. Wolę opisać cud, cichy cud naszego małżeństwa, w którym choleryk z melancholikiem nieporadnie budują jedność. Cud zrozumienia, który dzieje się między osobnikami o tak radykalnie różnej wrażliwości, duchowości i zakresie potrzeb jak my. Codziennie doświadczamy tego cudu. Tylko dzięki temu wiemy, że dużo więcej możemy dać światu, gdy nie panoszymy się po nim z wypisaną na czole „świętą racją”. To małe małżeńskie laboratorium ofiarnej miłości otworzyło nam oczy na innych. Tak samo zranionych, ale i tak samo wyjątkowych jak my. Uratowanych przez Łagodnego Baranka.  Dialog popycha nas wciąż ku peryferiom. Ku ludziom bardzo dalekim od wiary, ale głodnym wysłuchania i zrozumienia. Tam, gdzie boi się podejść fundamentalizm, tam znajdziesz ludzi dialogu. Bezbronnych, z sercami na wierzchu. Jeśli nie rzucisz w naszym kierunku salwy swoich argumentów i oskarżeń, jeśli nie schowasz się za tarczą przekonań, tylko będziesz miał odwagę wyruszyć z nami w góry – to chodź! Nasz stół jest długi i pomieści nas wszystkich. 


*Zasady dialogu, ujęte w ten sposób, sformułował Jerzy Grzybowski, który wraz z żoną Ireną jest współzałożycielem międzynarodowego ruchu Spotkań Małżeńskich.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę