Nasze projekty
Fot. Freepik

Nie wybieramy tego, kim jesteśmy, ale możemy wybrać, co z tym zrobimy

Aby zrozumieć siebie, zawsze na początku musimy sobie uświadomić, ze jesteśmy dziećmi Boga.

Reklama

Wielu katechetów, kaznodziei a przede wszystkim spowiedników i przewodników duchowych zmaga się dzisiaj z ogromnie wypaczonym wizerunkiem Boga Ojca. Co naturalne, konstytuuje się on w najwcześniejszych latach naszego życia na podstawie obrazu naszego własnego ojca i mocno rzutuje na nasze życie duchowe i codzienne. Ten „wizerunek” kształtuje też nasza osobowość.

Niewolnik image’u ojca

Są dzieci, które tego ojcowskiego image’u są wręcz niewolnikami. Co ciekawe czasem ten obraz wynika z kontekstu w jakim się dorasta (np. wizerunek majętnego biznesmena, żołnierza, czy nawet mafijnego bossa), a czasem jest realizacja pewnej projekcji ojca na dziecko. Tata (mama zresztą też) ma po prostu na dziecko plan. Zwykle jest on złożony z własnych niespełnionych ambicji. Taki dzieciak jest tym co robi i jest wart tyle, o ile dobrze to robi. Tej aktywności zwykle szczerze nienawidzi (jak Andre Agassi gry w tenisa, mimo że stał się sportową legendą), ale nie jest w stanie pogodzić się z utratą swej wartości w oczach ojca.

Z czasem ten obraz zostaje tak zasymilowany, że image człowieka, choćby ten kreowany w mediach społecznościowych, staje się wartością nadrzędną. Będzie on gotów poświęcić wszystko byle nie dopuścić do zniszczenia swego wizerunku. Sam zresztą też tego ciężaru może nie udźwignąć i wpadnie w depresję albo uzależnienia. A jednak energia do działania tych samych osób, które już potrafią oddzielić swoją wartość od tego co robią i swoich sukcesów życiowych, może być bezcenna dla innych poprzez owoce ich pracy lub jako inspiracja dla innych. Istotne jest bowiem, czy rozumiem, że nasza wartość wynika z samego faktu istnienia, z tego, że jesteśmy dziećmi Boga, a nie z tego jak nas postrzegają inni. Godzien podziwu jest nasz wysiłek i trud, a nie końcowy sukces, na który składają się też zwyczajnie korzystne okoliczności.

Reklama

Zrozumieć swoją „inność”

Osobną grupę stanowią dzieci, które ze względu na szczególną wrażliwość lub inteligencję czują się wiecznie wyobcowane ze swojej rówieśniczej grupy. Koledzy grają w piłkę a on zaczytany po uszy w książce. Koleżanki plotą o ciuchach, a ta czyta wiersze. Zwykle są milczkami. Kiedy już się odezwą, to w tak wyszukany sposób, że dorośli mają te dzieciaki za dziwaków a inne dzieci za kosmitów. Paradoksalnie największym marzeniem takiego dziecka jest przynależność do grupy, z którą po prostu nie mają wspólnego języka. Jeśli zrozumieją swoją inność stają się niezwykle empatycznymi, wrażliwymi na emocje i żyjącymi bez poczucia winy ludźmi. Bardzo często są artystami lub pracują w kreatywnych zawodach. Jeśli jednak ich inność zaowocuje w ich sercach goryczą będą fałszywie skromne lub notorycznie będą wchodzić w rolę ofiary, by manipulować innymi i utrzymywać relacje czy związki, w których żyją w ciągłym poczuciu niższości. Nie będę rozumieć, że jako dzieci Boga są warci ni mniej ni więcej niż inni.

Potrzeba posiadania własnego prywatnego świata

Niekoniecznie jednak wyobcowanie musi wiązać się z nadwrażliwością i bujną wyobraźnią. Czasem bywa dokładnie odwrotnie. Niektóre dzieci w naturalny sposób nie odczuwają potrzeby intensywnych relacji z innymi, wręcz czują się tym zmęczone. Mają silną potrzebę posiadania własnego prywatnego świata, do której mógł przyczynić się np. zbyt wścibski rodzic. Nie czują potrzeby rywalizacji czy domagania się tego, co im się należy. Odpuszczają, stają z boku i… obserwują. Ta obserwacja prowadzi je zwykle do jednej ponurej konkluzji, a mianowicie permanentnego deficytu wszelkich dóbr na świecie (od uwagi innych ludzi do zasobów naturalnych).

Wychodzą więc z założenia, że same muszą się o siebie zatroszczyć. W dorosłym życiu będą to osoby mocno zdystansowane do otoczenia i uważnie je obserwujące bez angażowania się w sprawy, które się toczą. Świat liczb i algorytmów jest dla takich osób po prostu rajem. Jeśli są świadome swej specyfiki wchodzą w relacje z innymi obdarzając ich swoja szeroką wiedzą, umiejętnością przewidywania pewnych konsekwencji i dalekosiężnego planowania. Jeśli nie – stają się zgorzkniałymi, cynicznymi odludkami i potwornymi egoistami. Nie dostrzegą, że to Ojciec daje dzieciom to, czego im trzeba.

Reklama

Permanentna nieufność wobec innych

Świat nie zawsze jest bezpiecznym miejscem, a dorosłym nie zawsze można ufać. Dorosłość nie zawsze oznacza emocjonalną stabilność i wsparcie, a rodzic bywa wulkanem sprzecznych i nieprzewidywalnych emocji. Jeśli dzieciak wyrobił sobie przeświadczenie, że jego najważniejszym zadaniem jest przewidywanie zagrożeń i unikanie niebezpieczeństw, zaowocuje to permanentną nieufnością wobec innych. Taki człowiek będzie żył w poczuciu nieustannego zagrożenia, a rozpatrywanie każdej sytuacji zacznie od listy niebezpieczeństw. Będzie też wiecznie szukał winnych, co najczęściej wiąże się z mechanizmem zwanym „projekcją” (własne, zwykle fałszywe, poczucie winy projektujemy na innych). Źródłem tych wszystkich problemów jest oczywiście intuicja, którą taka osoba rozwinęła w dzieciństwie by „przetrwać” w niestabilnym otoczeniu, gdzie kluczowe jest wczesne wykrycie zagrożenia i zneutralizowanie go. Jeśli jednak podległa ona ewaluacji i jest używana świadomie, taka osoba z łatwością kontroluje swoje negatywne nastawienie i rozumie, że w życiu mało co jest pewne. Jednocześnie bardzo trafnie wyczuwa intencje i zamiary innych będąc przy tym niezwykle lojalna, gdyż wie jak rzadkim dobrem są pewne i wypróbowane relacje.

Złudne poczucie szczęścia

Pamiętacie Piotrusia Pana i jego Nibylandię? Podczas gdy jedni na wszelkie deficyty reagują próbą stworzenia (często przesadnej) niezależności, a inni budują potężny radar, który wszędzie wieszczy niebezpieczeństwa i zagrożenia są i tacy, którzy potrafią całkowicie wyprzeć negatywne doświadczenie, dosłownie zmienić wspomnienia, by żyć w radości i poczuciu szczęścia. Oczywiście, złudnym. Jako dzieci niektórzy z nas budują pierwsze Nibylandie i nigdy z nich nie wychodzą. Takie osoby nigdy nie dopuszczą do siebie cierpienia, emocjonalnego bólu czy straty. Jeśli wtargnie ono w ich życie, po prostu je zresetują, ale najczęściej tak wszystkim pokierują, że wszelkie możliwe nieprzyjemne doświadczenia ominą szerokim łukiem. Mają przy tym niebywałą zdolność unikania odpowiedzialności i jednocześnie żyją w przekonaniu, że zawsze doświadczają niesprawiedliwości. O ile jednak takie osoby są w stanie stanąć w prawdzie i dopuścić do siebie nieprzyjemne fakty zaimponują nam niezwykłą umiejętnością oczyszczania się z negatywnych emocji, hartem ducha i optymizmem. Podniosą się z każdego upadku.

Nie wybieramy tego kim jesteśmy, ale możemy wybrać co z tym zrobimy. Zawsze jednak na początku musimy sobie uświadomić, ze jesteśmy dziećmi Boga i to już wystarczy za całą naszą samoocenę i wyjątkowość. Nic lepszego nie może nam się przydarzyć.

Reklama

Robert Chojnacki (na podstawie książki „Powrotna droga do Ciebie. Jak odnaleźć siebie i zrozumieć innych?” autorstwa Ian Morgan Cron i Suzanne Stabile)


„Powrotna droga do Ciebie. Jak odnaleźć siebie i zrozumieć innych?”
Ian Morgan Cron, Suzanne Stabile

Nosisz w sobie najlepszą wersję siebie. Uwierz w to w końcu!
Kłopot tylko w tym, że nie bardzo wiesz, która to jest. Nie ma się czemu dziwić Twoje relacje, Twoje obowiązki (i związki!), Twoje role mocno zaciemniły ci ten obraz i często… nie jesteś sobą po prostu. A czasem bywasz bardziej sobą niż chcesz! No i potem, że tego żałujesz, prawda?
To czego o sobie nie wiemy może ranić nas samych i naszych bliskich. Najwyższa pora to zmienić.
KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę