Nasze projekty
fot. Instytut Pileckiego/ Youtube.com (print screen)

Prof. Skibiński: teza, że kard. Wojtyła nie robił nic na rzecz ofiar księży pedofilów nie jest uzasadniona

"Przed wyciągnięciem wniosków powinniśmy najpierw wyczerpać możliwe dostępne źródła informacji. To, że nie wiemy o pozytywnych reakcjach kard. Wojtyły, nie znaczy, że ich nie było" - mówi prof. Paweł Skibiński, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego, analizując ostatnie publikacje medialne związane z metropolitą krakowskim kard. Karolem Wojtyłą.

Reklama

W kontekście opublikowanej ostatnio książki Ekke Overbeeka „Maxima culpa” wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego kard. Karol Wojtyła nie zajął się pokrzywdzonymi dziećmi – ofiarami przestępstw księży? Dlaczego nie skontaktował się z nimi, nie pomógł?

Po pierwsze trzeba podkreślić, że o reakcjach i ewentualnych działaniach kard. Wojtyły na rzecz ofiar – o tym, czy jakieś te działania były i jaki miały charakter – w gruncie rzeczy niewiele wiemy. Nie wiemy, czy nie było próby jakiegoś kontaktu. Obcujemy ze źródłami wytworzonymi przez komunistyczną policję polityczną, przechowywanymi w IPN, które nie są w stanie opisać działań wewnątrzkościelnych, ale mówią o Kościele niejako z zewnątrz, szukając jego słabości. Mówienie na podstawie jedynie źródeł zgromadzonych w IPN o tym, co działo się wewnątrz Kościoła jest ze strony badaczy uproszczeniem. Czasem mamy jakieś wiadomości na ten temat wynikające z doniesień zawartych w tych źródłach, ale na ile te doniesienia są prawdziwe, na ile ich autorzy wiedzieli o wszystkim, co się działo, zazwyczaj trudno nam ustalić.

W świetle tych źródeł tak naprawdę możemy tylko zaobserwować pewien ciąg działań zewnętrznych, które w kontekście praktyki tamtych czasów oceniane są przez historyków raczej jako ponadstandardowe.

Reklama

Wydaje mi się, że bezpieczniej byłoby zadać to pytanie trochę inaczej, tzn. co my możemy tak naprawdę powiedzieć o reakcji Karola Wojtyły na te przestępstwa? I odpowiedź brzmi: w świetle tych źródeł tak naprawdę możemy tylko zaobserwować pewien ciąg działań zewnętrznych, które w kontekście praktyki tamtych czasów oceniane są przez historyków raczej jako ponadstandardowe.

Jak przyszły papież zachowywał się wobec ofiar? Byłbym bardzo ostrożny wypowiadając się na temat jego reakcji i realnych działań, bez konfrontacji ze źródłami wewnątrzkościelnymi. Mówienie na ten temat jest dziś wręcz niemożliwe. Dopóki nie uda się zweryfikować kościelnych źródeł jesteśmy w tej sprawie w zasadzie bezradni. Nie możemy też wykluczyć, że nawet poznawszy te źródła, w ogóle nie uda nam się odpowiedzieć na to pytanie.

Są jednak relacje ofiar. Grono tych osób twierdzi, że nikt się z nimi nie spotkał, nikt się nie zainteresował.

Nie lekceważę relacji ofiar, nie twierdzę, że kurialiści wykazywali się empatią, jakiej dziś oczekujemy.

Reklama

Ale zwróćmy uwagę, że w kontekście zarzutów wobec postawy archidiecezji krakowskiej w latach 60. i 70. XX w. w sprawach o nadużycia seksualne duchownych, o wiele mniej jest w tych materiałach bezpośrednich relacji osób pokrzywdzonych, a więcej zasłyszanych plotek. Najczęściej nie do zweryfikowania, bowiem dotyczą wydarzeń sprzed ponad pół wieku.

Przed wyciągnięciem wniosków powinniśmy najpierw wyczerpać możliwe dostępne źródła informacji. To, że nie wiemy o pozytywnych reakcjach kard. Wojtyły, nie znaczy, że ich nie było.

Stosowane są także przez autorów materiałów medialnych techniki – moim zdaniem – prowadzące wprost do nadużyć w tak delikatnych kwestiach: np. stwierdzenia, że wprawdzie świadek zaprzecza, że był ofiarą, ale „jego mowa ciała” podpowiada dziennikarzowi coś innego i to wystarcza mu do wyciągania kolejnych wniosków.

Reklama

Przed wyciągnięciem wniosków powinniśmy najpierw wyczerpać możliwe dostępne źródła informacji. To, że nie wiemy o pozytywnych reakcjach kard. Wojtyły, nie znaczy, że ich nie było. Jeśli nie doszło do spotkań z ofiarami, nie wiemy do końca, kto sobie takiego spotkania życzył, a kto nie. Myślę, że takich spotkań się generalnie obawiano.

Nie należy zapominać o kontekście historycznym tamtych czasów – kontekście wykorzystywania słabości ludzkich – alkoholizmu, nieuporządkowania w sferze seksualnej, nadużyć materialnych – przeciw Kościołowi.

Bez wątpienia ważnym elementem tego kontekstu było też to, że w przypadkach nadużyć w sferze seksualnej generalnie – nie tylko i nie przede wszystkim w Kościele – nie przyjmowano wówczas za punkt widzenia optyki ofiar.

O ten kontekst chciałam zapytać. Wiele osób próbując odpowiedzieć na pytanie o niewrażliwość czy brak adekwatnych reakcji na krzywdę dzieci ze strony Kościoła mówi: takie były czasy. Co to znaczy?

Mamy tu kilka wątków. W ówczesnym społeczeństwie stępiona wrażliwość na krzywdę mogła się przeplatać z niedowierzaniem wobec samego faktu zaistnienia przestępstwa pedofilii, wykraczającego poza mieszczące się w głowie wielu osób z tamtego pokolenia normy. Pomysł, że ktoś wykorzystuje seksualnie dziecko był jednak traktowany przez naszych dziadków z pewnym niedowierzaniem. Dochodziła do tego trudność weryfikacji informacji. Wobec ogromnej fali plotek, pomówień, czy pornograficznych paszkwili, preparowanych i rozpowszechnianych przez służby komunistyczne, na temat wielu duchownych, niektórzy mogli tego rodzaju informacje a priori uznawać za fałszywe i nie drążyć kwestii. Kościół nie dysponował przecież niezależnym od państwa aparatem śledczym. Służby potrafiły przecież organizować wielkie prowokacje na tle rzekomych nadużyć seksualnych duchownych – jak mieliśmy do czynienia w wypadku pornograficznego paszkwilu, tzw. Zielonego Zeszytu, oskarżającego o nadużycia bp. Czesława Kaczmarka, który to zeszyt okazał się fałszywką, ale został rozesłany przez SB do wszystkich duchownych w Polsce.

Nie możemy też zapominać, że mówimy o społeczeństwie straumatyzowanym doświadczeniem II Wojny Światowej. Miliony śmierci, ogrom krzywd, nadużyć wojennych, rozpad rodzin – to wszystko, o czym my nie mamy pojęcia i czego nawet nie potrafimy sobie wyobrazić, sprawiało, że granica społecznej wrażliwości była bardzo mocno przesunięta: przestępstw, o których mowa nie traktowano – z naszego punktu widzenia – z należytą powagą.

Nie zdawano sobie sprawy z dewastującego charakteru tych przestępstw i dramatycznego wpływu na psychikę dziecka, w stopniu, w jakim my dziś mamy tego świadomość.

Tu jeszcze pojawia się pewien bieżący kontekst tamtych lat a mianowicie rewolucja seksualna, która w Polsce może następuje z opóźnieniem, ale ma wpływ na kontekst kulturowy na świecie, np. na opinie lekarzy. Jednym z haseł tego ruchu była przecież – o czym dziś zapominamy – mająca się dokonać w ramach rozluźnienia ograniczeń obyczajowych legalizacja pedofilii. Nie był to oczywiście nurt, który miał wpływ na myślenie Karola Wojtyły, ale mówiąc o kontekście tamtych czasów warto mieć świadomość, że niektórzy współcześni mu ludzie – liderzy opinii – na ofiary pedofilii nie patrzyli wówczas w ogóle jako ofiary.

Bez wątpienia – i tu możemy już mówić o myśleniu obecnym nie tylko w społeczeństwie ale i w Kościele tamtych czasów – nie zdawano sobie sprawy z dewastującego charakteru tych przestępstw i dramatycznego wpływu na psychikę dziecka, w stopniu, w jakim my dziś mamy tego świadomość. Z tą niewiedzą mogła się też wiązać obawa, że aktywne działania mogą pogorszyć sytuację, uwikłać kolejne osoby, szerzyć zgorszenie itp.

I wreszcie – mogła tu działać troska o wizerunek Kościoła, ze świadomością, jak wiele rzeczy mu zagraża i jak wiele spraw może być wykorzystanych przeciw niemu przez skoncentrowane na działalności antykościelnej państwo komunistyczne i jego służby. Ten syndrom oblężonej twierdzy może nam się dziś wydawać przesadzony, ale wówczas było to doświadczenie bardzo żywe i realne.

O czym jeszcze należałoby wspomnieć pytając o działania kard. Wojtyły podjęte na rzecz ofiar przestępstw księży?

Nie można stawiać tego pytania ogólnie. Trzeba pytać o konkrety, o konkretną sprawę, o to, w jakim zakresie kard. Wojtyła rzeczywiście się tą sprawą zajmował i posiadał wiedzę na jej temat oraz – o konkretne pokrzywdzone osoby. Warto mieć świadomość, że przypadki księży opisane przez Ekke Overbeeka, a zwłaszcza kwestie reakcji kard. Wojtyły – a także jego możliwości tej reakcji – to przypadki różne i nie można ich „wrzucać do jednego worka”.

rozmawiała Maria Czerska (KAI)

KAI/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę