Dlaczego oni są tak silni?
Mnisi patrzą na wolność zupełnie inaczej. Być prawdziwie wolnym to znaczy odpowiadać na powołanie, które zostało nam dane przez Boga.
„Być dobrym człowiekiem, to kwitnąć tam, gdzie posadził nas Bóg. Kwitnąć to znaczy dawać życie”. Te zdania wypowiedziane przez siostrę w celi jednego z hiszpańskich zakonów kontemplacyjnych zostaną ze mną na długo. Tak jak i wiele innych wypowiedzi mnichów i mniszek z filmu „Wolni. Podróż do wnętrza”.
Dokument Santosa Blanco otwiera przed widzem drzwi do życia zakrytego. Rzadko ma się okazję zobaczyć i zrozumieć, jak wygląda codzienność w zakonach kontemplacyjnych. A nawet jeśli można gdzieś znaleźć tę wiedzę, to dla współczesnego człowieka to trochę jak oglądanie przybyszów z innej planety. Jest to rodzaj egzystencji, której po prostu nie rozumiemy.
Przez dwie godziny oglądamy wprawiające w zadumę krajobrazy i podglądamy pogodnych zakonników w ich codzienności, którzy mówią prostym językiem o ważnych sprawach. Nie jest to opowieść o ludziach uciekających przed światem. Podczas seansu miałem wrażenie, że to my ciągle przed czymś uciekamy. Wiecznie pędzimy na złamanie karku, znieczulamy się używkami i ogłupiającą technologią, żyjemy w śmierdzących miastach, odseparowani od przyrody. Oni odwrotnie, poczuli w sobie powołanie i kwitną tam, gdzie zasadził ich Bóg.
Opowieść, jaką snują twórcy filmu, oparta jest na głębokim kontraście między nowoczesnością, a życiem zakonnym. Można powiedzieć, że miejsca te odpowiadają na wszystkie tęsknoty współczesnego człowieka. Pragniemy harmonii z przyrodą, wewnętrznego spokoju i siły, zakorzenienia, wspólnoty, porządku. Tam wszystko jest na swoim miejscu, u nas wszystko stoi na głowie.
Wyjątkowo poruszyła mnie historia malarza i architekta, pracującego jeszcze niedawno w Nowym Jorku i Paryżu. Człowieka sukcesu, któremu nagle rozpadło się małżeństwo. Wyjechał do Toledo, przywdział habit i już nie wrócił do starego życia. Galerie w największych metropoliach tego świata zamienił dobrowolnie na zakonną celę. Biła od niego dziwnie niepokojąca mieszanka spokoju, pokory i mądrości. W oczach świata przegrał życie, w wywiadzie wyznał, że jego prawdziwa droga zaczęła się dopiero w zakonie.
Przeczytaj również
Film nienachalnie przekonuje nas do katolickiego rozumienia wolności. Wzrastamy w przekonaniu, że o niezależność należy się bić, przedzierać się z trudem po swoje przez dżunglę współczesnego świata. Mnisi patrzą na wolność zupełnie inaczej. Być prawdziwie wolnym to znaczy odpowiadać na powołanie, które zostało nam dane przez Boga. Nie ma żadnej dżungli, to wymyślona przez świat iluzja. Roztropne odpowiadanie na wymagania stawiane nam przez rzeczywistość, a nie zużywanie siebie i stwarzanie świata. Oto morał płynący z hiszpańskich zakonów kontemplacyjnych.
Nasze życie będzie wydawało prawdziwe owoce tylko kiedy uświadomimy sobie, że jesteśmy wezwani do pokornej służby. Godzina po godzinie, dzień po dniu, rok po roku. „Dopiero kiedy wypełni się każdą z tych pór właściwą treścią, w adekwatny sposób odpowie na ich wezwanie, śmierć, kiedy przyjdzie, wyjmie mi pistolet z ręki i wręczy w zamian swoją dłoń. Powie cicho już pora i przeprowadzi na drugą stronę” – pisze Jan Maciejewski we wstępie swojej nowej książki „Już pora. Miesiące i godziny”, którą zacząłem czytać nazajutrz po obejrzeniu „Podróży do wnętrza”.
Cytat ten przywołuje w mojej pamięci jeszcze jedną, rozbrajającą scenę filmu. Pewna mniszka w bardzo podeszłym wieku wyraźnie rozbawiona opowiada o rozmowie, jaką przeprowadziła ze swym lekarzem. Przekazał jej wiadomość, że choruje na raka z przerzutami, którego nie da skutecznie wyleczyć. Łatwo można sobie wyobrazić reakcję każdego zwykłego śmiertelnika na tego rodzaju nowinę. Jednak ku zdumieniu lekarza zakonnica szeroko się uśmiechnęła i wyznała, że poczuła olbrzymią ulgę. Chyba właśnie taką wolność wewnętrzną miał na myśli Maciejewski, pisząc o śmierci, która wyzwala i przeprowadza człowieka na drugą stronę.
ZOBACZ TEŻ: Premiera “Ogniem i piórem” ks. Staszka Adamiaka. Posłuchaj najnowszego podcastu Stacji7
„Wolni. Podróż do wnętrza” to nie jest film wyłącznie dla księży, osób konsekrowanych, nie jest również wyłącznie dla katolików. Wewnętrzna siła jego bohaterów każdego może wprawić w zadumę. Dlaczego mam wszystko i jestem tak słaby, a oni nie mają nic, a są tak silni? Może właśnie dlatego. Nadmiar materii znieczula duszę.
OPINIE STACJI7 to wartościowe komentarze do aktualnych wydarzeń, przygotowane przez grono doświadczonych publicystów.
W stałym dwutygodniowym rytmie piszą dla nas:
w poniedziałki – Tomasz Krzyżak,
we wtorki – Agata Puścikowska,
w środy – Marcin Makowski,
w czwartki – Konstanty Pilawa,
w piątki – Aneta Liberacka.