Nasze projekty
Reklama
Fot. Ks. Andrzej Wołpiuk/Facebook

“Odjeżdżam, a was zostawiam jako apostołów”. Przyjaciele wspominają ks. Grzegorza Nazara

Ostatni dzień życia spędził robiąc to, co kocha. Był z młodzieżą, z którą razem się modlił i snuł plany na przyszłość. To spotkanie było jednym z jego marzeń. A tych miał wiele. “Odjeżdżam, a was zostawiam jako apostołów” - mówił na pożegnanie. Obecny, troszczący się o drugiego, pogodny, trafiający słowem w sedno. Księdza Grzegorza Nazara wspominają przyjaciele z Komitetu Organizacyjnego ŚDM w Krakowie.

Ks. Grzegorz Nazar odszedł nagle, niespodziewanie. Zaangażowany w ŚDM w Krakowie, czynnie niosący pomoc Ukrainie, z sercem oddanym młodym i duszpasterstwu młodzieży greckokatolickiej… Można by wymieniać wiele, ale i tak okazuje się, że ogrom dobra, które tworzył przekracza nasze wyobrażenia. 

“Spędzenie ostatniego dnia z ks. Grzegorzem, to była łaska”

Uliana Zhuravchak była odpowiedzialna za zorganizowanie wyjazdu młodych z Ukrainy na ŚDM w Krakowie. Właśnie tak poznała ks. Grzegorza Nazara. Kilka dni temu, wraz z innymi młodymi grekokatolikami uczestniczyła w Przemyślu w spotkaniu wspólnot młodych grekokatolików archieparchii przemysko-warszawskiej. Była sobota, 13 maja. Jak się później okazało – ostatni dzień życia ks. Grzegorza. Spędzenie z nim ostatniego dnia to była łaska, i czuję w sercu, że jednocześnie misja, by podać to dalej – mówi.

Wydarzenie nazwaliśmy: “Pokonując odległość, która nas rozdziela”. To spotkanie było wielkim marzeniem księdza. Przyjechały najbardziej aktywne osoby ze wspólnot największych eparchii. Pomogliśmy je zorganizować i mamy teraz poczucie, że pomogliśmy księdzu spełnić jego marzenie – dodaje.

Reklama

Była wspólna liturgia, po niej spotkanie z biskupem, podczas którego mogliśmy się poznać, ks. Nazar moderował to spotkanie, on to umiał robić w taki znany sobie filigranowy sposób. Dobrze się ze sobą czuliśmy – opowiada Uliana. Na wspólnym spotkaniu z ks. Grzegorzem udało się im także zaplanować dalsze, wspólne wydarzenia. W planach znalazła się m.in. organizacja pielgrzymki dla młodych grekokatolików. Nad szczegółami mieliśmy pracować później, były jeszcze inne pomysły spotkań. Ksiądz był – jak na siebie – poważny, ale jednocześnie bardzo włączony w ten proces planowania. Chciał nam dać perspektywy, linię, z drugiej zostawiał nam dużą swobodę w wypełnianiu pomysłów. Bardzo mu na tym zależało.

“Odjeżdżam, a was zostawiam jako apostołów”

Spotkanie młodych trwało do niedzieli włącznie, ks. Nazar wyjeżdżał w sobotę wieczorem na spotkanie ze swoją rodziną. Pod koniec zjazdu siostra zakonna z ośrodka rekolekcyjnego rzuciła do księdza, że nas tak szybko zostawia. I wtedy odpowiedział, że czuje się jak przed wniebowstąpieniem – odjeżdża, a nas zostawia jako apostołów. Siostra wtedy pomyślała, że to takie bardzo patetyczne. Na koniec naszego spotkania powiedział te słowa do młodych. Patrząc na to, co się stało później, te słowa były niesamowite. 

O śmierci księdza dowiedzieli się w niedzielę podczas posiłku. To był szok. Ale to była też łaska, że byliśmy wtedy razem słysząc tą wiadomość, w grupie przeżyliśmy tą informację troszkę łatwiej. Byliśmy świadomi, że mogliśmy razem spędzić jego ostatni dzień życia. Spędził go tak, jak najbardziej lubił. Był zaopiekowany miłością.

Reklama

Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu byliśmy bardziej szczęśliwi, bo to było takie poczucie spełnienia. Kiedy ksiądz wyjeżdżał od nas w sobotę, był zamyślony. Ale był też radosny, spełniony. W moim sercu głęboko, nie mogę być smutna! Widziałam szczęśliwego księdza, który odjeżdżał i tak naprawdę pojechał prosto do nieba – dodaje Uliana.

W moim sercu głęboko, nie mogę być smutna! Widziałam szczęśliwego księdza, który odjeżdżał i tak naprawdę pojechał prosto do nieba

“ŚDM-owy święty”

Historyjka ŚDM-owa. Dzwoni do mnie telefon. Odbieram. Ksiądz Artur Pytel, koordynator ŚDM w diecezji gliwickiej. Mówi: “Witaj przyjacielu Andrzeju i pozdrów przyjaciela Nazara, który siedzi obok ciebie”. Grzesiek dosłownie pięć sekund wcześniej usiadł obok mnie. I tak było bardzo często. Rozmawiałem i słyszałem: “pozdrów przyjaciela Nazara”. I to jest pierwsze wspomnienie Grega – mówi ks. Andrzej Wołpiuk, przyjaciel ks. Grzegorza, z którym pracował w Sekcji Rejestracji Komitetu Organizacyjnego ŚDM w Krakowie, siedząc – jak się śmieje – “plecy w plecy”.

Reklama

Siedział przy biurku tuż za moimi plecami. Greg – bo tak lubiłem na niego mówić – to był taki dobry duch ŚDM. Gdzie się pojawiał, był taki pokój i spokój. W sekcji rejestracji mieliśmy bardzo nerwowe sytuacje, szczególnie pod koniec przygotowań, wtedy on wchodził i zawsze pytał: “co mogę zrobić?” Każdy z nas wiedział, że ten drugi jest obok. To była nasza ostoja, nieraz mówiliśmy o tym w sekcji rejestracji, że czuliśmy się niesamowicie spokojni, kiedy Greg z nami był. 

To był taki człowiek, tak równy, ludzki i bezpośredni, że chciało się do niego mówić po nazwisku, spoufalić, być jak najbliżej – mówi Małgorzata Gadomska. Nigdy nie zapomnę, jak dowiedział się w trakcie ŚDM, że choruję na autoimmunologiczną chorobę i przejął się tym szczerze. Widziałam, że kombinuje, jak to on. Główka pracowała, obdzwonił kogo się dało i mówi: “Gosia? Skombinowałem Ci człowieka we Lwowie, który pokłuje Cię pszczołami – chcesz? Mówią, że najlepszy. Zawiozę Cię i przywiozę tam i z powrotem”. Boży szaleniec, cudowny brat łata, nasz grekokatolicki ŚDMowy święty codzienności.

On nie myślał o sobie – podkreśla ks. Andrzej Wołpiuk. Kiedyś, w końcowej fazie przygotowań do ŚDM Kraków 2016, po całym dniu pracy w sekcji rejestracji – byłem już bardzo zmęczony i rzuciłem: “idę do siebie przespać się” (droga miała zająć mi ok. pół godziny). Greg od razu rzucił: “ja cię zawiozę”. Mówię, że nie, jakoś dam radę, a on stanowczo powiedział: “Nie, jesteś zmęczony”. „Zawsze z pogodą ducha wnosił niezwykłą radość. Jego komentarze, dowcipy, słowa – one naprawdę uderzały w sedno. 

Po prostu był. To jego siła

Czuję się, jakbym stracił ojca, dlatego, że ks. Nazar po prostu był – wspomina Michał Kłosowski. To jest rzecz, która jest najbardziej dominująca – mimo, że na co dzień był w Gorlicach i innych miejscach Polski, był obecny.

Michał Kłosowski dodaje, że poprosił ks. Grzegorza o wygłoszenie kazania na swoim ślubie. Śmiałem się, żeby nie wystraszył mojej przyszłej żony tym kazaniem, bo on mnie dobrze zna. On się tylko uśmiechnął, spojrzał na mnie i powiedział: “Michał, jeśli ty jej nie wystraszysz, to żaden ksiądz na kazaniu, ani nikt inny tego nie zrobi.” Ks. Nazar świetnie znał ludzi, czytał ludzi, a jednocześnie był bardzo wyrozumiały i serdeczny. Ta jego “Nazarowatość” definiuje się poprzez bliskość, wyrozumiałość, zrozumienie, i obecność. Nawet jak był daleko, wiadomo było, że znajdzie czas, by coś podrzucić, przywieźć, odwieźć, a to przejedzie dwie godziny drogi, by poznać moją narzeczoną, bo inaczej się nie da. Albo stwierdzi, że trudno, zarwie noc, żeby zobaczyć się z ludźmi, których nazywa przyjaciółmi. 

Dorota Abdelmoula we wpisie, który zamieściła w swoich mediach społecznościowych pisze, że ks. Grzegorz potrafił przyjechać na drugi koniec Polski, tylko po to, by wypić wspólną kawę. Przyjeżdżał na lotniska z drugiego końca Polski, tylko po to, by wypić kawę w pięć minut, albo podawał do Rzymu twaróg i kopę świeżych jaj (!), mobilizując w tej sprawie szwadron Sióstr, „na wypadek jak ci się znudzą makarony”. Woził własnym autem od Lwowa po Wigry,  zamartwiał, gdy bez niego wypuszczaliśmy się do Doniecka, a w głębi serca kibicował wszystkim najbardziej szalonym planom. Bez niego nie byłoby wielu tysięcy zebranych na Bilet dla Brata ani setek księży zarejestrowanych na ŚDM – pisze.

Zawsze pamiętał, pytał, troszczył się! Był kapłanem przez duże “K” i przyjacielem przez duże “P” – wspomina Monika Rybczyńska. Wysyłał miód z Gorlic do Krakowa, kiedy bolało Cię gardło, pytał czy chodzisz na randki, czy może zadzwonić, bo było już późno, żywo martwił się, zapraszał do siebie do Gorlic, bo wiedział, że za dużo pracujesz i tego potrzebujesz! A jak już przyjechałaś – gościł tak, że czułaś się jak królowa. Zawsze miał czas! Zawsze! I zawsze zastanawiało Cię jako On to robi, że przyjaciół takich jak Ty, ma setki. Sama ledwo ogarniam kilku, a on miał tak pojemne serce, że mieścił tam ich, aż tylu. 

Był dobrym, ciepłym człowiekiem. Był autentyczny, on nie grał, Grega się nie dało nie lubić – dodaje ks. Andrzej Wołpiuk. On zawsze był w cieniu. Patrząc na jego gabaryty, wydaje się to niemożliwe (śmiech), ale on nigdzie się nie pchał. Zawsze był ten drugi na pierwszym miejscu. Tam, gdzie się pojawiał, robiło się ciepło na sercu.

“Pobożności nie da się zagrać. Jego wiara była autentyczna”

Ksiądz Andrzej Wołpiuk wiele razy był świadkiem tego, jak ks. Grzegorz Nazar uczestniczy we Mszy świętej, jak się modli, jaką osobistą relację ma z Panem Bogiem. Można się od niego uczyć wielkiej miłości do Boga, takiej osobistej, głębokiej relacji z Jezusem. On bardzo głęboko przeżywał Mszę świętą, tę świętą liturgię. To było widać, tego się nie da zagrać, pobożności nie da się zagrać na dłuższą metę. Zawsze uśmiechnięty, nawet kiedy był zamyślony na modlitwie, było widać spokój na twarzy – opowiada.

Trudno mówić o jego kapłaństwie, nie mówiąc o jego człowieczeństwie, bo najpierw on był człowiekiem. Najpierw była troska, po prostu – ludzka, serdeczna, a to kapłaństwo było w tle – opowiada Monika Rybczyńska. Nie było czuć dystansu, był po prostu blisko i tym właśnie przyciągał. Jego kapłaństwo wynikało z tego, że on cię po prostu przyjmował, kochał, a jak potrzebowałaś, ta miłość była tak czysta, bierna i szczera, że przyciągał do tego kapłaństwa. Kapłaństwo nigdy nie szło przed nim. Kiedy rozmawialiśmy o jakiś Bożych rzeczach, to dawał wolność i tak wszystko tłumaczył, że nie czułam żeby chciał mnie do czegoś na siłę przekonać – dodaje.

To jest coś niesamowitego, kiedy biskup płacze na pogrzebie kapłana. Jeśli biskup jest głęboko wzruszony i mówi o tym, że to był niezwykły kapłan, który żył jak mnich – opowiada ks. Wołpiuk. Był niesamowicie rozmodlony, bardzo przeżywał ten kontakt z Panem Bogiem. Dla mnie zawsze był świętym człowiekiem. Parę razy poprosiłem go o spowiedź, zostawiał mi zawsze głębokie słowa pocieszenia, wskazania do pracy nad sobą i mocne motywacje. Był człowiekiem autentycznego miłosierdzia.

Ukraina była jego ukochanym domem

Jak wspomina ks. Andrzej Wołpiuk, Ukraina od zawsze była w sercu ks. Grzegorza. Kiedy byliśmy w Rzymie po Krzyż ŚDM w 2014 roku, ustawialiśmy z Dorotą Abdelmoulą młodzeż i w pewnym momencie udało się, że papież do nas podszedł. Greg był wtedy z nami, z flagą ukraińską i prosił: zrób mi trochę miejsca, wpuść mnie do tego papieża. Wiadomo, że Greg do kruszynek nie należał (śmiech), więc trzeba się było sporo przesunąć. Był bardzo szczęśliwy i wzruszony, powiedział wtedy, że bardzo chciałby, by ten krzyż dojechał na Ukrainę. To był 2014 rok, wiemy jakie problemy Ukrainy się wtedy zaczynały. Zawsze miał w sercu sprawy młodych, Ukrainy, Kościoła.

Bardzo angażował się w pomoc Ukrainie, wiele razy do niego dzwoniłem i słyszałem: “Przepraszam cię bardzo, teraz nie pogadamy, bo właśnie coś tam jeszcze załatwiamy”. Cały czas w ruchu, działaniu – dodaje ks. Wołpiuk.

Ostatnie dwa lata były zdominowane przez agresję rosyjską na Ukrainę i przez to też dużo rozmawialiśmy – mówi Michał Kłosowski. Pamiętam taką rozmowę, którą ks. Grzegorz odbył ze mną parę dni po wybuchu wojny, to była rozmowa, w której padło kuriozalne pytanie: “Michał, słuchaj, nie wiesz może jak przewieźć kilkaset hełmów przez granicę?”. To pokazuje taką stronę księdza, która dla mnie jest niebywała. Był księdzem, świetnym duszpasterzem młodzieży, bliskim przyjacielem, z bardzo ojcowskim nastawieniem, człowiek tysiąca pomysłów, wiecznie radosny, uśmiechnięty. Człowiek wielkich marzeń – dla innych, ale także tych, których czasem sam się obawiał, ale później okazywało się, że wygrywało jeszcze większe dobro.

“To on nauczył nas działania!”

Po wiadomości o śmierci ks. Nazara momentalnie zaczęły się pojawiać inicjatywy, by zrealizować to, co rozpoczął ks. Grzegorz. Zazwyczaj jest tak, że jak ktoś odchodzi, oczywiście jest wspominanie, ale w przypadku Grega, momentalnie zaczęliśmy myśleć: co jeszcze możemy zrobić? W jaki sposób możemy mu się odwdzięczyć i spełnić jego marzenie? On nas tego nauczył swoją postawą. On nas nauczył działania. Będąc razem z nim, nie zatrzymywalibyśmy się w miejscu, tylko szli dalej  – mówi ks. Andrzej Wołpiuk. Po wiadomości o śmierci ks. Nazara szybko skontaktował się z biskupem Grzegorzem Suchodolskim, by ustalić datę Mszy świętej. Tak 25 maja o godz. 18 w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie odbędzie się Msza św. za śp. ks. Grzegorza Nazara.

Jak pisze Dorota Abdelmoula, jednym z jego wielkich marzeń było uczestnictwo młodych z Ukrainy w zbliżających się ŚDM w Lizbonie. Dla Kościoła, Ewangelii i młodzieży był – i jest – gotów na wszystko. A jednym z jego ostatnich marzeń, z którym zawędrował aż do Watykanu, jest aby młodzież z Ukrainy mogła pojechać na ŚDM w Lizbonie. Dzięki błyskawicznej przychylności Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie ruszy na ten cel specjalna zbiórka, aby to marzenie ks. Grzegorz zrealizować z nawiązką. 

“Przed sobą mają wiele przeszkód do pokonania, ale wierzę, że im się uda” – mówił niedawno w rozmowie dla Vatican News. Zbiórka już działa (szczegóły TUTAJ), a dzięki niej, marzenie ks. Grzegorza – jedno z wielu – może spełnić każdy z nas.

CZYTAJ: Młodzież z Ukrainy pojedzie na ŚDM dać świadectwo. „Mają wiele przeszkód do pokonania”

Nasz Przyjaciel w niebie

Przyjaciele ks. Nazara nie mają wątpliwości – odtąd mają świętego Przyjaciela w niebie. Po ludzku jest smutno i czuję pustkę, bo brakuje Grega – mówi ks. Andrzej Wołpiuk. Ten skromny człowiek robił tak wiele dobrego, a myśmy tak wielu rzeczy nawet nie wiedzieli! Wiem, że nie mogę do niego zadzwonić, nie możemy pogadać. Ale z drugiej strony mam takie przeświadczenie i pokój serca, że mam przyjaciela w niebie – on tam patrzy na mnie, dopinguje mnie i będzie mnie wspierał i wypraszał dla mnie u Pana Boga wiele łask. 

Nie mówimy żegnaj, ale do zobaczenia. Po ludzku jest smutno, będzie go brakowało. Ale on odszedł w trakcie pracy, którą kochał – mówi Uliana Zhuravchak. Cały czas jest takie poczucie, że on żyje! Jest żywy, on się po prostu przeprowadził. Niesamowite. Warto powiedzieć, że za każdym razem, jak o nim rozmawiamy, pojawia się tylko uśmiech na twarzy. On wiedział, co jest ważne, był odpowiedzialny, ale jednocześnie radosny. Dzielimy się tym, że jest żywy i jest radość, fala radości, dobroci! Ksiądz robił tyle dobra i to dobro wraca! Jest sporo cudów, niezwykłych historii, o których słyszymy po jego śmierci.

Teraz wreszcie nie trzeba będzie dzwonić, żeby z Księdzem porozmawiać! – pisze Dorota Abdelmoula. W kółko się ze mną przekomarzał, że dzięki mnie ma selfie z „panią z Watykanu”. To ja mam odtąd z Księdzem z Nieba. Bez cudzysłowu i przekomarzań.

Odszedłeś tak jak lubisz, z poczuciem humoru, nagle – mówi Monika Rybczyńska. I w gronie najbliższych postanowiłeś sobie usnąć. I pójść do swojego Mistrza – do Jezusa. I wiesz, kiedy tak myślę, czy Bóg istnieje, to patrząc na Twoje świadectwo życia, nie mam wątpliwości, że byłeś żywą Ewangelią i głosisz ją jeszcze mocniej po śmierci. Głosisz Ewangelię miłości opartą na relacjach z ludźmi, których ja wciąż się uczę. Wiesz, chciałabym kochać ludzi – tak jak Ty. Dziękuję.

oprac. Zofia Świerczyńska/Stacja7

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja