Prymas Wyszyński. Pokorna wielkość
Po trwającym 30 lat procesie beatyfikacyjnym zaczęły się przygotowania do uroczystości beatyfikacyjnej. Wyznaczono ją na 7 czerwca 2020 r. A tu nagle spada na świat wstrząsające doświadczenie – pandemia koronawirusa. Uroczystość beatyfikacji odwołana bezterminowo. A to jakby jest wpisane w drogę życia i świętości Prymasa Wyszyńskiego, wiernego wezwaniu: "Soli Deo".
Mówimy o nim: Prymas Tysiąclecia, niekoronowany król Polski, interrex, mąż stanu, a on mówił o sobie: „Jestem tylko Bożym chłopcem na posyłki.” Miał w sobie pewne dostojeństwo, świadomość godności człowieka jako dziecka samego Boga. Pośród wszystkich trudności czuł się synem Ojca Niebieskiego, który nigdy nie pozostawi go bez pomocy. Ufał Bogu całkowicie. Żadne bolesne doświadczenia: ani śmierć matki, ani dwie wojny, które przeżył, ani prześladowania komunistyczne, więzienie i szykany – nie zachwiały jego wiary. Każdy dzień wypełniał modlitwą, pracą apostolską, cierpliwym szukaniem rozwiązań, które mu Duch Święty podpowiadał.
Tak wiele o duchowości kard. Wyszyńskiego mówią punkty, które napisał sobie jako diakon w czasie rekolekcji przed święceniami kapłańskim:
Timete Deum.
1. Mów mało – żyj bez hałasu – cisza.
2. Czyń wiele, lecz bez gorączki, spokojnie.
3. Pracuj systematycznie.
4. Unikaj marzycielstwa – nie myśl o przyszłości, to rzecz Boga.
5. Nie trać czasu, gdyż on do ciebie nie należy: życie jest celowe, a więc i każda w nim chwila.
6. We wszystkim wzbudzaj dobre intencje.
7. Módl się często wśród pracy – beze Mnie nic nie możecie uczynić.
8. Szanuj każdego, gdyż jesteś odeń gorszy: Bóg pysznym się sprzeciwia.
9. Wszelką mocą strzeż swego serca, ponieważ z niego wypływa życie.
10. Miłosierdzie Boże na wieki wyśpiewywał będę.
Przez całe życie był wierny tym postanowieniom.
Kiedy nadszedł upragniony czas święceń kapłańskich, diakon Stefan Wyszyński pozostawał w szpitalu. Wyświęcony został później, osobno, bez uroczystej oprawy, w bocznej kaplicy Matki Bożej w katedrze we Włocławku. Gdy przyszedłem do katedry – wspomina – stary zakrystianin, pan Radomski, powiedział do mnie: „Proszę księdza, z takim zdrowiem to chyba raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń”. Tak się wszystko układało, że tylko miłosierne oczy Matki Najświętszej patrzyły na ten dziwny obrzęd, który miał wówczas miejsce. (…) Podczas Litanii do wszystkich świętych, spoczywający na posadzce, lękałem się chwili, gdy trzeba będzie wstać – czy zdołam utrzymać się na nogach, taki był stan mojego zdrowia.
Przeczytaj również
Ale już za dwa dni pojechał ze swoją siostrą Stanisławą do Częstochowy, aby tam w kaplicy Matki Bożej odprawić Mszę Świętą prymicyjną. Pojechałem na Jasną Górę, aby mieć Matkę, aby stanęła przy każdej mojej Mszy Świętej, jak stała przy Chrystusie na Kalwarii.
Ksiądz Wyszyński pragnął wówczas chociaż kilka Mszy Świętych odprawić w życiu. Odprawiał je przez 56 lat. Obchodząc 50-lecie kapłaństwa, wyznał: Od tamtej chwili czuję, że ciągnę nie swoimi siłami, tylko mocami Bożymi, dlatego niczego nie mogę przypisywać sobie, nie mogę zbyt dużo mówić o moim kapłaństwie, o tym, co miało miejsce w moim życiu, bo byłem tylko uległy Bogu.
W pierwszych latach kapłaństwa, po ukończeniu studiów na KUL-u i podróżach naukowych do Austrii, Włoch, Francji, Belgii, Holandii i Niemiec zajął się pracą naukową jako specjalista w dziedzinie katolickiej nauki społecznej i redaktor Ateneum Kapłańskiego. Łączył tę działalność z duszpasterstwem ludzi pracy. Włocławek był miastem przemysłowym. Los robotników stał się wielką troską ks. Wyszyńskiego. Współpracował on z Chrześcijańskimi Związkami Zawodowymi. Był prezesem Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego.
Nie myślał o godności biskupiej. Kiedy kard. August Hlond przekazał mu wiadomość o nominacji na biskupa, 25 marca 1946 r., poprosił o trochę czasu do namysłu. Całą noc się modlił i dopiero rano, w duchu posłuszeństwa, przyjął nominację. Po latach wyznawał: Człowiek nie jest nigdy dobrze przygotowany do zadania, które mu jest z nagła zlecone. I ja miałem wiele wątpliwości. Dlatego też ociągałem się z naśladowaniem Matki Chrystusowej, która od razu powiedziała: „Oto ja służebnica Pańska”. Ja się na to tak szybko nie zdobyłem. Myślałem zbyt po ludzku, pamiętałem o własnej nieudolności, a zapomniałem o tym, co Bóg zdolny jest uczynić, posługując się takimi narzędziami, jakie On sobie wybiera.
Szukając pomocy, jedzie na Jasną Górę. Do swojego herbu bierze wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. W Jej imię zaczyna kolejny etap służby Bogu – Soli Deo.
Po śmierci kard. Augusta Hlonda Ojciec Święty Pius XII nominował bp. Stefana Wyszyńskiego arcybiskupem Gniezna i Warszawy, prymasem Polski. Nowo mianowany prymas sprawy Kościoła w Polsce starał się prowadzić z wielką rozwagą i odpowiedzialnością. On wiedział zawsze, kiedy szukać porozumienia, a kiedy powiedzieć: Non possumus.
Kiedy władze komunistyczne chciały przejąć jurysdykcję w Kościele i mianować biskupów oraz proboszczów, kard. Wyszyński zdecydowanie powiedział: Nie wolno. Za tę odważną postawę zapłacił więzieniem: 25 września 1953 r. został aresztowany i wywieziony nocą z Warszawy do klasztoru w Rywałdzie.
Pozbawiony wolności bez sądu, bez wyroku, domaga się sprawiedliwości. Nie otrzymuje odpowiedzi. Ocenia ten stan jako bezprawie, ale jednocześnie, będąc człowiekiem wewnętrznie wolnym, uznaje to gorzkie doświadczenie za czas próby, łaskę od Boga. Przygotowuje sobie plan dnia: modli się, pracuje, dba też o spacery.
W tym czasie dojrzało w nim pragnienie całkowitego oddania się Matce Bożej w niewolę. Tym aktem, pełnym pokory i uległości wobec woli Boga, nie prosi o ratunek dla siebie. Staje się zakładnikiem za ocalenie Kościoła w ojczyźnie. W jego notatkach więziennych czytamy żarliwą prośbę do Matki Bożej: O jedno proszę, byś wziąwszy moje, chciała bronić Kościoła Chrystusowego (…). Ochraniaj go płaszczem macierzyńskim, skryj go w Sercu Twoim. Jeśli jest Ci to potrzebne, zabij mnie, aby mógł żyć w Polsce Kościół Syna Twego.
W czwartym miejscu odosobnienia, w Komańczy, pisze doniosły, historyczny akt – Jasnogórskie Śluby Narodu. Śluby te nie są tylko aktem czci Matki Najświętszej, Królowej Polski; to integralny program religijnej i moralnej odnowy naszej ojczyzny przed Tysiącleciem Chrztu Polski.
Uwięziony Prymas długo nosił w sercu treści zawarte w Ślubach, przekonany, że warunkiem istnienia Polski jest jej zdrowie moralne i siła duchowa. Uwięziony, na uroczystości Ślubów nie mógł pojechać na Jasną Górę. Po uwolnieniu powiedział: Jakże gorąco w głębi duszy pragnąłem, aby w dniu 26 sierpnia, w dniu tryumfu naszej Królowej, stać tu, wraz z ludem, u stóp Jej Tronu. (…) Czułem jednak, że trzeba wszystkiego się wyrzec, zarówno mego pasterskiego, prymasowskiego prawa, jak i radości, do której dziecko wobec swej Matki ma prawo. Czułem, że wielką chwałę Królowej Polski ktoś musi okupić. Że za nowy Jej tryumf wśród Ludu wierzącego trzeba wiele zapłacić. Że duchowe odrodzenie Narodu, podjęte w Jej Imię, na progu Tysiąclecia, przez odnowienie Ślubowań, musi bardzo kosztować.
Fotel Prymasa na Jasnej Górze pozostał pusty. Leżały na nim tylko biało-czerwone kwiaty. Jednak już w październiku Matka Boża wyprowadziła swojego pokornego sługę z więzienia. Z Jej pomocą przygotował naród na wielki jubileusz Tysiąclecia Chrztu Polski.
Kiedy władze komunistyczne przez przymusową ateizację chciały wyrugować Boga z serca ludzi, mówił: Patrzymy, jak powstaje potężna organizacja, jak się mobilizuje środki i siły, jak wiele pieniędzy idzie tylko po to, aby Wam odebrać wiarę w Boga, aby odłączyć Was od Chrystusa, aby Wam serca wystudzić i pozbawić Was religijnej pobożności. W takiej chwili, gdy widzę bezpośrednie zagrożenie waszej wiary, zdając sobie sprawę z odpowiedzialności za wasze dusze, za dzieci i młodzież, za Was samych, naśladuję Bożą linię postępowania i nadzieję moją pokładam w Matce Boga Żywego.
Trzeciego maja 1966 r. na Jasnej Górze Prymas Tysiąclecia wraz z abp. Karolem Wojtyłą i całym episkopatem oddał Polskę Matce Chrystusowej na całkowitą własność, w niewolę miłości. W ten sposób ubezpieczył wiarę przyszłych pokoleń. Aby Polska nigdy nie odłączyła się od Chrystusa. Milenijny Akt oddania Polski Matce Bożej w niewolę miłości jest tarczą obronną nie tylko dla naszego narodu. Jest to oddanie za wolność Kościoła w ojczyźnie i w świecie. Niektórym wydaje się to przesadą. Kiedy jednak w 1978 r. kard. Wojtyła zostaje papieżem i podejmuje odpowiedzialność za cały kościół, Akt milenijny okazuje się opatrznościową pomocą. Jan Paweł II, podobnie jak Prymas Wyszyński, miał odwagę nazwać siebie niewolnikiem Maryi. Taka była pokorna droga wielkich ludzi. Idąc pokorną drogą całkowitego oddania się Bogu i Matce Najświętszej, Prymas Tysiąclecia doczekał się wielkiego zwycięstwa Maryi w Kościele: wyboru kard. Wojtyły na papieża. Jan Paweł II, przemawiając do Polaków, zwrócił się do Prymasa Wyszyńskiego z wielką miłością: Czcigodny i Umiłowany Księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża-Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów
Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem.
Odtąd wszystko w życiu Prymasa Wyszyńskiego było ofiarowane za Jana Pawła II. Jemu róść, mnie się umniejszać. Kiedy, sam śmiertelnie chory, dowiedział się o zamachu na życie Papieża, zwrócił się do wiernych z przyjmującym apelem: Proszę was, aby te heroiczne modlitwy, które zanosicie w mojej intencji (…), kierowali wraz ze mną ku Matce Chrystusowej o zdrowie i siły dla Ojca Świętego. Ojciec Święty wraca do zdrowia, a Prymas Wyszyński – odchodzi do Boga.
Pokorna droga Prymasa Tysiąclecia ma kontynuację do dzisiaj. Po trwającym 30 lat procesie beatyfikacyjnym zaczęły się przygotowania do uroczystości beatyfikacyjnej. Wyznaczono ją na 7 czerwca 2020 r. Zaplanowano dziesiątki spotkań, zjazdów, konferencji. A tu nagle spada na świat wstrząsające doświadczenie – pandemia koronawirusa. Miliony zachorowań, setki tysięcy ofiar. Odwołano wszystkie publiczne spotkania. Pozostaliśmy „internowani” w domach z powodu społecznej kwarantanny. Uroczystość beatyfikacji odwołana bezterminowo. A to jakby jest wpisane w drogę życia i świętości Prymasa Wyszyńskiego, wiernego wezwaniu: Soli Deo.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika dla kobiet „List do Pani”.
Pismo ukazuje się od lutego 1993 r., a jego wydawcą jest Polski Związek Kobiet Katolickich. Miesięcznik poświęcony szeroko pojętej formacji religijnej, adresowany jest do kobiet, które pragną ogarnąć refleksją swoje życie i zadania wynikające z kobiecego powołania. Punktem odniesienia dla twórców pisma jest Ewangelia i nauczanie Jana Pawła II, Jego teologiczna wizja kobiety i jej zadań w misterium Stworzenia i Zbawienia. Wpisany w nurt tak pojętego nowego feminizmu „List do Pani” ukazuje niezwykłą rolę kobiety w rodzinie, społeczeństwie, w nowej ewangelizacji; upomina się o powszechny szacunek dla macierzyństwa, ojcostwa, rodziny, dziecka, o politykę prorodzinną; stara się wykazać, jak błędne i szkodliwe są postawy i ideologie zaprzeczające w pełni ludzkiemu i duchowemu rozumieniu rodziny, kobiety i dziecka.