Franciszek – dobry kapłan
Czy papież Franciszek jest autentyczny? Czy troszcząc się o ubogich, zapomniał o bogatych? Jak nie wpaść w pułapkę fałszywych interpretacji nauczania Franciszka?
Z ks. Przemysławem Śliwińskim, Rzecznikiem Archidiecezji Warszawskiej, rozmawia Sławomir Dynek.
Ile św. Franciszka i jego nauczania można znaleźć w nauczaniu papieża Franciszka?
Wszystkich chyba ujęły prostota wyrażona w wyborze samego imienia i jednoznaczne odniesienie się do postaci Franciszka z Asyżu. Był to wyraźny znak, że Kościół, który w moim przekonaniu jest ubogi, musi dać bardzo wyraźne świadectwo prostoty i ubogiego życia. To jest droga Kościoła, bo to jest natura Kościoła, o której mówił sam Jezus. Innymi słowy, jeśli nie żyjemy tak, jak Jezus tego chce, to nie będziemy świadczyć własnym życiem. Papież pokazał to ubóstwo, zamanifestował tę prostotę w bardzo wielu gestach…
Przeczytaj również
Czy także w tym, że zamieszkał w Domu św. Marty?
Zamieszkanie w Domu św. Marty nie było po to, żeby – jak to się mówi w mediach – „opuścić splendor pałaców apostolskich”. Raczej chodziło o to, że papież, jako zakonnik, jest przyzwyczajony do życia we wspólnocie. Stąd wybór Domu św. Marty i mieszkanie razem ze wszystkimi. Ale są też inne gesty – zwracanie się do ubogich w każdym przekazie, podczas każdej wizyty, a równocześnie realna pomoc ludziom w różnych zakątkach ziemi. Papież apeluje, żebyśmy nie tylko mówili o Kościele ubogim, ale także bardziej go sobą pokazywali.
Prowokacyjnie zapytam: czy Franciszek trochę nie przesadza? Przecież na spotkania z Nim – msze, audiencje – przychodzą nie tylko ludzie ubodzy…
Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co to znaczy żyć ubogo. Chyba nie wystarcza do końca kryterium, że bogaci to ci, co mają pieniądze, a biedni to ci, co ich nie mają. Przecież potrzeba światu takich, którzy mają wiele i dają możliwość szybkiego, operatywnego działania, które przynosi zysk. Ale niech to będą ludzie, którzy tym zyskiem potrafią się dzielić, którzy uczą tej operatywności innych. Chodzi o solidarność, o bogactwo darów. W dzisiejszych czasach mamy coraz więcej ludzi ubogich w zupełnie innym znaczeniu: takich, którzy zatracili sens życia, poruszających się po bezdrożach, uwikłanych w różne używki i zniewolenia, z których trudno im potem wyjść. To też są ludzie ubodzy i Franciszek apeluje, by nimi także się zająć. Papież prosi: bądźmy solidarni, bądźmy razem, nie zamykajmy się w naszych osiedlach, nie zamykajmy drzwi przed innymi – interesujmy się sobą nawzajem. W obliczu odpowiedzialności jednego człowieka za drugiego Kościół ubogi dla ubogich stanie się rzeczywiście żywy. Często potrafimy dawać pieniądze na akcje charytatywne, ale niestety – nie widzimy osoby, do której one trafiają. Jakaś organizacja zajmuje się dystrybucją tej pomocy.
Czy to znaczy, że mam teraz przestać wspierać Caritas?
Wpłacanie pieniędzy to jedna z form pomocy. Ale nie może być tak, że wrzucamy kilka monet do puszki i to uspokaja nasze sumienie, daje nam poczucie, że już wszystko zrobiliśmy. Być może w naszym otoczeniu jest ktoś, kto potrzebuje pomocy. Jeśli tak, to weźmy odpowiedzialność za człowieka, za kogoś, kogo znamy i wiemy, że potrzebuje pomocy – wtedy spełnimy postulat papieża Franciszka i postulat płynący z Ewangelii.
Wszyscy na początku uważnie przyglądali się Franciszkowi i temu, co robi. Pojawiły się różne opinie, m.in. taka, że papież nas zwodzi, udaje. Że to wszystko jest grą: to, że śpi i pracuje w Domu św. Marty, że jeździ jakimś gorszym samochodem. Ale przecież papież żyje w dużej mierze tak, jak przedtem żył kardynał Bergoglio.
Każdy papież wkłada w swój pontyfikat własną tożsamość, doświadczenie życia i samego siebie. Z tego powodu mamy tak różne pontyfikaty i tak różnych wspaniałych papieży. Z drugiej strony, nie tak łatwo nauczyć się „papieżowania”. Potrzeba trochę czasu. Widać było tego pokornego papieża, który uczył się, jak to jest być nie pasterzem dla jednej diecezji, ale dla całego świata. Zdecydowanie odrzucam oskarżenie, że papież cokolwiek udaje – w jego zachowaniu widać autentyczność. Ludzi nie da się oszukać, od razu wyczuwają fałsz i brak autentyzmu.
A jak nie dać się zwabić w pułapkę wykorzystywania Franciszka i jego stylu życia przeciwko Kościołowi, księżom, nauczaniu?
Zawsze w historii Kościoła było tak, że kiedy papież podbijał serca wiernych albo całego świata, momentalnie tworzyła się medialna opozycja: dobry papież – zły Kościół. Łatwo przeciwstawiać papieża hierarchii. Prasa celuje w to od zawsze. Oto ostatni przykład: podczas wizyty w Korei Franciszek mówił do osób konsekrowanych o czystości, ubóstwie i posłuszeństwie. Co napisała o tym polska prasa? Że znów skrytykował księży za bogactwo. A to było spotkanie nie z księżmi, ale z osobami konsekrowanymi, czyli siostrami i braćmi zakonnymi, poświęcone ich drodze życia. To była katecheza o trzech radach ewangelicznych.
Ale były także inne sytuacje – różne interpretacje wypowiedzi papieża Franciszka dotyczących homoseksualistów czy roli kobiet w Kościele, czy też osób rozwiedzionych…
To zdarzało się już za czasów Jana Pawła II. Niektóre środowiska mają jakieś oczekiwania, postulaty i wybierają fragmenty wypowiedzi autorytetów, żeby udowodnić swoje tezy. Jeśli chodzi o homoseksualistów, papież Franciszek powiedział: nic nie dopowiem, powtórzę wszystko, co mówi katechizm. A jednak świat podbił słynny cytat – „kimże ja jestem, żeby go osądzać… kimże ja jestem, żeby osądzać homoseksualistę za jego czyny…” Franciszek mówił to o księdzu, który był oskarżony o czyny homoseksualne w przeszłości i cień tych wątpliwości padł w momencie jego nominacji na stanowisko watykańskie. Papież tłumaczył, że ta sprawa dotyczyła przeszłości, ten człowiek się nawrócił i podjął nowe życie. Kimże jestem, żebym mógł go osądzać?
Jak więc nie dać się złapać w pułapkę manipulacji, pułapkę cudzych interpretacji?
Informacje, które nas otaczają i które znajdujemy w portalach, są przygotowywane przez dziennikarzy. Sytuacja z Seulu była wynikiem błędu jednej z zagranicznych agencji, błędu reportera, który był na miejscu i użył nieodpowiedniego słowa: „clergy”. I tak spotkanie z zakonnikami i zakonnicami stało się spotkaniem z księżmi. Potem powstały tłumaczenia tych depesz i ruszyła lawina. Katecheza dla osób żyjących radami ewangelicznymi stała się krytyką księży żyjących na bogato. I jak tu oskarżyć polskiego dziennikarza, który po prostu wiernie przetłumaczył zagraniczną depeszę? Z drugiej strony jest to zachęta do tego, żeby szukać dobrych mediów, które nie będą takich błędów powtarzały. Katolicka Agencja Informacyjna nie zrobiła błędu w tej relacji, ale jej oddziaływanie jest mniejsze. Moim zdaniem, u progu tego wszystkiego jest pewnego rodzaju podejrzenie, że Kościół jest zły. Myślę, że istotą bycia w Kościele jest zaufanie. Jeśli z zaufaniem spojrzymy na jakąś rzeczywistość, to będziemy żyli zupełnie inaczej. Jeśli będziemy podejrzliwi wobec Boga, Jezusa, Kościoła, to z tego wiara się nie narodzi. Z tego nie narodzi się wspólnota, lecz krytykanctwo, które do niczego nie prowadzi.
Innym wyznacznikiem pontyfikatu jest widoczna radość Franciszka z przebywania z ludźmi. Szczególnie z ludźmi ubogimi, czy dotkniętymi chorobą, jakimś nieszczęściem.
Kiedyś mój proboszcz wypowiedział słowa, które stały się dla mnie okazją do rachunku sumienia – powiedział, że prawdziwego kapłana, swojego wikarego ocenia on po tym, jak traktuje posługę chorym i cierpiącym. Sądzę, że papież Franciszek jest po prostu dobrym kapłanem.
W tym pontyfikacie widać wyraźnie dwa wołania – wołanie o troskę nad biednymi oraz krzyk o pokój. I to niedawne, mocne podkreślenie, że nie wolno mordować w imię Boga.
Ten aspekt pontyfikatu w polskich mediach jest mało obecny. Widzimy papieża, który mówi ciekawie, wykonuje atrakcyjne gesty, ale nie pokazuje się papieża mówiącego o trzeciej wojnie światowej, która już się dzieje w różnych częściach świata „po kawałkach”. Który mówi, że nie wolno zabijać w imię religii, bo to wtedy nie jest religia. Tymczasem sytuacja w Syrii, Jerozolimie, Iraku czy na Ukrainie spowodowała, że Franciszek co kilka dni mówi o tym, że nie wolno zabijać, że jedno państwo nie może napadać na drugie, a wspólnota międzynarodowa, zwłaszcza ONZ, jest odpowiedzialna za to, żeby powstrzymać agresję. Odpowiedzią na agresję nie może być agresja, ale nieustanna próba pokojowego rozwiązania konfliktu, wręcz na kolanach. Co więcej – papież mówi, że większej odwagi wymaga pokój niż prowadzenie wojny. Wzywa społeczność międzynarodową: nie pozwólcie, by ktokolwiek był sam.
Czy sądzi ksiądz, że w czasie tego pontyfikatu coś się zmieniło w Kościele – rozumianym jako my wszyscy?
Na pewno papież zdobył „target”, którego wcześniejsi papieże nie zdobyli. Ci, którzy dotąd wątpili w istnienie Boga, którzy są sceptyczni wobec Kościoła, pokochali tego papieża. Franciszek poszerzył horyzonty, zyskał sympatię tych, którzy są na pograniczu. Oni nadal są krytyczni wobec Kościoła, ale nie wobec papieża. I to jest właśnie ta otwarta furtka, która sprawiła, że z zainteresowaniem słuchają Franciszka. Róbmy wszystko, żeby cały Kościół wyciągał rękę, ale z drugiej strony zachęcał do kolejnych kroków. Jeśli chcesz być naprawdę szczęśliwy, to musisz poznać Boga do końca i konsekwentnie – przez zmianę swojego życia. W tym jest ukryta pedagogika jezuicka: Franciszek najpierw zdobywa ludzi, a w kolejnych miesiącach zaprasza ich, żeby poszli głębiej. Mam wrażenie, że w pontyfikacie papieża widać ten program mądrości pedagogiki jezuickiej.