Ksiądz i kobieta
Dziś wspomnienie błogosławionego kardynała Wyszyńskiego. Jak mało który purpurat, nie tylko rozumiał kobiety, szanował je, ale i umiał z nimi współpracować.
Dziś wspomnienie błogosławionego kardynała Wyszyńskiego. Jak mało który purpurat, nie tylko rozumiał kobiety, szanował je, ale i umiał z nimi współpracować. Rozmawiać, działać wspólnie. Zresztą przez jego życie – wciąż przewijały się mądre kobiety, które go nie tylko wspierały ale i formowały, kształtowały, zmieniały. Powodowały, że zmieniał się na lepsze, i (taki był z charakteru) z nieco kostycznego (dostojnego?) księdza, a potem biskupa i prymasa, stawał się coraz bardziej… człowiekiem.
CZYTAJ>>> „Kończy się miękka gra z klerem”
Matka własna, Julianna, którą stracił w dzieciństwie, a która formowała chłopca religijnie i patriotycznie. Od niej się zaczęło. Tamta macierzyńska miłość i mądrość, tamte rozmowy – oddziaływały na kolejne i kolejne lata.
Matka Róża Czacka, która wywierała na niego wpływ trudny do przecenienia, i w zasadzie nadal… mało znany i dyskutowany. Świeccy nie bardzo znają. Księża – jeśli nawet znają – temat jakby pomijają. Niepotrzebnie. Bo ta hrabianka z pochodzenia, niewidoma i żyjąca w skrajnym ubóstwie, bez wielkich słów, lecz przykładem pokazywała Wyszyńskiemu jak należy wierzyć, ufać i kochać, i jak trzeba patrzeć na osoby „inne”: z niepełną sprawnością, Żydów, ślepych moralnie. Nota bene – gdy trzeba było – to i subtelnie przemawiała do rozsądku. I to ona pokazała mu, że walczyć trzeba czasem nawet wówczas, gdy po ludzku walka nie ma szans. Walczyć de facto ze… złem. „Było w niej coś z Traugutta” – pisał po latach prymas o momencie przystąpienia Czackiej do Powstania Warszawskiego.
W końcu też – Maria Okońska, którą poznał w czasie okupacji, a która to miała wyjątkową wizję kobiecości i służby. Młodziutka i śliczna pani psycholog, miała plan mądrego oddziaływania i formowania innych kobiet – w duchu mądrości, pobożności, aktywności społecznej. Stworzona przez nią Ósemka, która po latach będzie instytutem życia konsekrowanego – Instytutem Prymasowskim – to dzieło, bez którego trudno wyobrazić sobie współczesny, polski Kościół. Przy czym – co zawsze mnie dziwi – dzieło to nadal jest szerzej… nieznane. Jak i niestety sama postać. Nota bene: współcześni Wyszyńskiemu księża i hierarchowie, relacje z kobietami (zawsze bardzo uporządkowane, godne, pełne zrozumienia i szacunku) często mieli mu… za złe. No jakże to tak, że wielki Prymas słucha bab? A on był właśnie… tak wielki, więc bez uprzedzeń, bez kompleksów i bez dwuznaczności, słuchał.
Przeczytaj również
CZYTAJ>>> Urzędy bez krzyża. Próba przypodobania się mniejszości
Ale wracając do meritum: Wyszyński potrafił z kobietami rozmawiać, komunikować się, współpracować. Ale i same kobiety, które poznawał, i które wywierały na niego wpływ, umiały tworzyć wokół siebie atmosferę dobrej komunikacji, otwartości, szczerej rozmowy i wymiany myśli. Nie zgadzały się zawsze ze wszystkimi! Mimo, że przecież zgromadzenie zakonne rządzi się swoimi prawami. I mimo, że tworzenie instytutu życia konsekrowanego – swoimi.
Realnie jednak, konkretne i mądre kobiety – potrafiły rozmawiać zarówno z hierarchą, jak i ze… sobą. Ze swoimi współpracowniczkami, siostrami, towarzyszkami. Pewnie zresztą nie zawsze idealnie się to wszystko działo, jak to w życiu, jak to w sytuacjach trudnych, których przecież doświadczały. Zasadniczo jednak: mówiły, pisały, czytały, rozmawiały. Tworzyły więc relacje, uporządkowane więzi, które pomagały ogarniać świat, rzeczywistość, a przede wszystkim w końcu: tworzyć dobro. A tego dobra, tych owoców, stworzyły bardzo, bardzo wiele.
A jak my, współczesne kobiety, rozmawiamy ze sobą? I czy potrafimy się komunikować z… księżmi? Już widzę te uśmieszki. No, śmiejmy się, śmiejmy, ale i namawiam (siebie również) do refleksji: czy współczesne babki naprawdę rozmawiają? Bo czy przykładowe grupy na Whatsapp to komunikacja? Temat tzw. „matek na Whatsapp” – szczególnie tzw. grup klasowych, to według mnie jakaś zmora i głównie upiorne działania pseudokomunikacyjne, prowadzące do niesnasek, kłótni, czasem wręcz psucia atmosfery w klasie czy szkole. Rozmowa, relacja, wymiana zdań, szacunek – nawiewają tam pod naporem emocji, emotikonków i głupiego lansu. A pod fałszywą przykrywką „wspólnego dobra naszych dzieci”. I nie, nie jest tak, że to „wygodne, więc gadamy”. To raczej jest tak, że „ględzimy bo lubimy”, a ta która nie lubi – to po prostu boi się powiedzieć to głośno, i z głośnym klinięciem opuścić grupę. A to tylko jeden z przykładów kiepskiej, współczesnej, wręcz patologicznej babskiej komunikacji…
ZOBACZ>>> Łatwiej zostać wiedźmą, niż świadomym katolikiem
A jak my, współczesne kobiety, rozmawiamy z księżmi? Umiemy i chcemy rozmawiać, czy raczej idzie to albo w pustą paplaninę, albo obgadywanie, albo wykłócanie się i pyskówki? Bądź też wybieramy (obopólne) wyniosłe milczenie: „z głupim klechą nie gadam”. Oczywiście, do tanga jak i do rozmowy, trzeba dwojga. I bywa tak, doskonale to pewnie niektóre z nas znają i doświadczyły, że po drugiej stronie jest i niechęć, i brak kultury, a może i traktowanie z góry, mocno protekcjonalne, bo „z głupią babą nie gadam”.
Niemniej, brak relacji, obopólna agresja lub omijanie się szerokim łukiem, do niczego dobrego nie prowadzi. A wprost prowadzi do pogłębiania złych emocji, niezrozumienia, a w rezultacie działa to destrukcyjnie na cały Kościół. Który to podobno jest… kobietą. Przychodzi baba do księdza? A dlaczego nie?
Bo jeśli trwają dyskusje o roli kobiety w tymże (i dobrze, że trwają), to może zanim zaczniemy z wysokiego “C” i poruszymy tematy z bardzo górnej półki, zanim się nadmiemy aż pękniemy od nadmiaru dobrych chęci (którymi wiadomo co jest wybrukowane), zejdźmy chociaż raz do realnego, zwykłego życia i działania. Czyli do rozmowy. Prostej, „parafialnej”, przyjacielskiej, ludzkiej, z szacunkiem dla obu stron, otwartej. Tak prostej i zwyczajnej, tak jednocześnie konstruktywnej, że aż… zmieniającej przestrzeń bardzo blisko nas. Tego potrzeba rodzinom, parafiom, Kościołowi. Potrzeba zwykłej rozmowy – kobiety z księdzem, z której to jak pokazuje historia, potrafi wyjść działanie i ogromne dobro. Potrzeba konstruktywnej (!) wymiany myśli, a potem z tych myśli – niech buduje się czyn.
Potrzeba taka jak była kiedyś, jest i obecnie. I to zarówno na poziomie Prymasa Tysiąclecia i Okońskiej czy Czackiej, jak zwykłej Kowalskiej i proboszcza Iksińskiego. Oni – wielcy – pokazali jak rozmawiać mamy. My – zwyczajni, możemy to kontynuować. Chcieć to móc?
To miłego gadania.
OPINIE STACJI7 to wartościowe komentarze do aktualnych wydarzeń, przygotowane przez grono doświadczonych publicystów.
W stałym dwutygodniowym rytmie piszą dla nas:
w poniedziałki – Tomasz Krzyżak,
we wtorki – Agata Puścikowska,
w środy – Marcin Makowski,
w czwartki – Konstanty Pilawa,
w piątki – Aneta Liberacka.