Boże, jednak jesteś!!!
„Franciszku, idź odbuduj mój Kościół, bo popada w ruinę!“ – te słowa miał usłyszeć święty Franciszek od ukrzyżowanego Jezusa. Czy ktoś uwierzy, że nowy papież przypadkowo nawiązał swoim imieniem do Biedaka z Asyżu?
Czy ktoś ma dziś jeszcze wątpliwości, że Bóg jest i rzeczywiście troszczy się o swój Kościół? Że niezależnie od tego w jakie brudy by nie popadł, zawsze znajduje się w nim nowa siła, duch odnowy, świeży powiew? Dla mnie będzie to wieczór dwóch znaków.
Wyboru tego właśnie imienia i prośby o to, by to lud pobłogosławił papieża, zanim on pobłogosławi świat. Czegoś takiego Watykan jeszcze nie widział. Widywałem ten gest w Ameryce Łacińskiej, w Europie, w której hierarchowie to wciąż książęta – nigdy.
Będziemy mieli papieża, który przychodzi z Kościoła żyjącego często innymi problemami niż ten, który tak dobrze znamy. W Ameryce Łacińskiej widoczne są nasze „ciśnienia” bioetyczne, ale głównym problemem są tam kwestie społeczne, pytanie dlaczego jedni mają dziś wszystko, a inni nie mają nic.
Przeczytaj również
Franciszek I z pewnością musiał zmierzyć się z ważnymi pytaniami stawianymi przez „teologię wyzwolenia” (kto nie widział biedaków dogorywających na ulicach Sao Paulo nie zrozumie, dlaczego musiała tam powstać).
Uchodzi za ortodoksa w sprawach obyczajowych, ale bardzo wyraźnie czującego, co dziś ma oznaczać w wymiarze praktycznym chrześcijańska miłość bliźniego, którą po świecku określa się mianem sprawiedliwości społecznej.
Kardynał Bergolio wyrósł w Kościele ciężko doświadczonym wplątaniem w politykę za czasów dyktatury Vidala. Za chwilę wszechwiedzący krytycy zaczną oskarżać go, że był częścią systemu, który „dealował“ z okrutną władzą.
Nie umieją udowodnić, że ten znany ze swojej skromności i rozwagi człowiek, który wtedy pełnił funkcje w zakonie jezuitów (najpierw prowincjała, później rektora seminarium), należał nie do tych, którzy byli blisko władzy, ale do tych, którzy aktywnie stawali po stronie pokrzywdzonych również katowanych dziesiątkami księży i zakonnic.
Franciszek I wie dokładnie, czym grozi globalizacja, wie doskonale jakie zagrożenie niosą ze sobą świeckie reżimy. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak wielkim problemem są dziś dla Kościoła i Prawdy ci, którzy po całym świecie wciskają dziś ludziom rzekomo w imię Chrystusa pseudopobożny kit.
Oby pierwszy jezuita na papieskim tronie, był papieżem, który wybierze właściwych ludzi do posprzątania watykańskiego bałaganu, a sam – tym jak będzie żył i tym, co będzie nam mówił – przywróci wreszcie światu przekonanie, że po prostu warto wierzyć w Chrystusa. Będzie papieżem, który przywróci Kościołowi program wynikający z Jego Ewangelii: ubóstwo, czystość i posłuszeństwo. Cała reszta to per saldo nieistotne didaskalia.