Nasze projekty

7 pomysłów na prezent

To będzie banał nad banały, ale mimo to ośmielam się o nim wspomnieć na samym początku. Każdy człowiek lubi dostawać prezenty. Bez wyjątku. Różnimy się jedynie tym, jaką formę powinny one mieć.

Reklama

Już średniowieczny dominikanin Tomasz z Akwinu zastanawiał się na temat wartości obdarowywania. Dlaczego Bogu należy oddawać chwałę skoro On sam jest źródłem wszelkiej doskonałości, więc i wszystko posiada. Czy nasze dary i słowa cokolwiek mu dodają? Oczywiście nie, ale dając innym, uszczęśliwiamy samych siebie – stwierdził Akwinata.

 

Ksiądz Mieczysław Maliński, wrocławski duszpasterz akademicki, często powtarzał studentom, że jeśli gdzieś się wprowadzą, to powinni najpierw przedstawić się sąsiadowi: „Gdybyś czegoś potrzebował, jestem”. Nie dlatego, aby mi się dobrze mieszkało, ale by innym dobrze mieszkało się ze mną. To nieco dziwna logika, polegająca na odwróceniu perspektywy z siebie na innych. Gdy zaczyna się ją stosować, wówczas naprawdę zmienia się wiele.

Reklama

 

Poniżej dzielę się kilkoma pomysłami, na temat tego co dawać, aby szczęścia było więcej. Ze wszystkimi spotkałem się osobiście i do dziś mile wspominam. Być może kogoś zainspirują

Prezenty użyteczne

Reklama

 

Kategoria najbardziej mi bliska. Od lat staram się posiadać jak najmniejszą liczbę rzeczy. Ograniczam się do tego, co jest konieczne, rezygnując z nadmiaru. Lubię gdy jest minimalistycznie i skromnie. Dzięki temu życie staje się prostsze i lżejsze.

 

Reklama

Pamiętam, gdy na zakończenie parafialnych rekolekcji grupa niezwykle życzliwych i sympatycznych parafian, sprezentowała mi półtora metrową figurkę świętego Jana Kantego. Ważyła z dziesięć kilogramów. Niestety, szybko pojawił się kłopot. W jaki sposób święty Jan przejedzie ponad czterysta kilometrów, aby dostać się ze mną do klasztoru w Łodzi. Oczami wyobraźni widziałem już przepełniony przedział PKP. Figurki jednak nie mogłem zostawić, by nie sprawić przykrości ofiarodawcom.

7 pomysłów na prezent

Bywają więc prezenty kłopotliwe. Do takich zaliczyć można nie tylko gipsowe figurki (nawet ulubionych świętych), popiersia, ale i monumentalne obrazy (także o charakterze religijnym). Pakiet trzydziestu tomów encyklopedii lub leksykonów również może okazać się kłopotem. Podobnie jak wszelkiego rodzaju ubrania po mamie, tacie, cioci, które „świetnie ci pasują i będą mogły służyć na lata”. Wiadomo, we wszystkim potrzebny jest umiar, zarówno w ubieraniu jak i w obdarowywaniu.

 

Kłopotem są także zwierzęta. O ile mieszkając na wsi ucieszyłbym się ze świni, kury czy krowy to jednak kolejny kotek czy piesek dla osoby mieszkającej w bloku staje już pewnym wyzwaniem. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy mamy pewność, że dana osoba o takim prezencie od dawna marzy i ma do tego potrzebne warunki.

 

Pamiętam prezent, który sprawił mi dużą przyjemność. Był to woreczek z pachnącą lawendą i kartka napisana ręcznie: „Zachęcam, aby położyć obok łóżka i czasem powąchać. Uspokaja i poprawia nastrój”. Choć minęło już trzy lata, a zapach dawno wywietrzał, woreczek z lawendą wciąż leży na podłodze obok materaca.  

 

Zamiast kolejnej toaletowej wody czy dezodorantu można także zaglądnąć do jednego ze sklepów z naturalnymi kosmetykami z różnych zakątków świata. Można wybrać zapach balsamu, mydła, oliwki lub pudru do kąpieli i w oparciu o niego ułożyć oryginalne życzenia.

Prezent smakowity

 

Od dawna wiadomo, że smutek dzielony z drugim człowiekiem jest połową smutku, ale radość dzielona z innym jest podwójną radością.

 

Sok domowej roboty, miód albo chleb upieczony samodzielnie będzie prezentem, który na pewno zostanie mile zapamiętany.

 

Dla amatorów kawy można zaryzykować kupno czegoś zupełnie nietypowego jak: kawę orkiszową lub żołędziową, aby spróbować także innych smaków. Osobiście bardzo lubię paragwajską yerba mate parzoną w klasyczny sposób. Najlepiej, gdy nie jest kupowana w żadnej herbaciarni (tam dodają różnych dziwnych zapachów, a potem opakowują w kolorowe złotka, aby ładniej się prezentowały na wystawach. W efekcie paragwajski ostrokrzew smakuje jak owocowa herbata w torebkach). Najlepsza jest taka, która smakuje jak „wywar z petów”, a po pierwszym zalaniu jej smak delikatnie skręca człowiekowi twarz. Kiedyś dostałem pół kilograma, na dodatek od osoby, która szczerze nie znosi jej smaku. Ten prezent wzbudził we mnie szczere uznanie.

 

Można także podzielić się ulubionym zapachem (woski zapachowe, olejki), dołączając do niego intrygujący fragment z wiersza, książki lub nawet z Pisma Świętego.

 

Znajomy ksiądz otrzymał kiedyś paczkę siekanej herbaty, do której włożona była kartka: „Jezus zwyciężył śmierć. Czasu na herbatę życzę”.

Twórczy

 

Kraków, klasztor dominikanów. Jest już po dwudziestej trzeciej kiedy na biurku klasztornej celi dzwoni wewnętrzny telefon. „Wyjrzyj za okno. W mojej celi zaraz odbędzie się peregrynacja” – słyszę w słuchawce głos brata Tomasza. Cela starszego brata znajdowała się zaraz naprzeciw mojego okna. Spoglądam i widzę zapalające się i gasnące światło, odsłaniającą się zasłoną, po chwili w oknie pojawiła się uśmiechnięta i machająca do mnie postać. Choć od tego czasu minęło już z osiem lat, do dziś z uśmiechem wspominam zaskakujący i niespodziewany prezent.

Kreatywnym prezentem może być też nagrany filmik z oryginalnym pomysłem. Można nagrać specjalnie wykonywany utwór przez siebie lub grupę znajomych, albo wyjść z aparatem na ulicę, prosząc kilku napotkanych ludzi, aby naszemu solenizantowi złożyli życzenia. Pamiętam, gdy z okazji imienin kilku braci użyliśmy tego patentu. Ludzie mieli prezentować różne środowiska, aby było różnorodnie: byli więc młodzi ludzie jeżdżący na deskorolkach, sprzedawca pamiątek, góralska orkiestra grająca na akordeonach, a nawet średniowieczny rycerz. Dodatkowo przed życzeniami umieściliśmy zdjęcia pochodzące z różnych rejonów świata (Carcassone, Rzym, Barcelona, Paryż), by uzyskać efekt "łączenia się z drugim końcem Europy". Stojąca osoba na tle ceglanej ściany zaczynała: „Wojtku, pozdrawiam cię z dalekiej Francji”.

 

Do twórczych prezentów zaliczyłbym też taki, o którym opowiadała znajoma: „Najbardziej się cieszę, jak dostaję od męża bukiety polnych kwiatów, zerwane w drodze z pracy do domu, gdzieś na polu. Cieszą serce i oczy”.

 

7 pomysłów na prezent

Sentymentalny

 

Tutaj mieszczą się wszystkie prezenty, które wywołują przyjemne wspomnienia. Album ze zdjęciami, prezentacja z muzyką, jakaś rzecz wykonana samodzielnie (wyhaftowana zakładka do książek). Spotkałem się z pomysłem, w którym z nagłówków pochodzących z gazet został wyklejony kolaż charakteryzujący obdarowanego. Były poważne, ale i zabawne fragmenty: „Mógł przyjąć łapówkę, a tego nie zrobił”, „Życie go zahartowało”, „Na niego można liczyć", "Wrażliwy twardziel". "Nawet prezydent boi się jego wpływów"… Tu pole do popisu jest szerokie.  

 

Tego typu prezenty, w które włożyło się sporo pracy, nie przedstawiają wprawdzie żadnej wartości materialnej, ale mają w sobie gigantyczny ładunek emocjonalny. Można się wzruszyć.

Intelektualny

 

Książki zmieniają nas, nasze życie i świat. Są osoby, które lubią w nich subtelny humor i przestrzeń tajemnicy. Innych bardziej pociąga sposób posługiwania się językiem. Przy ich zakupie warto jednak wcześniej dowiedzieć się jaki typ literatury mógłby zainteresować solenizanta. Lubię otrzymywać książki, które są ważne dla tego, który mi je wręcza. Dzięki temu mogę choć w jakiejś części uczestniczyć w jego świecie. Zupełnie nie przeszkadza mi jeśli książka jest używana, a jeszcze lepiej jeśli znajdują się na niej notatki i własne zapiski. Taka lektura wydaje się bardziej żywa i znajduje się w niej także "część" bliskiej nam osoby. Czyli materiały niepoliczalne i bezcenne.

 

Są osoby, które ucieszyłyby się także z biletu do kina, teatru czy wspólnego wyjścia na koncert. Mam znajomego, który marzy o skoku spadochronowym, warto pomagać w spełnianiu marzeń.

 

7 pomysłów na prezent

Duchowy

 

Tutaj pole do popisu jest bardzo duże. To typ prezentów, które wzruszają mnie chyba najbardziej. Obrazek z informacją o zamówionej mszy świętej (są także msze święte wieczyste), margaritka lub duchowa adopcja (dla znajomego księdza), niewielka pamiątka z miejsca o charakterze religijnym.

 

Takie prezenty dla osoby wierzącej naprawdę wiele znaczą: różaniec wykonany ręcznie ze sznurka, niewielki kamień z góry Synaj, flakonik z olejkiem narodowym z Ziemi Świętej (kosztuje zaledwie kilka złotych), muszelka z pielgrzymki do Santiago de Composteli czy winko z sanktuarium gidelskiego. Kiedyś otrzymałem prawosławną czotkę, na której odmawia się jezusową modlitwę. Współbrat, który mi ją wręczył dodał: „Leżała przez całą noc przy grobie Pana Jezusa”.

Kiedyś na Facebooku zapytałem o prezent, który sprawił najwięcej radości, Julia napisała: „Kiedyś w dzień urodzin spotkałam jednego z Ojców i powiedział, że rano była msza święta za mnie. Nie dowiedziałam się, kto ją odprawiał, nie sądziłam, że ktoś wie, że to ten dzień. Jeden z najmilszych podarunków, do tego mogłabym się nigdy o nim nie dowiedzieć".

 

Na ciekawy pomysł wpadł także znajomy, który widząc, że jego żona od jakiegoś czasu chodziła bardzo przemęczona, wręczył jej karnet na cały dzień odnowy biologicznej (sauna, masaże, ciepłe baseny). Na kolorowej pocztówce napisał: „Gdy człowiek zmęczony to Duch Święty ma problem, żeby w nim działać”.

Prezent spontaniczny

 

Kiedy studiowałem w dominikańskim kolegium, starsi bracia złośliwie mawiali, że nasz średniowieczny klasztor jest dobry, aby się nim chwalić, ale nie najlepszy, by w nim mieszkać. Dodatkowo aura Krakowa sprawiała, że klasztor stawał się niczym podwodna łódź, która zanurza się w październiku, a wynurza w okolicach maja.

 

To właśnie w tym miejscu otrzymałem jeden z najbardziej sympatycznych prezentów. Kosztował zaledwie trzy złote i dwadzieścia groszy.

Mieszkałem wówczas w najbardziej odrapanej części klasztoru, która nazywana była przez nas „slumsami”. Miejsce z klimatem nieco jaśniejszej piwnicy. Odpadający tynk na ścianach, wytarte i popękane kafelki podłogowe, a pomiędzy nimi, co jakiś czas przebiegał szczur. Wiele rzeczy nie układało się wówczas najlepiej, dopadł mnie jeszcze jakiś dziwny rodzaj smutku i melancholii. Pewnego ranka wyszedłem po szóstej nad ranem z celi, zamierzając iść na poranne modlitwy. Byłem półprzytomny. Niespodziewanie pod drzwiami znalazłem niewielką puszkę, a obok niej zwinięta kartka: „Byłem w nocy w Paragwaju. Na dowód przywożę ananasy, abyś mi uwierzył. Nie wydaj mnie”.

 

To nic, że według wszelkiego prawdopodobieństwa ananasy zostały wykradzione z klasztornego magazynku (klucz pożyczało się mając poważny powód, więc w takim wypadku brat musiał wykazać się sporą kreatywnością). To nic, że na spodzie znajdowała się cena „3,2 zł” i logo pobliskiego supermarketu. Historia nie musiała się kleić, tym bardziej, że mój współbrat wybierał się wówczas na misje do Afryki. Ale to były najlepsze ananasy jakie jadłem w życiu.

 

***

 

Dając innym, tak naprawdę sami otrzymujemy. Jeśli więc się czujesz nieszczęśliwy, to może dlatego, że jeszcze dzisiaj nic nikomu nie dałeś?

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę